21
Słońce odkrywało coraz większą swą polać, a szron zaczął skrzyć się w świetle poranka i jego promieni. Obłoczki pary wydobywała się z ust jeźdźców i koni, kiedy pędzili gościńcem ku Keswick. Jej tropem podążał Wulfgar wraz ze swoimi zbrojnymi. Byli kilka godziny drogi za swą panią i przyspieszyli do galopu, żeby dogonić ją przed zmrokiem, który w zimowe dni zapadł zbyt szybko. Wulfgar odziany w czarną opończe podbitą lisim futrem podążał za połowicą niczym wilk za swym barankiem. Pragnął jej aż do bólu. Jego lędźwie paliło go żarem, który tylko Aislyn mogła ugasić. Nie chciał nałożnicy, jak czynili to inni mężczyźni urodzeni jego stanem. Wierność była czymś, co przyobiecał przed Bogiem i swą żoną. Zacisnął dłonie na wodzach i spiął konia, żeby szybciej być przy swej ukochanej. Niestety przed zmierzchem nie udało im się dogonić Lady Aislyn. Normana rozsadzał gniew, gdyż zdawało mu się, że jego małżonka, zrobiła z niego głupca. Postanowił podążać w stronę Keswick przy towarzystwie poświaty księżyca, która oświetla im drogę. W końcu nie miał wyjścia i kazał zbrojnym rozbić obóz. Za kilka godzin miało świtać, a oni i ich konie byli wyczerpani całodniową gonitwą za Lady de Mount.
Nieświadoma pogoni Aislyn schroniła się w klasztorze. Ale za nim udała się na spoczynek, przypadkiem podsłuchała rozmowę dwóch rycerzy. Była skryta w cieniu niszy, więc nikt nie mógł jej dostrzec. A to co usłyszała wprawiło ją w furię. Zdała sobie sprawę, że została oszukana przez Ryszarda, a jej tropem podążał Wulfgar. Jej kuzyn zakpił sobie z niej, gdyż uważał iż niewiasta nie mogła decydować o sobie. Zacisnęła dłonie w pięści i postanowiła pokrzyżować szyki swemu mężowi i utrzeć nos Ryszardowi. Już oni ją popamiętają. Z tym postanowieniem ułożyła się na posłaniu w małej celi i okryła ciaśniej opończą. Błogosławiła swoją przezorność i cieszyła się, że włożyła jedną z cieplejszych sukni. Jednak pragnęła poczuć przy sobie ciepłe ciało Wulf, który objąłby ją swoim ramieniem i przytulił do szerokiej piersi. Z obrazem męża pod powiekami usnęła, a kiedy otworzyła je ponownie świtało. Zmarznięta wstała i poszła za potrzebą, po czym braciszkowie poczęstowali ja i jej eskortę skromnym posiłkiem. Pożegnali się z zakonnikami, zostawiając kilka monet jak zadośćuczynienie i dziękując im za gościnę, ruszyła w dalszą drogę.
- Panie - zwróciła się do dowódcy zbrojnych - obawiam się, że jesteśmy zmuszeni pojechać inną drogą.
- Lady Aisly, czy obawiasz się, Pani, że coś nam grozi?
- Tak mój mąż - powiedziała otwarcie. - Słyszałam was, Panie, jak żeście rozprawiali o rozkazach króla.
- Pani... - zaczął niepewnie rycerz.
- Dość. Jedziemy do Falstone.
- Lady, tego nie mogę uczynić. Król powierzył twe bezpieczeństwo mej pieczy.
- Rozumiem. Jednak teraz, panie rycerzu, jesteście pod moimi rozkazami.
- Pokornie proszę o wybaczenie. Przekażę mym ludziom.
Chwilę później w szyku otaczającym Lady Aislyn dziesięciu zbrojnych ruszyło na zamek w Falstone. Mieli przed sobą kilka dni drogi i za zadanie chronić kuzynkę króla za cenę własnego życia.
Wulfgar pędził na złamanie karku do Keswick, ale dopiero wieczorem dotarł na miejsce.
- Jestem Wulfgar de Mount przybywał po Lady Aislyn! Otwierać bramy! - Zawołał do strażników na murach.
- Panie, Lady Aislyn tutaj nie ma, i nie wiem kimże jesteście. To zamek Alarica z Brok - odkrzyknął wartownik.
- Prawowitym panem tego zamku jestem ja! - Zagrzmiał Wulfgar. - Otwierać, przybywam w mieniu króla Ryszarda!
Krata została podniesiona, a brama otwarte. Zbrojni w szyku i w gotowości wjechali na dzieciniec. Wulfgar rozejrzał się i dostrzegł przerażenie na oczach wieśniaków.
- Alaric z Brok nie żyje, a zamek i wszystko ponownie należy teraz do waszej pani, Lady Aislyn, która jest mi poślubiona. Jest panią na Falstone i na Keswick, a tym samym i ten zamek należy do mnie. Nie lękajcie się, przybyłem tylko po swą małżonkę.
- Panie - starasz kobieta z lękiem w oczach podeszła do rycerze - lady od dawna tutaj nie było. Myśleliśmy, że zginęła, ale chwała Bogu, że żyje. Jednak nie zastaliście jej tutaj. Nikogo tutaj nie ma.
Wulfgar zawył z rozczarowania. Jego połowicy nie było na zamku i nikt nie widział Lady Aislyn. Wściekły o mało nie rozniósł wielkiej sali, ale było za późno, żeby ruszyć w pościg za jego krnąbrną małżonką. Kazał rozkulbaczyć i oporządzić konie, po czym uraczył się kilkoma kuflami piwa. Rozgrzany lęgnął przy wielkim kominku wraz ze swoimi zbrojnymi i czekał tylko świtu, aż ruszy do Falstone. Już on ją spierze na kwaśne jabłko za zrobienie z niego głupca. Jego połowica pożałuje swego uczynku.
Z racji nocowania pod gołym niebem Aislyn czuła dojmujący chłód przeszywający jej ciało, docierający do kości. Usiadła na posłaniu i niezgrabnie chciała przysunąć się do ogniska, jednak górę wzięły potworne mdłości. Zerwała się na równe nogi i oddaliła od obozowiska. W końcu opadła na kolana i czuła jakby wypluwała żołądek. Po jakimś czasie chwiejnym krokiem dotarła na strumyk. Znalazła niezamarznięte miejsce i zanurzyła dłonie w lodowatej wodzie, aby obmyć twarz oraz przepłukać usta. Wracając do ogniska, opadła bez sił i skuliła się naciągając głębiej na głowę kaptur. Mdłości ją wymęczyły, aż jej nogi drżały i... Dobry Boże. Przyłożyła dłoń do swego łona i przełknęła z trudem ślinę, zadrżała. Czyżby była brzemienna? Matka opowiadała jej o dolegliwościach i zdała sobie sprawę, że nie miała ostatnio krwawienia. Oszołomienie uderzyło ją z taką intensywnością, że ledwo mogła złapać oddech.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro