Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XII

Kapelusznik chciał trochę mnie oprowadzić, dlatego żeby dostać się do zamku Białej Królowej, wybrał drogę przez miasto. Spodobała mi się ta opcja, ponieważ ostatnim razem nie miałam okazji dobrze zapoznać się z tym miejscem. 
W centrum miasteczka stało mnóstwo budek, każda przeznaczona do innej dziedziny. W jednej były akcesoria konne, w następnej produkty spożywcze, a w jeszcze innej ubrania, czy artykuły piśmiennicze. Niektóre z nich były zamknięte, prawdopodobnie ze względu na pogodę. Wiatr był na tyle silny, że z łatwością strąciłby część przedmiotów.

- Myślisz, że to dobry pomysł, żeby iść tam teraz? - zapytałam, rozglądając się wokół

- A dlaczego nie?

- Mirana i Santiago dopiero wzięli ślub. Na pewno woleliby być teraz sami. - mówiąc to, poczułam jak moje nogi same zwalniają - Może... Idźmy do nich kiedy indziej.

Chciałam zawrócić, jednak w tym samym momencie Kapelusznik chwycił mnie swobodnie za ramię.

- Nie tak szybko, Moja Droga! - Tarrant delikatnie popchnął mnie do przodu - Nie będę ryzykować własnym życiem. Wiesz co Biała Królowa by mi zrobiła, gdybym jej nie powiedział, że coś się dzieje? Musimy to zrobić teraz!

Spojrzałam na ludzi, przyglądających się nam już od jakiegoś czasu. Kapelusznik pociągnął mnie za sobą i przyspieszył kroku. Wiedziałam, że ma rację, dlatego nawet nie próbowałam się przeciwstawić. 
 
*** 

Kilkanaście minut później dotarliśmy na dwór zamku Białej Królowej. Tarrant cały czas trzymał mnie za rękę, prawdopodobnie żeby dodać mi trochę otuchy. Wokół nie było nikogo, a przez panującą ciszę słyszałam doskonale swój własny oddech. Kapelusznik zapukał do ogromnych białych drzwi i puścił moją dłoń.
Drzwi otworzyła młoda kobieta należąca do służby. Miała bardzo delikatną urodę, białe potargane włosy oraz piękne oczy w bardzo ciemnym, prawie czarnym kolorze. Jej cera była równie jasna jak jej włosy, natomiast ubrana była w skromną długą suknię z srebrnymi cekinami na rękawach oraz w pasie.

- Biały Królik wspominał, że nas odwiedzicie. - odparła równie delikatnym głosem jak jej uroda - Proszę, wejdźcie.

Weszliśmy do środka. Znaleźliśmy się w korytarzu, który był mi już znany z poprzednich wizyt w Antydii. Rozpoznałam charakterystyczne lustra ze złotymi ramkami, wiszące po prawej stronie, a także kilka poszczególnych przedmiotów, które najprawdopodobniej miały za zadanie sprawić, by korytarz był bardziej przytulny.

- Wejdźcie do jadalni, a ja pójdę po Królową. - kobieta ukłoniła się i wskazała drewniane drzwi naprzeciwko nas 

Podziękowaliśmy i udaliśmy się we wskazane miejsce. Jadalnia kompletnie różniła się od reszty znanych mi pomieszczeń zamku. Nie była jednolita, przeciwnie miała w sobie dużo kolorów. Pomieszczenie było ogromne, dlatego nie zdziwiła mnie długość drewnianego stołu, stojącego pośrodku. Na samym końcu zauważyłam kominek o kamiennym motywie, na którym poustawiane były drobne ozdoby i figurki. Po prawej stronie stał jasnożółty kredens, a obok komoda podobna do tej na korytarzu. Po lewej stronie na ścianie znajdowały się obrazy z kolorowymi ramkami, a na suficie wisiał efektowny żyrandol, który sprawiał, że jadalnia wydawała się jeszcze większa niż jest.
Zanim się obejrzeliśmy Mirana już do nas dołączyła. Za nią ku mojemu zaskoczeniu weszła Zelżbieta i Biały Królik. Chciałam się odezwać, ale Biała Królowa przerwała mi zanim otworzyłam usta.

- Nie musisz nic mówić, wiemy o wszystkim. - powiedziała

Spojrzałam na Kapelusznika i uniosłam brwi.

- No co ty... Nic nikomu nie powiedziałem.

Biały Królik otrząsnął się z lekkiego transu i rzucił zrolowany pergamin, który po upadnięciu na stół, rozwinął się na całą jego długość. 

- Wyrocznia. - szepnęłam ledwie słyszalnie 

Mirana miała niewyobrażalny spokój na twarzy, ale krył się za nim niepokój. Miałam wrażenie, jakby przejmowała się o wiele bardziej ode mnie. Kobieta przeszła na drugi koniec jadalni, by spojrzeć na końcówkę rozwiniętego pergaminu. Wszyscy udaliśmy się za nią i również wpatrzyliśmy się w pergamin. Biała Królowa wskazała palcem na obrazek przedstawiający mnie. Był to moment, w którym demon zaatakował mnie w sklepie z antykami. Zadrżałam na samą myśl o tamtej chwili. Demon na pergaminie zionął na drzwi i utworzył ogromną szczelinę. Moja postać prześlizgnęła się przez otwór i zniknęła za drzwiami.
Mirana odsunęła krzesło i usiadła przy stole. Tym razem wskazała obok. Na pergaminie był pokazany moment śmierci cioci Imogeny. Demon kolejny raz zionął, a z jego ust wydobyła się długo lina, która oplotła się wokół szyi cioci. Kobieta zaczęła się dusić, aż w końcu przestała się poruszać.

- Dlaczego... Dlaczego to tutaj jest? - zapytałam drżącym głosem, czułam jak do moich oczu napływają łzy. Mimo że byłam przekonana o tym jak zginęła ciocia, to to w jaki sposób zostało zobrazowane mną wstrząsnęło. Spojrzałam na dalszy ciąg pergaminu. Był pusty. Tak jakby czekał, aż ktoś coś na nim zapisze. - Co jest dalej? Dlaczego nic tu nie ma?

Biały Królik wskoczył na odsunięte krzesło, żeby lepiej widzieć.

- Wyrocznia zawsze ukazywała wydarzenia, które mogły źle wpłynąć na losy Krainy Czarów oraz pomagała nam domyśleć się w jaki sposób im zaradzić. Teraz wiemy tylko tyle, że jest jakieś zagrożenie, ale nie ma nic co mogłoby nam pomóc w walce.

Rzeczywiście, gdy spojrzałam na obrazki przed tym, na którym skupiała się główna uwaga, dostrzegłam dwudziestoletnią siebie wpadającą do króliczej nory. Kilka szkiców dalej był moment, gładzenia Żaberzwłoka. Kolejne obrazki przedstawiały zegar, do którego wchodziłam do Królestwa Czasu.

- Wyrocznia niejednokrotnie pomogła nam dowiedzieć się jak wybrnąć z wielu sytuacji. - Mirana wskazała na szkic z zegarem - Dzięki temu wiedziałam jak dostać się do Królestwa... Teraz jesteśmy bezradni. - kobieta wstała - Musimy być wszyscy ostrożni, demon może zaatakować w każdej chwili, a nie wiemy kto nim dowodzi. 

- Skąd pewność, że ktoś nim kieruje? - zapytałam, trzymając ściśnięte dłonie na oparciu krzesła

-  Mówiłaś, że demon nie przeniknął przez ścianę, ani w żaden inny sposób nie mógł dostać się do pomieszczenia, w którym się przed nim zamknęłaś. - Tarrant spojrzał na mnie z troską - Wydaję mi się, że gdyby nie był stworzony nienaturalnie to z łatwością by cię dopadł.

Wszyscy przytaknęli, a ja popadłam w jeszcze większe przygnębienie. Czułam się współwinna śmierci cioci Imogeny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro