X
Zeszliśmy z parkietu dopiero, gdy muzyka trochę ucichła. Z czerwonymi wypiekami na twarzy i szybszym oddechem, podeszliśmy do przyglądających nam się rodziców Tarranta. Oboje mieli na sobie ubrania w jasnych kolorach, a na ich głowach spoczywały piękne ciemnofioletowe kapelusze. Wyglądali bardzo elegancko, a zarazem skromnie, co przykuło moją uwagę.
- Miło nam cię poznać, Alicjo. - rudowłosa kobieta podała mi rękę - Ostatnim razem nie zdążyłyśmy się zapoznać.
- Tarrant dużo o tobie wspominał. - odparł spokojnym tonem ojciec Kapelusznika, który jak dotąd cały czas się nie odzywał. Spojrzał na zawstydzonego syna z uśmiechem, po czym skierował wzrok na mnie - Co cię do nas sprowadza?
- Znalazłam się tutaj przez przypadek... - powiedziałam z lekką obawą w głosie - Nawet jeszcze nie wiem, jak mogłabym wrócić do swojego świata.
- Pamiętaj, że nic nie dzieje się bez przyczyny. - ojciec Tarranta spojrzał za siebie i z powrotem odwrócił się w naszą stronę. - Walter do was idzie. Nie będziemy was już zatrzymywać.
Mężczyzna odszedł razem z żoną, natomiast w oddali zauważyłam młodego mężczyznę bardzo podobnego do Kapelusznika, którego dostrzegłam już wcześniej.
- Walter to mój brat. - Kapelusznik pomachał bratu, dając mu znać, by do nas podszedł
Mężczyzna przyszedł do nas, dzięki czemu mogłam przypatrzeć mu się z bliska. Walter był brązowookim, szczupłym rudzielcem z pięknym uśmiechem. Jego włosy były krótsze i ciemniejsze niż włosy Kapelusznika i bardziej pokręcone.
Walter podał mi rękę i ochoczo nią potrząsnął.
- To ty jesteś tą Alicją, o której wszyscy mówią, prawda? - zapytał cały czas potrząsając moją ręką
- Wszyscy? - spojrzałam na Tarranta z zaniepokojeniem i puściłam dłoń Waltera
- Och, Alicjo jesteś tutaj bohaterką! - Kapelusznik podniósł głos - Każdy cię tutaj zna. Tyle razy nas uratowałaś!
Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że to prawda. Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam, że każdy z osobna spogląda na mnie co jakiś czas z uśmiechem na ustach. Wcześniej tego nie dostrzegłam prawdopodobnie przez to, że bardziej skupiona byłam na Kapeluszniku.
Kącik moich ust drgnął. Nie wiedziałam jak się zachowywać, więc starałam się o tym nie myśleć i wróciłam do rozmowy.
- Tak myślałam, że jesteście braćmi. - powiedziałam, głównie zwracając się do Waltera - Bardzo miło mi cię poznać.
Nagle za moimi plecami usłyszałam ciche pomrukiwanie. Domyśliłam się kto wydaje z siebie tak charakterystyczny dźwięk. Odwróciłam się i spojrzałam w ogromnie oczy Kota z Cheschire.
~ Dzień dobry, kochani. - zwierzak obrócił się wokół własnej osi - Jak wspaniale cię znowu u nas witać, Alicjo.
Tarrant przewrócił oczami, na co Walter zareagował śmiechem.
~ Na długo wróciłaś? - zapytał, robiąc powolne okrążenia wokół nas
- Nie wiem, to znaczy... Jestem tutaj znowu niespodziewanie.
Kot stanął w miejscu i odwrócił się do góry nogami, cały czas wlepiając swoje bystre, kocie oczy we mnie.
~ Hmmm... Zawsze tak do nas trafiasz. I zawsze coś się dzieje.
Zwierzak zniknął nam z pola widzenia. Po raz kolejny poczułam się zaniepokojona i bezradna. Byłam przekonana, że ten demon ma coś wspólnego z Krainą Czarów i znowu muszę stawić temu czoło.
- Alicjo, wszystko w porządku?
Z transu wybudził mnie znów głos Kapelusznika.
- Tak, wszystko jest dobrze.
***
Towarzystwo Kapelusznika to było coś, czego brakowało mi od dawna. Chwila wytchnienia bez żadnych ciągłych pretensji, kierowanych w moją stronę, dobrze na mnie wpłynęły. Nawet na moment udało mi się zapomnieć o wszystkich zmartwieniach. Jednak późno w nocy, gdy wszyscy zbierali się już do pałacu Królowej wiedziałam, że czas powiedzieć o podejrzeniach, dotyczących mojego nagłego powrotu
- Możesz przenocować u mnie, jeżeli chcesz. Niektórzy przyjechali z naprawdę dalekich miejsc, na przykład Królowa Elaine i jej mąż Książę Albert - Kapelusznik skierował wzrok na starszą kobietę w beżowej garsonce. Kobieta wchodziła wraz z mężem do zamku - Przybyła tutaj z Rovrygii.
- Myślałam, że Mirana jest królową całej Krainy Czarów.
- Nie, tylko Antydii. Kraina Czarów jest podzielona na części. W każdej rządzi inny król, bądź królowa.
Zaskoczyło mnie to. Chyba nie zdawałam sobie sprawy, że wszyscy żyją tutaj niemalże identycznie jak ja w moim szarym, ponurym świecie. Jedna rzecz, która różniła nasze światy to atmosfera.
- A ty?
- Co ja? - zapytałam, gdy kierowaliśmy się już w stronę domu Tarranta
- Jak wygląda twój świat? - Kapelusznik spojrzał na jasny księżyc, który oświetlał nam całą drogę - Na pewno jest w nim coś interesującego.
- Nie wydaję mi się. Londyn nie jest taki jak Kraina Czarów. - powiedziałam szorstko - To była główna przyczyna, przez którą wypłynęłam w morze i zaczęłam podróżować.
Tarrant trochę zwolnił, gdy w oddali dostrzegliśmy jego dom.
- Nie wspominałaś, że jesteś kapitanem statku! - odparł z udawanym oburzeniem
- Nie było okazji. Tak poza tym to już nieaktualne... - powiedziałam i przez moment się nie odzywałam. Skupiłam wzrok na gwiaździstym niebie. - Sprzedałam statek, ale z każdym kolejnym dniem zaczynam tego żałować.
- To dlaczego do tego nie wrócisz?
Wzruszyłam ramionami i uniosłam głowę, gdy byliśmy już pod samymi drzwiami domu. Nagle poczułam powiew chłodnego wiatru. Rozejrzałam się, mój wzrok zatrzymał się na drzewie, rosnącym nieopodal. W świetle księżyca można było dostrzec, że liście mają różne kolory.
- Jaki macie teraz miesiąc? - zapytałam, natomiast Tarrant ukłonił się i zaprosił mnie gestem ręki do środka domu, na co zareagowałam śmiechem
Kapelusznik zamknął drzwi i zdjął bordową marynarkę.
- Koniec września, od jutra będzie już tylko coraz chłodniej. - powiedział i posadził mnie na fotelu, na którym siedziałam, gdy "opatrywał" moje rany - Przyniosę ci jakiś ręcznik i ubrania.
Nim Kapelusznik zdążył odejść, złapałam go za rękę i wstałam chaotycznie z miejsca.
- Zaczekaj, muszę ci coś powiedzieć.
Tarrant wyczuł powagę w moim głosie. Kiwnął głową i zabrał mnie do kuchni, usiedliśmy przy małym, drewnianym stole.
- Jednak się zdecydowałaś powiedzieć o co chodzi. - powiedział nagle Tarrant - Od początku wiedziałem, że coś w sobie dusisz.
Milczałam przez chwilę. Nie wiedzieć czemu bardzo bałam się chociażby wspomnieć o demonie. Coś się we mnie gotowało na samą myśl i nie ułatwiało mi to sprawy.
Dopiero po dłuższej chwili zrozumiałam, że muszę to powiedzieć jak najszybciej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro