Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

23

Ciche kwilenie dziecka obudziło Aislyn. Lekko zamroczona snem, nawet nie zdała sobie sprawy, że Wulfgar śpi wraz z nią w ich łożu. Wyśliznęła się z łoża, uniosła dziecko w ramionach i po cichu oraz bez zbędnego hałasu w samym gieźle wyszła z komnaty. Nieliczne pochodnie oświetlały korytarz, który przeszła na boska, a zimna kamienna posadzka wywoływała dreszcze w jej całym ciele. Wspięła się schodami na górę, gdzie spała mamka. Pchnęła drewniane drzwi, otwierając je z cichym skrzypnięciem, po czym weszła do środka i zbudziła dziewkę, która od razu przejęła od swej pani dziewczynkę. Aislyn patrzyła z lekką zazdrością i nadzieją, że sama również będzie mogła karmić swego syna. Była pewna, że urodziny Wulfgarowi syna. Postanowiła zostawić dziecko opiekunce, a samej wrócić do komnaty. Starała się przemknąć korytarzem niepostrzeżenie, jednak kiedy przekroczyła próg komnaty, zamarła z przerażenia widząc swego męża stojącego przy łożu z założonymi ramionami na piersi. Jego groźne nachmurzone oblicze mówiło jej wszystko. Zatrzęsła się z zimna i lekkiego przerażenia. 

- Gdzie, żeś była żono? Mówże - huknął, aż Aislyn podskoczyła.

- Wulfgarze... - słowo utknęły jej w gardle. Jeszcze nigdy nie widziała, go takim wściekłym

- Pani, nie testuj mej cierpliwości - zrobił krok ku swej małżonce. 

- Zaniosłam dzie - dziecko do mamki na karmienie - odpowiedziała drżącym głosem i przyłożyła złączone dłonie do piersi. Jeszcze nigdy nie bała się tak swego małżonka.

- Zrobiłaś ze mnie głupca, droga żono. Odpowiesz za swój postępek i zostaniesz przykładnie ukarana.

- Jakże to? Chcesz mnie zbić?

- Zgadłaś, cherie.

Wulfgar widział przerażenie w oczach żony. Nie chciał jej wyrządzić krzywdy, jeno dać kilka razów, żeby wiedziała, kto jej panem i mężem. Aislyn rzuciła się do drzwi przerażona, że zostanie skatowana przez męża. Z cichym okrzykiem, który wydobył się  z jej ust, została porwana przez silne ramiona męża i podniesiona do góry. Wierzgała niczym narowista klacz i wiła jak piskorz. Małżonek usiadł na łożu i jednym płynnym ruchem przełożył żonę przez kolano i zadarł jej giezło do góry, ukazując idealnie krągłe pośladki. Opuścił dłoń z głośnym plaśnięciem, które rozniosło się wraz z okrzykiem Aislyn. Łzy napłynęły do oczu niewiasty, a skóra na pupie piekła niemiłosiernie. Wulfgar dał swej małżonce pięć razów, po czym podniósł ją ze swych uda i postawił. Dostrzegł łzy na jej ślicznym obliczu i poczuł,  jak jego serce zostaje rozerwane na strzępy. Nie tego chciał. 

- Cherie - powiedział miękko i wyciągnął dłoń do swej połowicy, która odskoczyła do niego niczym poparzona. Wulfgar 

Aislyn czuła się poniżona i upokorzona przez swego małżonka. Jakże miała mu powiedzieć, że jest brzemienna, kiedy on potraktował ją jak inny mężowie swe nieposłuszne żony? Przełknęła łzy i uniosła dumnie głowę. Była Aislyn z Keswick, dumna córka, dumnego szlachcica. Dopóki nie usłyszy z ust męża iż ją miłuje, dopóty będzie milczeć. Zrobiła unik, kiedy mąż próbował pochwycić ją w swe ramiona.

- Już się, Panie, zabawiłeś mym kosztem - rzekła spokojnie. - Ale ja nie mam ochoty na więcej.

- Należało ci się, droga żono. - Spochmurniał jeszcze bardziej, kiedy patrzyła na niego smutnymi oczami, jednak nie ugnie się pod tym spojrzeniem. - Musisz być mi posłuszna. 

- Jak sobie życzysz, Panie - rzekła i pokłoniła się. Skoro uznał, że jest jej panem i władcą, od teraz będzie go tak traktować.

- Do diabła! Co ty wyprawiasz, Aislyn? - Zmarszczył brwi. 

- Pozwól, że włożę suknię i udam się do kuchni. Na pewno jesteście, Panie, głodni i pragniecie wziąć kąpiel - powiedziała chłodno Aislyn.

Niewiasta ostrożnie cofnęła się do skrzyni stojącej pod oknem, skąd pospiesznie wyciągnęła suknię. Chyżo włożyła nogawiczki umocowane tasiemkami, po czym wciągnęła ciepłą bordową suknie wierzchnią, a następne skórzane buty.

Wulfgar cały czas obserwował swą małżonkę zmrużonymi oczyma i gniew w nim wrzał. Pragnął swej połowicy. Rozpalała w nim krew, która krążyła coraz żwawiej, a jego lędźwie paliły ogniem. Dojrzał jak Aislyn wpatrywała się w jego sterczącego członka, po czym wybiegła z komnaty. Zaklął cicho i zaczął wdziewać na siebie odzienie. Nie zamierzał tak ostawić swej pani. Pragnął legnąć z nią w łożu.

Pani zamku minęła służbę w wielkiej sali i wypadła jeno w sukni na mroźne powietrze. Czuła mdłości, które podchodziły jej do gardła, które po chwili przybrały na sile i nie miała już możliwości ich powstrzymać. Targały nią torsie, aż upadła na kolana pozbawiona sił.

- Milady -  Leufrik pomógł swej pani wstać, a widząc jej pobladłe oblicze, zląkł się.

- Leufriku... - wypowiedziała imię sługi schrypniętym głosem

- Pozwól, Milady, że cię zaprowadzę do twej komnaty.

- Nie - westchnęła. - Obawiam się, że mój pan małżonek ubije cię. Rozsierdziłam go i nie jest w najlepszym humorze, więc nie trza nam jego złości - Jak na zawołanie, po dziedzińcu rozniósł się wrzask Wulfgara. 

- Aislyn! 

- Uciekaj Laufriku, nie może nas tutaj zastać razem.

- Pani...

- Idźże - ponagliła sługę, po czym zamknęła oczy i szykowała się na spotkanie z mężem.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro