4
W oddali zamajaczyły mury zamku Falstone, aż serce Wulfgara zaczęło bić szybciej. W świetle dnia zdawało mu się, że jest jeszcze bardziej okazalszy niż pamiętał. Jakże się zdziwił, kiedy podjechali bliżej. Jego własność nie była zbytnio dobrze pilnowana. Nikt ich nie zatrzymał przed wjazdem na zamek. Ani jednego strażnika na murach, jak również nie dostrzegł łuczników. Czyżby ktoś napadł na jego ziemie? Popędziła konia, a wraz za nim jego rycerze pokonali zwodzony most i bramę, po czym wjechali na brukowany dziedziniec. Nie uszło jego uwadze, że zamek jest wyludniony. Kazał swoim zbrojnym obnażyć miecze i być czujnym. Zsadził dziewkę z konia, każąc swemu giermkowi o pilnowanie jego pani. Nie miał zamiaru przez nią zginąć. Naraz otworzyły się wielkie drzwi od donżonu i wyszedł zeń młody chłopak.
- Wulfgarze, bracie!- Wykrzyknął na widok rycerza.
- Sedric? - Normański rycerz nie mógł uwierzyć, że stoi przed nim jego brat. Pięć lat w Ziemi Świętej jak widać pozwoliło mu wydorośleć. Ileż to on miał wiosen? A tak, dwadzieścia jeden. - Wyrosłeś.
- A jakże - czarnowłosy młodzieniec ruszył ku bratu, po czym przywitali się jak na rodzinę przystało. - A i ty nie jesteś taki jak wcześniej. Zmężniałeś jeszcze bardziej, Wulf. Wyprawa krzyżowa jak widzę, posłużyła ci.
Aislyn z odległego kąta pod zamkowym murem oglądała powitanie jak jej się zdawało braci. Wulfgar znacznie górował na młodzieńcem, jednak i tamten do niskich nie należał. Zaś sam rycerz był najwyższym mężczyzną jakiego dotąd znała. Kiedy zsunął kaptur kolczy, jej oczom ukazały się ciemne kędziory opadające aż na szyję. Zdawało jej się, że może być od niej o kilka lat starszy, jednak przy owym młodzieńcu, wyglądał na dojrzałego mężczyznę. Blizna przecinająca prawą brew i ciągnąca się aż do policzka była jeszcze świeża. Wiedziała, że miał dużo szczęścia nie tracąc oka. Ogarnęło ją współczucie dla niego. Jej narzeczony nie powrócił do niej, a ona miała zostać starą panną. Ale to było wcześniej, teraz los zesłał jej niechcianego wybawcę. Popatrzyła na rycerzy podchodzących do niej. Stała dumnie wyprostowana, wiedząc, że w tym żałosnym ubraniu wygląda niczym zwykła dziewka, a nie dama.
- A kimże jest ta niewiasta? - Sedric zmierzył dziewkę i mimo rozdartego stroju wiedział, że jest dobrze urodzoną damą.
- Aislyn z Keswick - odpowiedział niedbale Wulfgar i nie dostrzegając błysku w oku brata.
- Urodziwa - odparł, a po namyśle dodał. - Skoro ją tutaj sprowadziłeś, to może mi ją oddasz, Wulf. Ty możesz znaleźć sobie inne. Poza tym, chyba pociągając cię inne damy - zaśmiał się rubasznie.
- Oddać ci? - Zdumiał sie rycerze prośbą Sedrica. - A czemuż to? - Zapytał już nie nazbyt wesołym głosem, gdyż nie podobały mu się słowa brata.
- Chodzą słuchy, że wielu zabiegało o jej względy, jednak każdego odrzuciła. Sam miałem na wiosnę udać się do Keswick w konkury.
- Zdaje się, że nie jesteś majętny bracie - wytknął mu Wulf, zaciskając dłoń w pięść. - Cóż mógłbyś jej ofiarować?
-A i owszem, ale dziewka jest posażna. Poza tym na jesień zdobyłem ostrogi, więc teraz, drogi bracie, stoi przed tobą rycerz Serdric de Mount. Mogę jej ofiarować swój miecz i swoje posługi oraz nader chętne ciało. A wiadomo, że dama była przyrzeczona niejakiemu Rotgarowi z Bell, który zginął w Ziemi Świętej.
Wulfgar jeszcze bardziej spochmurniał. Miałby oddać Aislyn swemu bratu? Po jego trupie. Tak być nie mogło. Dziewka jest jego i zostanie mu poślubiona. Nie odda jej nikomu, a już na pewno nie Sedricowi. Podszedł do niewiasty i przyciągnął ją do siebie, obejmując gestem posiadacza.
- Nic z tego. Lady Aislyn jest moją narzeczoną - powiedział dobitnie Wulfgar, gdyż jego brat posuwał się za daleko.
Niewiasta drżała z zimna i ledwo trzymała się na nogach, kurczowo łapiąc rozdartą na piersi suknie, jednak materiał był w opłakanym stanie, a młodzieniec wręcz pożerał ją wzrokiem. Sedric wybałuszył oczy na widok kawałka jasnej piersi i wezbrało w nim pożądanie.
- Możesz mieć każdą! - Wykrzyknął. - Zawsze dostajesz wszystko, czego zapragniesz. Jesteś panem na tym zamku i chcesz również panny, która byłaby moja, gdyś nie wrócił - rzucił gniewnie.
- Nie jestem rzeczą - odezwała się Aislyn - a walczycie o mnie niczym psy o kość. Wielce będę rada, jeżeli czcigodni rycerze, ostawicie mnie w spokoju i pozwolicie udać się do klasztoru.
- Do klasztoru?!- Sedric nie krył zdziwienia.
- Tak, Panie. Nie mam już nic, mój zamek został zagarnięty przez mego kuzyna Alarica, a ja sama ledwo uszłam z życiem.
- Jesteś branką Wulfgara? - Brwi ciemnowłosego młodzieńca podjechały wysoko na czoło.
- Jest, ale zostanie panią tego zamku. A tobie, Sedricu, radzę trzymać się z daleka od mej oblubienicy. Nie zdzierżę jeżeli jej w czym uchybisz. - Pociągnął Aislyn do donżonu, zostawiając osłupiałego brata pośrodku dziedzińca.
- Zatem jestem twą niewolnicą, Panie? - Zapytała, kiedy ciągnął ją przez wielką salę.
- Naszykujcie kąpiel dla swego pana i pani - rozkazał służbie, po czym odpowiedział na jej pytanie. - Jesteś moją przyszłą żoną, ale teraz, owszem jesteś niewolnicą, Pani.
Aislyn nie wiedziała jak ma uciec. Nie miała nowych sukni, a i czuła, jak zimno zmroziło ją do szpiku kości. Nie chciała zostać żoną tego krzyżowca, ale wbrew rozsądkowi czuła się przy nim bezpieczna. Coś w jego postawie mówiło jej, że był człowiekiem honoru. Jednak bała się, że zechce uczynić z niej nałożnice, a nie swą małżonkę.
Wulfgar wkroczył do komnaty swego ojca, a teraz jego jako pana zamku. Posadził niewiastę na wielkim łożu, po czym czekał aż służba napełni balię wodą i odprawił ich, pozostając z dziewką sam na sam. Musiał ściągnąć strój bojowy, jednak bez pomocy giermka zajęłoby mu to zbyt dużo czasu, a chciał zanurzyć się w ciepłej wodzie.
- Pani, czy pomożesz mi zdjąć kolczugę? - Stanął przed niewiastą z wyczekującym wyrazem twarzy.
- Jeśli taka twa wola - wyszeptała i podeszła do postawnego normańskiego rycerza. Sięgała czubkiem głowy zaledwie do jego podbródka.
Wulgar przyglądał się dziewce i teraz kiedy stała tak blisko, dostrzegł, że jej oczy były zielone, a ciemne włosy z rudawym połyskiem. Serdric miał rację, była bardzo urodziwa. Czuł jak drobne place rozpinają mu pas z mieczem, po czym pomagają mu ściągnąć tunikę i kolczugę. Został jeno w samych nogawicach i przeszywanicy, którą również z niego zdjęła.
- Wystarczy, teraz sama się rozbierze - rozkazał, na co Aislyn otworzyła szerzej oczy i zrobiła krok w tył. Nie była dziwką, żeby obnażać swe ciało przed innymi.
- Panie, pomogę ci się umyć - rzekła ostrożnie.
- Wykonasz me polecenie, Pani, inaczej sam cię rozbiorę.
- Nie! - Wykrzyknęła i rzuciła się do drzwi, jednak rycerz złapał ją w poły i przycisnął do siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro