kelner z twarzą brada pitta
w tekście jedzenie, więc polecam czytać przy lodówce. jestem ciekawa, czy potraficie zgadnąć, który deser był dla kogo.
✭
James Devir był irytującym chłopakiem. Nie dlatego że odmawiał rzeczy, których nigdy wcześniej nikt Edwinowi nie odmówił. To malarz mógł wybaczyć i próbował zrozumieć.
James Devir był irytującym chłopakiem, bo uwielbiał ignorować Edwina, żeby sprawdzić jego reakcję.
Czasami ignorowali się nawzajem, aż któryś pękał. Jednak przeważnie malarz robił coś. I zawsze było to coś innego.
Tym razem, gdy wyszedł z łazienki, a James stał przy oknie i podziwiał ciemny zarys Matterhornu na tle czystego nieba, Edwin oparł brodę na ramieniu swojego chłopaka. Nie wywołał tym reakcji, więc przysunął twarz tak, by James czuł jego oddech na skórze i niczym kameleon wsunął mu język do ucha.
James podskoczył jak oparzony.
– Co to było?!
Zamiast odpowiedzieć, Edwin cmoknął Devira w usta. James nie zadowolił się cmoknięciem, ale zaraz po pogłębieniu pocałunku, odsunął głowę.
– Czuję swoje ucho na twoim języku.
Edwin tylko parsknął śmiechem, a kilka kosmyków wciąż mokrych włosów przykleiło się do jego twarzy.
– Mam umyć zęby?
– Tak. I pozwolić mi się umyć.
– Zmieniasz się w Glorię.
– Ty też. Ułożyłeś bieliznę w szafie.
Musieli wyjechać do Szwajcarii, żeby zauważyć, jak duży wywierają na siebie wpływ. Edwin zaniemówił z wrażenia i boso poszedł za Jamesem do łazienki.
Devirowie zbyt wiele razy odwiedzali sauny, by przejmować się nagością, o czym James uprzedził Edwina jeszcze przed lotem do Waszyngtonu. Edwin nie narzekał. Mył zęby, obserwując w lustrze, jak James wchodzi do wanny.
Pokój nie pasował ani do jego wyobrażenia, zanim dowiedział się, że hotel to stare obserwatorium, ani do jego wyobrażenia po tym, jak usłyszał tę rewelację. Na pierwsze był zbyt mało luksusowy, na drugie zbyt duży i przytulny. Pachniał drewnem, a James wspomniał coś o stylu alpejskim.
Mógłby tu zostać na zawsze.
Za chwilę mieli iść na obiad, więc Devir zrezygnował z kąpieli na rzecz szybkiego prysznica. Przynajmniej planował szybki, ale nie mógł się skupić.
– Edwin, to krępujące.
– Podobno nie krępuje cię nagość.
– Krępuje mnie sposób, w jaki patrzysz.
Wypluł pastę, żeby po umyciu zębów, uśmiechnąć się zaczerwienionymi ustami.
– Powinienem wyjść, panie Devir?
– Powinien się pan rozebrać, panie Needly.
Z uniesioną brwią Edwin rozpiął pasek i ściągnął spodnie. Zahaczył kciukiem o gumkę bokserek, nie zrywając intensywnego kontaktu wzrokowego. Czekał, aż James zmieni zdanie.
Nie zmieniał. Wszystko miało być tylko prowokacją, ale żaden z nich nie zamierzał pierwszy odpuścić.
Czerwony na twarz, z mocno bijącym sercem zsunął bokserki. Stanął tuż przed Jamesem tak, że tylko krawędź wanny oddzielała ich od siebie.
– Czy tak dobrze, panie Devir?
– Jeszcze koszula, panie Needly.
Nie chciał ściągać koszuli, więc prowokacyjnie uniósł podbródek.
Devir nie wytrzymał. Złapał za materiał i z właściwą Edwinowi brutalnością, przyciągnął malarza do pocałunku. A całował długo i mocno.
– Musisz wyjść – wychrypiał, gdy Edwin łapał oddech.
Oboje widzieli dlaczego.
Przynajmniej oddzieleni drewnianymi drzwiami mieli chwilę dla siebie.
◊◊◊
– Xanthia, jak myślisz, który z nich jest na górze?
Zdegustowana pani Devir podniosła wzrok znad karty dań. Od jutra miała zrezygnować z makijażu, więc jej ciemne oczy będą trochę za duże, usta za blade, rysy zbyt ostre, a zmęczenie zbyt widoczne. Jednak to miało być jutro. Na razie nie jeździli na nartach. Właściwie dopiero zarejestrowali się w hotelu i doprowadzili do porządku po podróży.
– Kaeden, nie przed jedzeniem.
– Ale nie ciekawi cię to?
– James.
Zdezorientowany pan Devir przestał bawić się widelcem. Od jutra mógł bezkarnie zrezygnować z żelu do włosów i pozwolić opadającym na czoło kosmykom nadać sobie wygląd wiecznego chłopca. Od jutra. Na razie przynajmniej fryzurą grał idealnego męża.
– Co: James?
– James jest na górze. To raczej oczywiste.
– Nie wiem. Nejc nadal mi nie wierzy, że jestem.
Pani Devir uniosła brew.
– Dlaczego opowiadasz mu o naszym życiu erotycznym?
– A dlaczego nie?
Kelner o twarzy podobnej do Brada Pitta przeszedł obok ich stolika. Xanthia bezwiednie odprowadziła go spojrzeniem. Do samej kuchni.
Tym razem to pan Devir uniósł brew.
– On by nie opowiadał?
– Zdecydowanie. – Rozciągnęła czerwone usta w uśmiechu. – Widziałeś jego szczękę?
– Nie lepsza niż piersi kobiety dwa stoliki na prawo. Xanthia. Moje prawo.
Całkowicie niedyskretnie Xanthia rozejrzała się po hotelowej restauracji.
– Za duże.
– Liebling, mężczyźni lubią duże piersi.
– Zapytaj Jamesa.
– Zapytam.
Wrócili do swoich zajęć. Xanthia do menu. Kaeden do obracania sztućców między palcami.
– Twój kelner wraca.
– Założymy się, że poderwę go szybciej niż ty swoją kobietę dwa stoliki na prawo?
– O ile?
– Pięć dych?
– Stówę.
– Stoi – zaakceptowała Xanthia.
Przez następne pięć minut – liczyli – wpatrywali się w swoje wyzwania. Kiedy wreszcie zwrócili na nich uwagę, Xanthia mrugnęła do kelnera, na co ten z rumieńcami na twarzy odwrócił wzrok, a Kaeden prowadził dialog samą mimiką, dopóki kobieta dwa stoliki na prawo nie otrzymał swojego zamówienia. Jak każdy porządny człowiek wolała jedzenie od mężczyzny.
Kaeden też wybrałby jedzenie.
Xanthia mężczyznę z jedzeniem, zafascynowana ilością talerzy, jaką jej kelner potrafił nieść w tym sam momencie.
– Kaeden, jego palce. Wyobrażam sobie... – tu pochyliła się do męża, by ciąg dalszy wyszeptać mu do ucha.
Po delikatnej zmianie pozycji pan Devir zapytał swoją drogą żonę:
– Dlaczego ciągle rozmawiamy o seksie?
– Ponieważ jesteśmy bardzo stęsknieni po tygodniach rozłąki.
– Racja, Liebling. – Wrócił do zabawy widelcem. – Zamówmy chociaż talerz regionalnych specjałów, bo zanim oni przyjdą, umrę z głodu.
– James się obrazi.
– Skoro woli seks od jedzenia, nie ma prawa. Ja wybrałem jedzenie. Oni też mogli się powstrzymać.
– Kaeden...
– Co innego tyle tam robią? Zdążyliśmy się umyć, ubrać, uczesać, umalować...
– Nie malowałeś się.
– Liebling, jesteśmy złączeni świętym węzłem małżeńskim. Nie ma mnie. Zawsze jesteśmy my.
– Więc przestańmy wyobrażać sobie naszego syna z innym chłopcem, bo to robi się perwersyjne.
W tej chwili Kaeden był gotowy zacząć kłótnię, ale zanim zdążył otworzyć usta, kelner zatrzymał się przy ich stoliku i zapytał po angielsku:
– Czy są państwo gotowi złożyć zamówienie?
– Jeszcze nie – odpowiedziała pani Devir. – Wciąż czekamy na dwie osoby, ale już zdecydowaliśmy, co chcemy.
Znów zarumieniony kelner niepewnie spojrzał na pana Devira. Ponieważ Kaeden był dobrym mężem, uśmiechnął się do mężczyzny o twarzy Brada Pitta, zamiast obiecywać spojrzeniem śmierć w męczarniach.
W tym momencie dwa Kopciuszki weszły do restauracji vis-à-vis.
– Myślałem, że jemy na tarasie – rzucił na dzień dobry James.
– Kochanie, pan kelner czeka.
James zlekceważył podaną przez matkę kartę dań. Dobrze wiedział, co chce zjeść, i co chce pokazać Edwinowi.
– Rösti z wędzonym łososiem i sosem chrzanowym dla kolegi. Dla mnie cholera.
– Ja poproszę – zaczęła Xanthia – cielęcinę w plasterkach, a mąż...
– Zupę czosnkową w bułce i talerz specjałów Valais.
– Coś do picia?
Wzięli lampkę czerwonego wina, szklankę soku pomarańczowego i szklankę soku z winogron. Na deser sorbet cytrynowy z wódką, ciasto czekoladowe z lodami waniliowymi, kawę ristretto i strudel jabłkowy. Kiedy kelner odszedł, Edwin zadał bardzo ważne pytanie:
– Czym jest rösti i dlaczego James zamówił cholerę?
– Cholera to potrawa z ciasta francuskiego, typowa dla tego regionu – przyszedł z wytłumaczeniem jego chłopak – a rösti to placek ziemniaczany, danie narodowe Szwajcarii.
Po tych jakże przydatnych ciekawostkach mogliby czekać w ciszy na jedzenie, ale czekanie w ciszy zawsze wykraczało poza możliwości Kaedena.
– Edwin? Jeśli w trójkącie jest jedna kobieta i mężczyźni skupiają się na tej kobiecie, oboje są hetero?
Zaskoczony panicz Needly oderwał wzrok od masywu Mont Rose za przeszkloną ścianą. Jutro miał po raz pierwszy stanąć na stoku i czuł, że umrze, ale na razie wciąż żył.
– Mogą. Dlaczego pan pyta?
– Co myślisz o tym kelnerze? – w zamian zapytała Xanthia.
– Wygląda jak Brad Pitt.
– Prawda? W dodatku jego szczęka...
– Ma wspaniałą szczękę – potwierdził Edwin.
Oburzony panicz Devir przestał sztyletować matkę wzrokiem i zwrócił się w stronę swojego malarza. Od jutra miał się dobrze bawić, ale na razie zżerała go zazdrość i zażenowanie.
– Dlaczego pytasz, mamo?
– Och. Tak po prostu.
Ale wszystkie puzzle wskoczyły na miejsce. Sytuacja znów się powtarzała.
– Czy moglibyście flirtować jak normalne małżeństwo, zamiast podrywać innych ludzi?
Edwin nie raczył podzielić oburzenia Jamesa. Zachwycony poligamicznymi zapędami teściów, oznajmił:
– Myślę, że mają państwo u niego szansę.
– Też tak myślimy – przytaknęła Xanthia.
W tym momencie Kaeden przypomniał sobie, że trójkąt pozbawi go stu dolarów. Albo euro, albo franków. Nie ustalili, więc jeśli przegra, zapłaci w koronach. Czeskich. Ale najpierw...
– James, czy kobiece piersi mogą być zbyt duże?
Po uspokajającym wdechu James odpowiedział:
– Tato, nie teraz.
– A ty, Edwin? – Kaeden nie odpuszczał. – Jak myślisz?
Niepewny, czy powinien czuć się testowany, czy rozbawiony, podniósł szklankę soku winogronowego do ust.
– To zależy od gustu.
– Jaki jest twój gust?
James zamarzł, Xanthia uniosła brew, Edwin tylko się uśmiechnął.
– Uważam antyczne proporcje za najbardziej estetyczne.
– Punkt dla ciebie. – Xanthia z uznaniem uniosła lampkę wina.
◊◊◊
Nie zdążyli kupić całego sprzętu dla Edwina przed zachodem słońca, dlatego Xanthia z Jamesem szybciej wrócili do hotelu. Próbowali rozmawiać. Właściwie to Xanthia próbowała, a James starał się nie poruszyć tematu kelnera, bo mógłby powiedzieć kilka słów za dużo. Dawno zrozumiał, że jego rodzice nigdy nie dorosną i nie zamierzał po raz kolejny im tego wyrzucać.
W końcu Xanthia odpuściła, a James wrócił do swojego pokoju. Udawał, że czyta, gdy oblepiony śniegiem Edwin wszedł do środka.
– Twój ojciec wepchnął mnie w zaspę – oznajmił, zrzucając kurtkę.
– Musimy pogadać.
Edwin wszedł do łazienki rozwiesić mokre rzeczy.
– Jasne. Chodzi o kelnera?
– Tak. Częściowo. Nie podoba mi się, że nakręcasz moich rodziców do robienia rzeczy, których będą żałować.
– Są dorośli – rzucił przez otwarte drzwi.
– Wiek jest pojęciem względnym.
Wrócił do głównego pomieszczenia.
– Fajna maksyma. Zdejmij golf.
– Słucham?
– Słyszałeś, Devir. Zdejmij golf. Twój ojciec kupił mi farby. Potrzebuję płótna.
– Dotarło do ciebie coś z tego, co mówiłem?
– Tak. Mam nie zachęcać twoich rodziców do trójkątów. Przyjąłem.
– I nic nie powiesz?
– Co mam powiedzieć, James? Przepraszam. Nie wiedziałem, że tego nie lubisz. Szczerze, myślałem, że jesteś zazdrosny o kelnera.
– Jestem.
– Cóż. Twojemu ojcu nie przeszkadza zachowanie twojej matki, więc stwierdziłem, że też mogę.
– Mojego ojca to podnieca. Mnie nie.
– Czyli nie mamy szansy na trójkąt.
– Możesz przez chwilę być poważny? – Wstał z łóżka.
– Po co?
– Próbuję z tobą poważnie porozmawiać.
Edwin wywrócił oczami.
– Dobrze, kochanie. Przepraszam, że pochwaliłem inną szczękę niż twoja. Czy możesz zdjąć golf?
Kochanie.
Po raz pierwszy Edwin nazwał go w ten sposób, ale nie dlatego że rzeczywiście uważał go za kogoś, kogo może kochać. Nie. Kochanie Edwina przypominało wbicie igły.
Odwrócił się. Wszedł do łazienki i zamknął za sobą drzwi.
Edwin zacisnął szczękę.
– James, wpuść mnie. – Szarpnął za klamkę.
Brak reakcji.
– Naprawdę, Devir? Nie możesz być dupkiem, na którego wyglądasz?
Więć Edwin Needly wolał maskę, niż to, co pod nią znalazł.
Drzwi odskoczyły.
– Chcesz, żebym był dupkiem? Mam cię odesłać do Stanów?
– Nie. Masz powiedzieć, o co ci chodzi.
– Jeśli nie zauważyłeś, próbuję z tobą porozmawiać, a ty zachowujesz się, jakby cię to nie obchodziło.
Malarz potarł oczy.
– Obchodzi. Przyjąłem do wiadomości, że mam się nie wdawać w dziwne dyskusje z twoimi rodzicami i, że boli cię, gdy głośno doceniam kogoś innego. Okej. Nie będę. Oczekujesz czegoś jeszcze? Mam cię przepraszać za niewiedzę, czy za nie bycie ślepym.
– Może za lekceważenie.
– Okej. Przepraszam, że według ciebie cię lekceważę. Czy zechcesz powiedzieć na przyszłość, czego ode mnie oczekujesz podczas poważnej rozmowy?
– Powagi. – Zatrzasnął drzwi.
– Cholera, James. Jestem poważny. – Oczywiście, że nie był całkowicie poważny. To zmusiłoby go do emocjonalnego zaangażowania w kłótnię, a nie chciał się kłócić. – Powiedz, czego oczekujesz. Nie lubię takich rozmów, nie umiem się zachować. I nie nauczę się, jeśli będziesz zamykał mi drzwi przed nosem.
Tym razem James również nie odpowiedział. Nie wiedział, co.
– Chcesz, żebym trzymał cię za rękę i tłumaczył, że zależy mi na ich akceptacji? – kontynuował malarz. – Czy miałem poczekać, aż powiesz coś więcej? Albo odnieść się do tego i powiedzieć, co mnie mogłoby urazić, albo, że nie przeszkadza mi zachowanie twoich rodziców i, że możesz przy mnie komplementować innych. Mogę to zrobić, bo to byłoby szczere. Nie dlatego że wcześniej nie byłem szczery. Po prostu nie wiedziałem, że chcesz, żebym się otworzył.
Tak naprawdę tyle wystarczyło Jamesowi, ale nie miał pojęcia, co powiedzieć, gdy spojrzy Edwinowi w twarz. Dlatego siedział, oparty o drzwi i słuchał monologu malarza.
– Przepraszam, jestem zmęczony. Nie miałem siły na poważną rozmowę. Chciałem jak najszybciej przejść do malowania. James, mogę po tobie malować?
– Tak – odpowiedział przez zamknięte drzwi. – Ale jutro. Chcę wziąć prysznic.
Wiedział, że przesadza, ale dusił złość od obiadu i poddał się emocjom w najgorszym momencie. Potrzebował wszystko przemyśleć, a przede wszystkim potrzebował czasu na uspokojenie.
Zanim wyszedł z łazienki, Edwin zasnął zwinięty w kłębek na pościelonym łóżku. James położył się obok i splótł ich dłonie. Wejdą pod kołdrę, gdy będzie za zimno.
✭
jestem ciekawa, czy potraficie zgadnąć, który deser był dla kogo.
czas akcji mocno utrudnia mi opis hotelu, bo jest po remoncie. dlatego pozwalam sobie na dopasowanie niektórych rzeczy do potrzeb historii. jeśli ktoś z was był tam około 1997, chętnie naniosę poprawki.
zgłodniałam przy przeglądaniu menu, a moja mama już wie, że musimy zrobić rösti z łososiem.
nie planowałam ich tutaj kłócić. samo wyszło, ale myślę, że to dobrze. bez kłótni byłoby dziwnie.
jako informatyczny geniusz próbowałam zgrać rozdział z komputera na telefon i nadal nie wiem, dlaczego nie wyszło. ani dlaczego komputer wciąż jest offline. ani dlaczego zapomniałam o istnieniu pendrive'ów. ani dlaczego się zdziwiłam, że komputer ładuje telefon, skoro już tak robiłam.
03.01.2020
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro