Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

X

Zeszliśmy z parkietu dopiero, gdy muzyka trochę ucichła. Z czerwonymi wypiekami na twarzy i szybszym oddechem, podeszliśmy do przyglądających nam się rodziców Tarranta. Oboje mieli na sobie ubrania w jasnych kolorach, a na ich głowach spoczywały piękne ciemnofioletowe kapelusze. Wyglądali bardzo elegancko, a zarazem skromnie, co przykuło moją uwagę.

- Miło nam cię poznać, Alicjo. - rudowłosa kobieta podała mi rękę - Ostatnim razem nie zdążyłyśmy się zapoznać.

- Tarrant dużo o tobie wspominał. - odparł spokojnym tonem ojciec Kapelusznika, który jak dotąd cały czas się nie odzywał. Spojrzał na zawstydzonego syna z uśmiechem, po czym skierował wzrok na mnie - Co cię do nas sprowadza?

- Znalazłam się tutaj przez przypadek... - powiedziałam z lekką obawą w głosie - Nawet jeszcze nie wiem, jak mogłabym wrócić do swojego świata.

- Pamiętaj, że nic nie dzieje się bez przyczyny. - ojciec Tarranta spojrzał za siebie i z powrotem odwrócił się w naszą stronę. - Walter do was idzie. Nie będziemy was już zatrzymywać.

Mężczyzna odszedł razem z żoną, natomiast w oddali zauważyłam młodego mężczyznę bardzo podobnego do Kapelusznika, którego dostrzegłam już wcześniej.

- Walter to mój brat. - Kapelusznik pomachał bratu, dając mu znać, by do nas podszedł 

Mężczyzna przyszedł do nas, dzięki czemu mogłam przypatrzeć mu się z bliska. Walter był brązowookim, szczupłym rudzielcem z pięknym uśmiechem. Jego włosy były krótsze i ciemniejsze niż włosy Kapelusznika i bardziej pokręcone. 
Walter podał mi rękę i ochoczo nią potrząsnął.

- To ty jesteś tą Alicją, o której wszyscy mówią, prawda? - zapytał cały czas potrząsając moją ręką

- Wszyscy? - spojrzałam na Tarranta z zaniepokojeniem i puściłam dłoń Waltera 

- Och, Alicjo jesteś tutaj bohaterką! - Kapelusznik podniósł głos  - Każdy cię tutaj zna. Tyle razy nas uratowałaś!

Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że to prawda. Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam, że każdy z osobna spogląda na mnie co jakiś czas z uśmiechem na ustach. Wcześniej tego nie dostrzegłam prawdopodobnie przez to, że bardziej skupiona byłam na Kapeluszniku. 
Kącik moich ust drgnął. Nie wiedziałam jak się zachowywać, więc starałam się o tym nie myśleć i wróciłam do rozmowy.

- Tak myślałam, że jesteście braćmi. - powiedziałam, głównie zwracając się do Waltera - Bardzo miło mi cię poznać.

Nagle za moimi plecami usłyszałam ciche pomrukiwanie. Domyśliłam się kto wydaje z siebie tak charakterystyczny dźwięk. Odwróciłam się i spojrzałam w ogromnie oczy Kota z Cheschire.

~ Dzień dobry, kochani. - zwierzak obrócił się wokół własnej osi - Jak wspaniale cię znowu u nas witać, Alicjo.

Tarrant przewrócił oczami, na co Walter zareagował śmiechem.

Na długo wróciłaś? - zapytał, robiąc powolne okrążenia wokół nas

- Nie wiem, to znaczy... Jestem tutaj znowu niespodziewanie.

Kot stanął w miejscu i odwrócił się do góry nogami, cały czas wlepiając swoje bystre, kocie oczy we mnie.

~ Hmmm... Zawsze tak do nas trafiasz. I zawsze coś się dzieje.

Zwierzak zniknął nam z pola widzenia. Po raz kolejny poczułam się zaniepokojona i bezradna. Byłam przekonana, że ten demon ma coś wspólnego z Krainą Czarów i znowu muszę stawić temu czoło.

- Alicjo, wszystko w porządku? 

Z transu wybudził mnie znów głos Kapelusznika.

- Tak, wszystko jest dobrze.

***

Towarzystwo Kapelusznika to było coś, czego brakowało mi od dawna. Chwila wytchnienia bez żadnych ciągłych pretensji, kierowanych w moją stronę, dobrze na mnie wpłynęły. Nawet na moment udało mi się zapomnieć o wszystkich zmartwieniach. Jednak późno w nocy, gdy wszyscy zbierali się już do pałacu Królowej wiedziałam, że czas powiedzieć o podejrzeniach, dotyczących mojego nagłego powrotu

- Możesz przenocować u mnie, jeżeli chcesz. Niektórzy przyjechali z naprawdę dalekich miejsc, na przykład Królowa Elaine i jej mąż Książę Albert - Kapelusznik skierował wzrok na starszą kobietę w beżowej garsonce. Kobieta wchodziła wraz z mężem do zamku - Przybyła tutaj z Rovrygii.

- Myślałam, że Mirana jest królową całej Krainy Czarów.

- Nie, tylko Antydii. Kraina Czarów jest podzielona na części. W każdej rządzi inny król, bądź królowa.

Zaskoczyło mnie to. Chyba nie zdawałam sobie sprawy, że wszyscy żyją tutaj niemalże identycznie jak ja w moim szarym, ponurym świecie. Jedna rzecz, która różniła nasze światy to atmosfera.

- A ty?

- Co ja? - zapytałam, gdy kierowaliśmy się już w stronę domu Tarranta

- Jak wygląda twój świat? - Kapelusznik spojrzał na jasny księżyc, który oświetlał nam całą drogę - Na pewno jest w nim coś interesującego.

- Nie wydaję mi się. Londyn nie jest taki jak Kraina Czarów. - powiedziałam szorstko - To była główna przyczyna, przez którą wypłynęłam w morze i zaczęłam podróżować.

Tarrant trochę zwolnił, gdy w oddali dostrzegliśmy jego dom.

- Nie wspominałaś, że jesteś kapitanem statku! - odparł z udawanym oburzeniem

- Nie było okazji. Tak poza tym to już nieaktualne... - powiedziałam i przez moment się nie odzywałam. Skupiłam wzrok na gwiaździstym niebie. - Sprzedałam statek, ale z każdym kolejnym dniem zaczynam tego żałować.

- To dlaczego do tego nie wrócisz?

Wzruszyłam ramionami i uniosłam głowę, gdy byliśmy już pod samymi drzwiami domu. Nagle poczułam powiew chłodnego wiatru. Rozejrzałam się, mój wzrok zatrzymał się na drzewie, rosnącym nieopodal. W świetle księżyca można było dostrzec, że liście mają różne kolory.

- Jaki macie teraz miesiąc? - zapytałam, natomiast Tarrant ukłonił się i zaprosił mnie gestem ręki do środka domu, na co zareagowałam śmiechem 

Kapelusznik zamknął drzwi i zdjął bordową marynarkę.

- Koniec września, od jutra będzie już tylko coraz chłodniej. - powiedział i posadził mnie na fotelu, na którym siedziałam, gdy "opatrywał" moje rany - Przyniosę ci jakiś ręcznik i ubrania.

Nim Kapelusznik zdążył odejść, złapałam go za rękę i wstałam chaotycznie z miejsca.

- Zaczekaj, muszę ci coś powiedzieć. 

Tarrant wyczuł powagę w moim głosie. Kiwnął głową i zabrał mnie do kuchni, usiedliśmy przy małym, drewnianym stole.

- Jednak się zdecydowałaś powiedzieć o co chodzi. - powiedział nagle Tarrant - Od początku wiedziałem, że coś w sobie dusisz.

Milczałam przez chwilę. Nie wiedzieć czemu bardzo bałam się chociażby wspomnieć o demonie. Coś się we mnie gotowało na samą myśl i nie ułatwiało mi to sprawy.

Dopiero po dłuższej chwili zrozumiałam, że muszę to powiedzieć jak najszybciej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro