11 Pod niebem
Kira biegła do lasu.
- Maleńka, i tak cię złapie! - odgrażał się pozwalając jej uciekać. Dopiero gdy znikli pod osłoną drzew przycisnął jej drobne ciało do chropowatego pnia.
- Mam cię - szepnął patrząc na nią pożądliwie.
- Nie ma tak łatwo, najdroższy - uśmiechnęła się kpiąco i zniknęła. A to szelma! Korzysta z magii.
- Oj, tak to nie będzie ty moja mała złośnico - mruknął i zmienił się w smoka. Wzleciał w niego i badał swoim przenikliwym wzrokiem otoczenie. W końcu dostrzegł swoją ofiarę. Kira uciekała na zachód biegnąc niczym sarna między drzewami. Uśmiechnął się i poleciał w tamtym kierunku. Gdy był już nad nią poleciał w dół wyciągając łapy ku niej.
Kira pisnęła wystraszona gdy nagle złapał ją wielki smok i wzleciał w górę.
~ Darius! Nie strasz mnie tak!
~ To ty nie oszukuj czarami - zaśmiał się. Poleciał nad morze. Chciał pokazać ukochanej jakie latanie jest wspaniałe. Nagle poczuł magie. Kira czarowała. Cały się spiął.
~ Co zrobiłaś?
~ Rzuciłam na nas zaklęcie niewidzialności, żeby nikt nas nie zobaczył.
~ Madrze... zapomniałem o tym.
Lecieli dalej. Gwiazdy błyszczały pięknie. Kira poruszyła się niespokojnie w uścisku smoczych łap.
~ Dariusie?
~ Co, maleńka? - spytał łagodnie.
~ Mogę lecieć na grzbiecie?
~ Oczywiście - zaśmiał się i podrzucił ją ku górze. Dziewczyna krzycząc ze strachu zaczeła spadać. Smok zakołował w dół i Kira spadła na jego grzbiet.
~ Dariusie! Jak mogłeś! To było straszne! - krzyczała przerażona na co wielki smok wybuch szczerym, niekontrolowanym śmiechem.
~ No weś maleńska... to było śmieszne - biła od niego taka radość i czułość, że nie była wstanie się na niego gniewać. Uśmiechneła się i pogłaskała czerwone łuski.
~ Patrz - powiedział i dmuchnął w chmury tak że się rozproszyły i ujrzeli białą tarczą księżyca.
~ Piękny - szepnęła.
~ Nie tak bardzo jak ty - poczuła jego palce na policzku i szyi. Nie wiedziała jak to robił, ale to było niesamowite.
Lecieli dalej upajając się widokiem nieba i wzburzonego morza.
~ Dariusie? Może podniosę ci ciśnienie? - zaczeła się droczyć.
~ Nie wiem co chcesz zrobić, ale nawet nie próbuj - warknął, gdy przed oczami zaczeły mu się przewijać wszystkie możliwe scenariusze.
~ E tam... - powiedziała i zeskoczyła z jego grzbietu. Serce mu nie mal staneło.
~ Kira! - wyrwał mu się krzyk przerażenia kiedy nagle ta mała szelma zaczeła czarować. Unosiła się jakoby płynąc śmiejąc się.
- Gdy tak nie rób!
- Oj, Dariusie... gdy starzec żeni się z młódką powinien sobie przypomnieć czym jest dobra zabawa - zachichotała lecąc obok niego.
- Starzec?! Ja ci dam starzec? - drocząc się zionął ogniem.
- Jak mogłeś?! - wybuchneła śmiechem zasłaniając się przed żywiołem.
- Kaszle jak to staruszek
- Oh Darius... - wywróciła oczami i wróciła na jego grzbiet. Ziewneła kładąc głowę na chłodnych łuskach. Darius szybował cicho kołysząc swoją maleńką do snu. Mieli dziś dużo atrakcji. W końcu pod osłoną ciemności wylądował i zmienił postać. Z Kirą w ramionach cicho wkradł się do pałacu. Nieobchodziło go zdanie jej ojca ale nie chciał robić jej problemów. Zaniósł ją do jej pokoju i położył na łóżku. Niestety jej ramiona zacisneły się na jego szyi. Próbował się jakoś oswobodzić ale była uczepiona jak małpka. Uśmiechnął się i wślizgnął do niej pod kołdrę. Dziewczyna wdrapała się na niego przez sen wywołując jego cichy śmiech. Mógłby już zawsze tak leżeć. Taki motyw spędzenia wieczności wydał mu się nadwyraz kuszący.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro