Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

lustrzani

skondensowana wiedza o granicy światów – bo nawet ja nie pamiętam, gdzie rzuciłam jaką informację – pod postacią życia ulubionego lustrzanego nobilianów i tego, jak tym ulubionym został. (jeśli ktoś nadal nie będzie rozumiał, ja to wszystko mogę wytłumaczyć na priv, tylko muszę wiedzieć, że jest taka potrzeba. w tej chwili boję się, że niżej jest za dużo informacji. błagam. niech ktoś mi wytłumaczy, jak przedstawiać świat w klarowny sposób) no i trochę namieszałam z czasem, ale nie wiem, czy to źle.

Mokra w dotyku ściana śmierdziała w sposób, który jasno dawał do zrozumienia, że lepiej się na niej nie opierać. Słońce przegrywało zaciętą walkę ze smogiem i chmurami. Żółć smakowała gorzej niż zwykle.

Zastanawiał się, jak bardzo rozczarowałby swoje młodsze wcielenie.

Skat Turcosa był jednym z tych dzieci, które marzą, by pewnego dnia ujrzeć przed sobą zawieszone w powietrzu lustro, przejść przez nie i odtąd służyć Granicy. Z tym że on, w przeciwieństwie do większości takich dzieci, naprawdę został lustrzanym podróżnikiem. Co czyniło go takim wyjątkowym?

Granica Światów poszerzała się, gdy jej energia tworzyła wyrwy w czasoprzestrzeni i wsiąkała do kolejnych wymiarów. Nie mogła opanować ich całych, zajmowała tylko kawałek. O wpływy polityczne na pozostałym terytorium martwiły się istoty, które niektórzy nazywali Dziećmi Granicy.

Przy każdym nowym – jak wyraził się kiedyś Marcus – zainfekowanym świecie, oprócz miejsca, energię wchłaniały też organizmy żywe, a w tym nadrzędni, czyli wszystkie gatunki, w których nazwie można umieścić sapiens. Od ludzi przez wszelkiej maści humanoidy po niektóre smoki. Te ostatnie Skat uważał za bezmyślne bestie, dopóki nie wpadł na jednego w warzywniaku. Dlaczego gad kupował marchewki, pozostanie tajemnicą na wieki.

Obecnie takie przesiąknięte energią istoty zostają lustrzanymi, ale za pierwszym razem Granica stworzyła dla siebie władców. Do tej pory obdarza ich mocą zapożyczoną z nowych wymiarów, a jednocześnie wieki temu odebrała im możliwość wyjścia poza swój zasięg. Źródło nieśmiertelności, którego nie można opuścić.

Dlatego zaczęli powstawać lustrzani.

Żywe nośniki energii – to z kolei słowa W. – pozbawione pełnego dostępu do mocy Granicy, ale zdolne do tworzenia wyrw w czasoprzestrzeni i funkcjonowania poza zainfekowanym terenem. Prawdopodobnie tylko dlatego, że nie musieli martwić się utratą nieśmiertelności. Ciężko, by stracili coś, czym Granica nigdy ich nie obdarzyła.

Niezbędną do zostania lustrzanym podróżnikiem energię można wchłonąć przy łączeniu światów lub odziedziczyć. Od czasu spowolnienia ekspancji, łatwiej było o to drugie, więc w większości lustrzanymi zostawali potomkowie innych lustrzanych tudzież władców. Ci ostatni, dzięki nieśmiertelności, pozostali na swoich pozycjach od tysiącleci, zdobywając tytuł Córek Granicy, jednak Marcus uważał ich płeć za płynną. Skat nigdy nie dyskutował, bo akurat płeć pozornie wszechpotężnych istot interesowała go najmniej.

Lustrzanymi nie zostawali wszyscy, którzy odziedziczyli energię, przez co tak często przypadkowe dzieci trafiały na Granicę, tworząc legendę o darze, którym może zostać obdarzony każdy.

Jako jedno z takich dzieci Skat przyjął nazwisko Turkus, bo akurat linia lustrzanych, która wybrała ten kamień na swój, wygasła kilkanaście lat wcześniej. Na początku chciał być Diamentem i tylko dlatego dowiedział się, że w nieświadomym istnienia Granicy wymiarze żyje ród Devirów, gdzie w co trzecim pokoleniu rodzi się lustrzany podróżnik.

Nigdy nie przypuszczał, że będzie pracował dla wampirów, które Diamenty od wieków nazywają wujkami.

Jako mały chłopiec Skat uwielbiał maksymę: Wiek jest pojęciem względnym. Wykrzykiwał te słowa zawsze, gdy ktoś stwierdzał, że jest na coś za młody, jednak dopiero podczas szkolenia zrozumiał, co one znaczą.

Wykładowcą Skata był dwa lata młodszy od niego Rubin. Linia dziedziczenia tego rodu nie była tak dokładna, jak Devirów, przez co nie mogli trenować każdego potencjalnego lustrzanego od najmłodszych lat, jednak dar ujawniał się u nich szybciej niż w przypadku dzieci podobnych Skatowi. Dlatego na Granicy nie liczył się wiek jako taki, ale staż, umiejętności i pochodzenie. Przynajmniej w części, do której na starcie trafiali wszyscy lustrzani, ale historia podziałów Granicy nie wpłynęła bezpośrednio na życie Skata, a przynajmniej tak uważał.

Jak można się domyślić, Turkus bardzo nie lubił Rubinu. Kiedy ten małolat wykonywał samodzielne misje dyplomatyczne, Skat robił za szofera, bo jak inaczej nazwać kogoś, kto tylko otwiera portal, zamyka i kręci się w okolicy, by na zawołanie móc znów go otworzyć.

Podczas jednej z takich misji poznał Nobilianów.

Towarzyszył jakiemuś delegatowi przy sprawdzaniu, czy związane z Granicą państwo-miasto pozostaje wierne odpowiedniej części i czy przestrzega jej prawa. Kontrola trwała kilka dni, a żeby uczcić jej pomyślność, liderka owego państwa-miasta urządziła w swojej posiadłości skromne – przynajmniej tak twierdził z perspektywy czasu – przyjęcie.

Stoły bez krzeseł, rozmowy o niczym i wolne tańce kompletnie nie odpowiadały młodemu Skatowi. Gdyby mógł, niczym rasowy nastolatek stanąłby pod ścianą z elektroniczną gierką, która biła rekordy popularności w stolicy. Tylko że nie mógł, bo przecież był dumnym lustrzanym podróżnikiem, aspirującym do roli ambasadora.

Krążył po jasnej sali z ogromnymi oknami i wysokim sufitem, powtarzając w myślach jak mantrę: Wiek jest pojęciem względnym. I wtedy po raz pierwszy go zobaczył.

Otoczony wianuszkiem gości opowiadał coś niezwykle zabawnego. Brązowe loki wysuwały się z luźnego warkocza, opadając na idealną twarz. Zęby lśniły w czarującym uśmiechu, a sylwetkę okrywał perfekcyjnie skrojony frak o ekstrawaganckim wzorze. Kiedy napotkał spojrzenie Skata, jego oczy zdawały się skrzyć.

Lustrzanemu zaparło dech w piersi. Wtedy jeszcze nie rozumiał, że patrzy na kusiciela. W części Granicy, dla której pracował, wieki wcześniej zabroniono wstępu wampirom, a nimfy przeważnie trzymały się z daleka od cywilizacji. Oczywiście istoty atrakcyjne w ten zwyczajny sposób również potrafiły robić wrażenie, ale kusicieli charakteryzował magnetyczny urok, którego wprawione oko nie mogło pomylić z żadnym innym.

Oko Skata nie należało do wprawionych. Tak samo oko jego przełożonego, o czym Marcus dobrze wiedział. Inaczej nie narażałby liderki obecnością dwóch wampirów na przyjęciu, kończącym pomyślną kontrolę.

Wystarczyło zerwać kontakt wzrokowy, by Skat się otrząsnął. Pokręcił głową i znalazł miłą dziewczynę do rozmowy. Miłą i na tyle kulturalną, by nie komentować spojrzeń, które lustrzany rzucał pięknemu mężczyźnie. W jakiś sposób mężczyzna za każdym razem to zauważał, uśmiechał się i wracał do krążenia po sali.

Aż w pewnym momencie stanął przy nich i zagadnął dziewczynę:

– Kochanie, przedstawisz mi swojego towarzysza?

Roześmiała się, tłumacząc, że nawet nie zapytała o imię i przeprosiła, zanim z rumieńcami na twarzy uciekła pod pretekstem nadzwyczaj kuszących przekąsek.

– Skat Turcosa – przedstawił się łacińską wersją nazwiska, chociaż nie był to język urzędowy w jego ojczyźnie. Wolał nie zdradzać swojego pochodzenia.

– Wynlin Pectusculum – skłamał W.

Później młodszy Nobilian kłócił się, że fałszywe tożsamości to nie kłamstwo, bo róża pod inną nazwą pachnie tak samo, ale to było później.

Z bliska zauważył, że oczy Wynlina są złoto-zielone, rysy idealnie symetryczne, a policzki ozdabia brokat.

– Miło mi poznać.

– Mnie również. – Kusiciel delikatnie zwilżył wargi. – Jesteś lustrzanym, prawda?

Czuł ciepło na policzkach i trzepotanie serca. Nie myślał nad słowami, gdy zamiast się popisać, pozwolił dojść do głosu żalowi, który brzmiał niemal jak skromność.

– Dopiero się uczę. Mogę zabrać każdego wszędzie, ale to potrafi większość teleporterów...

– Większość teleporterów nie ma tego... – Odrzucił warkocz z ramienia. – Nie wiem, jak to opisać. Masz w sobie coś takiego, co pokazuje, że jesteś lepszy.

Lustrzany nie wiedział, co odpowiedzieć, ale Wynlinowi to nie przeszkadzało. Bez problemu pociągnął rozmowę dalej. Chwalił Skata za brak peruki, sztucznych brwi i doklejonych rzęs. W końcu tak wiele osób wstydzi się własnego gatunku. Opowiadał o gwiazdach – swojej najnowszej pasji – i dzieciach, chociaż nie sprecyzował, czyje to dzieci.

Stopniowo Skat przyzwyczajał się do jego uroku. Mówił coraz swobodniej. Najpierw o szkoleniu, później znajomych, aż w końcu o wszystkich wątpliwościach. Opowiedział historię niewiele starszej od niego lustrzanej, która opuściła granicę, prawdopodobnie została łowcą nagród, i teraz nawet jej dawni przyjaciele opluwają ją jadem.

Wydawało mu się, że zna Wynlina całe życie.

Dopóki inny mężczyzna o równie pięknej twarzy, czarnych włosach i zimnych, intensywnie niebieskich oczach, nie stanął za Wynlinem, nie objął go w pasie i nie przyciągnął do siebie.

Chociaż Skat nie mógł oderwać wzroku od hipnotyzującego błękitu, zauważył zaborczość tego gestu.

Wynlin tylko oparł się o drugiego mężczyznę i kontynuował opowieść. Dopiero po puencie odgiął głowę tak, by spojrzeć brunetowi w twarz.

– Skat jest lustrzanym.

– To przyjemność poznać lustrzanego podróżnika. – Nie podał ręki. – Marcus Pectusculum.

Głos uwiązł Skatowi w gardle. Przełknął ślinę, ale promienny uśmiech Wynlina natychmiast dodał mu otuchy.

– Mnie również.

Rozmowa umarłaby, gdyby nie Wynlin, który wyrzucał z siebie cztery razy więcej słów niż Skat i Marcus razem wzięci, Mógłby przysiąc, że oboje uważali to za urocze.

Kiedy przyjęcie dobiegło końca, Wynlin po godzinach flirtu, wciąż oparty o Marcusa, powiedział, że zostaną tutaj do rana. Skat chciał poinformować, że nie może wrócić do tego wymiaru sam, ale cholera – był lustrzanym podróżnikiem. Mógł wszystko. Prawda?

Odstawił delegata do stolicy. Zdał raport. Zbył współlokatorów. Zakluczył sypialnię od wewnątrz. Zawahał się. Otworzył portal. Wrócił.

Takie proste.

Na miejscu zdał sobie sprawę, że nie wie, czy liderka państwa-miasta zaraz nie doniesie o jego powrocie Granicy. Prawie zawrócił, ale tylko prawie, bo za otwartym portalem zauważył Wynlina. Zamknął przejście.

Służba uwijała się wokół z brudnymi talerzami i na wpół opróżnionymi półmiskami. Wypolerowana posadzka odbijała światło z kryształowych żyrandoli. Brokat lśnił na policzkach mężczyzny.

Stanęli naprzeciwko siebie.

– Cieszę się, że wróciłeś.

– Ja też – wypowiedziane po gwałtownym wdechu.

– Mogę ci coś pokazać?

Czuł jego oddech na swoich ustach.

– Możesz.

– Powiedz swojemu portalowi, że chcemy przejść na najpiękniejszy taras w tym budynku.

Posłuchał, a Wynlin wciągnął go w taflę lustra.

Jeśli taras był piękny, nie zauważył. Po drugiej stronie wpadł w objęcia mężczyzny i och. Świat mógł się skończyć, ale uderzył plecami o pierś Marcusa, Wynlin oderwał usta od ust Skata, by posłać obu uśmiech, a jego złoto-zielone oczy zdawały się czarne.

Całował Wynlina, Wynlin całował Marcusa, dwie pary dłoni tańczyły na jego ciele. Taras zastąpiła sypialnia. Miękkie łóżko kamień.

Marcus odszedł na bok. Między wdechami Wynlin wyrzucił, że Skat musi być na górze.

Nie pytał dlaczego. Zrozumiał w trakcie. Przynajmniej częściowo. Resztę później. Dużo później, gdy obudził się między dwoma mężczyznami i zrozumiał, że ich serca nie biją, nie pompują krwi, nie tworzą ciśnienia. Obudził się między dwoma wampirami i nie potrafił zrozumieć, jak mógł tego wcześniej nie zauważyć.

Stłumił potrzebę ucieczki.

– Dzień dobry – nucił Wynlin.

Lata później Skat zapytał o tę chwilę, a W. przyznał, że od razu wiedzieli, że już wie. Mimo to zabrali go na śniadanie. Pozwolił im, próbując wymyślić plan działania.

Wynlin tanecznym krokiem wpadł do jadalni, wskoczył na stół i wirując między potrawami, przywitał liderkę państwa-miasta, którego kontrola zakończył się pomyślnie, gdy w pałacu przebywały dwa wampiry.

Jak mogli to przeoczyć?

Miła dziewczyna od wczorajszej rozmowy stanęła na krawędzi stołu. Wyciągnęła dłoń do wampira, pewna, że nie odmówi jej tańca.

Nie odmówił, ale podniósł dziewczynę, jakby w obawie, że wpadnie w jeden z półmisków.

Biała sukienka zafalowała w powietrzu, a Skat udał, że nie zauważył, jak wampir zmiażdżył podeszwą łyżeczkę.

Usiedli przy owalnym stole: Marcus, Skat, Wynlin z najstarszą córką liderki na kolanach. Kolejna rzecz, o której wtedy jeszcze nie wiedział.

Wampiry nie jadły, ale Wynlin nałożył śniadanie dla dwójki nastolatków, głośno wymieniając wartości odżywcze wszystkiego, po co tylko sięgnął. W tamtym momencie Skat przestał utożsamiać go z pięknym kochankiem, a zaczął z nadopiekuńczą matką, co w jakiś sposób nie pozwalało mu bać się krwiopijcy. Przynajmniej jednego z nich.

Mogli spędzić posiłek w niezręcznej ciszy i Skatowi bardzo by to pasowało. Musiał sobie poukładać ostatnie wydarzenia, ale niby nieświadomie Wynlin wciągnął go w dyskusję o książkach. Kiedy okazało się, że wampiry przechowują w bibliotece jedną z pierwszych wersji Historii Granicy Światów, nie zdążył przemyśleć odpowiedzi, zanim przyjął zaproszenie do ich domu. I oczywiście to, że nigdy wcześniej nie był zainteresowany ową kroniką, dotarło do niego o wiele za późno.

W jadalni zawisło lustro, a Skat prawie podskoczył na widok dziewczyny, która z niego wyszła.

Na Granicy mówili, że musi żałować odejścia i, że to kwestia czasu, kiedy do nich wróci, ale Sfyg nie wyglądała na targaną wyrzutami sumienia. Wręcz przeciwnie.

Bordowa koronka ledwie zasłaniała żebra, a biała koszula okrywała czekoladowe ramiona. Uśmiech na widok Skata tylko się poszerzył.

– Oł, chłopcze, nie mów, że z nami wracasz.

– Tylko nas odwiedzi – sprecyzował Wynlin, a Skata zrozumiał.

Sfyg nie zostawiła Granicy, żeby zostać łowcą nagród. Zostawiła Granicę dla dwóch wampirów i najwidoczniej spodziewała się, że on zrobi to samo.

Nie zamierzał. Tylko że w Norwegii panował dzień polarny, więc po dotarciu do posiadłości wampirów, kompletnie stracił poczucie czasu. W ich bibliotece mógł znaleźć wszystko. Zagłębiał się coraz bardziej w trudno dostępne księgi lub te, których w ogóle nie można było znaleźć w zasięgu Granicy Światów. Jadł to, co przyniosły mu wampiry, omawiając przy okazji nowozdobyte informacje. Kiedy zabrakło mu energii, spał na stole, dopóki W. – bo wtedy już kazał się do siebie zwracać inicjałem – nie zaproponował mu jednego z pokoi gościnnych.

Potem zaczął poznawać mieszkańców pałacu, eksperymentować w kuchni i zanim się obejrzał, nie miał już do czego wracać. Na Granicy okrzyknięto go zdrajcą, a rezydencja Nobilianów stała się jego domem.

Teraz – kilkanaście lat później – wymiotował, częściowo podparty o ścianę, częściowo o Marcusa.

Od pamiętnej nocy nie dotknął starszego Nobiliana. Nikt go nie dotykał poza W. Ten z kolei wieszał się na wszystkich, o wszystkich dbał i nikogo nie dziwił troską. Może gdyby Skat nie widział go, rozrywającego człowieka na kawałki, nadal wierzyłbym w niewinność młodszego Nobiliana.

W obecnej sytuacji nie mógł uwierzyć, że niektórzy wciąż bardziej boją się Marcusa. Marcus wzbudzał respekt, planował i wydawał polecenia, ale to W. był bestią na cienkiej smyczy. Bardziej niż to, Skata przerażała dwulicowość wampira. Łatwość, z jaką przechodził od pięknego chłopca do potwora, z jaką grał emocje przed większością istot, a później siadał obok Marcusa na misternie zdobionej sofie i oboje wbijali martwe oczy w karty czytanych powieści.

Marcus pomógł Skatowi wrócić do pionu. Wciąż nie trafili na najmniejszy ślad W., a zioła energetyczne coraz mocniej wyniszczały organizm lustrzanego podróżnika.

Drżał.

– Szefie...

– Zabierz nas do domu, Skat.

Teleportowali się do holu. Szerokie schody prowadziły na półpiętro, gdzie Siergiej w postaci Dawida lśnił od nadmiaru biżuterii. Przestrzeń wypełniało tykanie zegara, który stał w głębi jednej z antresol, zawieszonych po dwóch stronach pomieszczenia. Na rozpiętej między balustradami linie balansowała młoda nimfa.

Znajomy widok zazwyczaj wypełniał go spokojem, ale od kilku tygodni oznaczał kolejną dawkę narkotyku, a nie odpoczynek. Z rozpaczą pokręcił głową.

– Szefie, proszę, nie dam rady...

– Wiem – uciął. – Zabierz nas do swojej sypialni.

Dziesiątki zaklęć uniemożliwiały bezpośrednią teleportację w dowolne miejsce w domu. Obcy pojawiali się po zewnętrznej stronie głównego wejścia, swoi po wewnętrznej. Dzięki temu nikt nie mógł wejść do pałacu niezauważony. Siergiej lubił dodawać, że również nikt nie mógł wyjść, a Marcus wprost przyznawał, że to ułatwia odcięcie dostępu do posiadłości w razie zagrożenia.

Bariera mogła działać w obie strony, ale Skat nie lubił wyobrażać sobie swojego domu jako idealnego więzienia.

Otworzył przejście do sypialni. Po drugiej stronie Marcus położył go na łóżku, zdjął buty i owinął kołdrą. Wszystkie ruchy wykonywał machinalnie, bez troski właściwej W., przywodząc na myśl pielęgniarkę.

– Spróbuj zasnąć – polecił i wyszedł. Drzwiami.

Na korytarzu zaczepił pierwszą napotkaną osobę. Kazał przynieść Skatowi zimną wodę oraz sprawdzać co pół godziny jego stan. W razie problemów wezwać medyka.

Przemknął na antresolę, wąskimi schodami zszedł na półpiętro, minął Siergieja, po bliźniaczych schodach wszedł na drugą antresolę i zniknął za pierwszymi z rzędu drzwiami. Kolejny korytarz, tym razem z jedną ścianą przeszkloną tak, by ukazywać ogród wewnątrz posiadłości, zaprowadził go do mniejszej kuchni. Większa znajdowała się piętro niżej, tuż przy barokowej sali balowej i jadalni wypełnionej okrągłymi stołami.

Dopadł do lodówki z krwią wszystkich domowników oraz gości – tych dobrowolnych, jak i przymusowych – a nawet istot, które nigdy nie przekroczyły progu posiadłości. W większości wyjątkowo potężnych czarownic, interesujących wampirów i kilku rzadziej spotykanych gatunków.

Zawahał się z workiem Skata w dłoni. Wypicie tego oznaczało ponowne połączenie z energią Granicy Światów. Nie wypicie zmuszało go do czekania, aż Skat odzyska siły, ponieważ nie zamierzał wtajemniczać kolejnego lustrzanego w zniknięcie W. A czas mijał.

Co prawda wiceksiężna dała do zrozumienia w swoim liście, że w jej opinii W. opuścił wymiar po dosadnym odmówieniu współpracy – czy tylko groziła, czy rzeczywiście zamierzała odesłać Marcusowi ściętą głowę jego chłopca, zamierzał ustalić po znalezieniu młodszego Nobiliana – jednak nie mógł założyć, że W. jest całkowicie bezpieczny i pozwolić sobie na chwilę wytchnienia. Nawet jeśli był bezpieczny, z jakiegoś powodu, nie mógł wrócić do domu, więc czekał na pomoc.

Istniała również trzecia opcja, jednak Marcus nie mógł sobie pozwolić na choćby wzięcie pod uwagę możliwości, że stracił W.

To zmieniłoby zbyt wiele.

Przebił cienki plastik.

wczoraj lubiłam ten rozdział. dzisiaj nie. skat jak na lustrzanego wydaje mi się strasznie nudny, jeśli chodzi o charakter. zwykle są bardziej... rozrywkowi. miałam się uczyć, ale chyba pójdę oglądać króla lwa. wesołego poniedziałku.

languagetool świruje po aktualizacji.

w sumie możecie wymyślać imiona dla w.

potrzebuję snu.

16.12.2019 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro