Poznaj prawde
- Jestem przy tobie, maleńka
Dziewczyna wtuliła się w niego plecami i przymknęła oczy. Była w domu.
- Kiro, już czas byś poznała prawde - powiedział cicho. Zmarszczyła brwi nierozumiejąc i odwróciła się ku niemu. Był wysoki i potężny. Mięśnie i siła zamknięte pod śniadą skórą. Miał na sobie czarne jeansy i czarną jedwabną koszulę. Uniosła wzrok wyżej i napotkała cudowne zielone oczy. Były takie znajome... Miał poza tym ciemno czerwone włosy. Ciemno czerwone?
- To niemoźliwe... - szepnęła. Przysunęła się i pociągnęła koszulę odsłaniając ramię. Miał na nim szkarłatne skrzydła. Pogładziła je kciukiem i spojrzała w jego oczy.
- Darius?
- Tak, Kiro, to ja
- Jakim cudem? Ja nic nierozumiem. Jestem twoim jeźdźciem przecież...
- Nie tylko. Jesteś też moją partnerką. Moim sercem, duszą i życiem. Moim wszystkim - szepnął głaszcząc uspokajająco jej plecy.
Łzy zalśniły w jej oczach. Tak bardzo go kocha. Jego i tylko jego. Należy do niego tak jak on do niej. Przytuliła się do niego mocno. Trwali tak długo w ciszy, aż zapytała.
- Czemu mi nie powiedziałeś? Czemu nie zauważyłam?
- Byłaś dzieckiem. Gdybym przyszedł i powiedziałbym, że jesteś moją partnerką wystraszyłabyś się. Chciałem zostać najpierw twoim przyjacielem.
Dziewczyna uśmiechnęła się. Zawsze myślał o niej.
- Niezauważyłaś, że jestem twoim partnerem, bo zawsze byłem pod postacią smoka.
- Właśnie! - odskoczyła i spojrzała na niego bystro.
- Jak to robisz? Nie znam takiego zaklęcia ani nie czuje magii gdy się zmieniasz...
- Bo nie ma takiego zaklęcia oraz nie używam magii. Jestem zmiennym. A konkretniej smokołakiem.
Dziewczyna zrobiła wielkie oczy.
- Nie wiedziałam nawet, że istnieją takie stworzenia...
- Mało kto to wie, bo nie da się rozpoznać smoka od przemienionego zmiennego. Ukrywamy się, bo mamy moc uzdrowienia
- Nikomu nie powiem - szepnęła łapiąc go delikatnie za dłoń. Bała się, że ją odtrąci jednak on nie zrobiłby tego. Przygarnął ją do siebie i pocałował w czoło. Był to niewinny gest lecz Kira odczuła podmuch gorąca. Przy żadnym mężczyźnie tego nie czuła.
- Co teraz zrobimy?
- Będziemy razem. Możemy uciec i udać się do dalekich krajów. Zajmować się tym co dawni jeźdźcy albo robić cokolwiek innego...
Spojrzała na niego swoimi pięknymi oczętami.
- Nie chce opuszczać tego miejsca. Tu mam rodzinę, dom, szkołę... - zagryzła wargę zdenerwowana. Darius ujął jej podbrudek i uwolnił wargę.
- Najdroższa, jeśli nie chcesz, możemy tu zostać nic na siłe. Moim obowiązkiem jest dbać o twoje szczęście i bezpieczeństwo.
Dziewczyna spłoneła rumieńcem.
- Jesteś dla mnie za dobry. Dbasz o mnie, troszczysz się, ryzykujesz życiem...
Ujął jej twarz w dłonie i patrząc prosto w oczy rzekł.
- Jesteś dla mnie stworzona. Taka piękna, dobra, odważna i potężna. Jesteś nanomagiem, potrafisz rzucać aż 9 zaklęć naraz podczas gdy twoi znajomi są ledwie dimagami. Jesteś magią, a ja siłą. Dopełniamy się maleńka. Jesteś najcudowniejszą istotą jaką znam, Kiro
Jego oczy płoneły, przykuwając jej wzrok, sprawiając, że wszystko w niej topniało.
- Jesteś moja ze wszystkimi zaletami i wadami - Darius spoglądał na nią tak intensywnie, że czuła, jakby ten sam płomień lizał jej zakończenia nerwowe. Jego wargi były zaledwie o kilka centymetrów od jej ust. Leciutko oblizała wargę. Kusiła go. Uwodziła. Zamknęła oczy, gdy dotknął ustami jej ust. Ogień ogarnął ją całą, bez reszty. Darius przyciągnął ją do siebie zbyt mocno, ale to nieważne. Nic się już nie liczyło, tylko te cudowne usta i ziemia, wirująca pod stopami. Nigdy nie będzie innego. Tylko Darius. Tylko ich dwoje. Mężczyzna w końcu niechętnie odsunął się lekko.
- Wracajmy do domu - odparł chcąc odwrócić się i iść.
- Chyba żartujesz?
- Czemu? - zdziwił się.
- Nie jestem w stanie iść. Nogi mi drżą. - Darius uśmiechnął się zniewalająco zadowolony. Wziął ją na ręce.
- Skoro moje pocałunki tak ci zawróciły w głowie - zaśmiał się.
- Chciałbyś - zaprzeczyła, ale i tak się uśmiechała.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro