VIII. Rozdział - Tajemnicza postać
Ann obudziła się z krzykiem. Dookoła było ciemno, a na fotelu naprzeciwko jej łóżka siedział chłopak z jej koszmaru. Zanim Annabeth zdążyła mu się przyjrzeć już go nie było. Szybko pobiegła sprawdzić drzwi, które okazały się być zamknięte. Oparła się o nie i usiadła na ziemi. Jak ta tajemnicza postać dostała się do jej pokoju? Czego od niej chciała?
Dziewczyna nie spała do rana, tylko siedziała skulona pod drzwiami. W końcu postanowiła pójść do łazienki i się ogarnąć. Musiała porozmawiać o tym z Narissą, więc od razu po śniadaniu poszła z nią do jej pokoju. Usiadła na łóżku dziewczyny i wpatrywała się w ścianę myśląc nad tym jak zacząć rozmowę.
- Nari tu dzieje się coś złego - powiedziała w końcu.
- To znaczy? - spytała zdziwiona Narissa.
- W nocy miałam sen w którym obserwowała mnie dziwna postać - wyjaśniła cicho Ann.
- Może to przez tą całą sytuację, zaczynasz wariować.
- Nie, bo jak się obudziłam to widziałam tą postać siedzącą na fotelu naprzeciwko mnie.
- Co? Jakim cudem się tu dostała? - zapytała spanikowana brunetka.
- Musi być dobrym czarodziejem, w końcu nie musi nawet na mnie patrzeć żeby używać legilimencji, więc nie dziwię się że obszedł wasze zabezpieczenia.
- Okej zaczynam się bać - szepnęła cicho Rosier - On mógł nas zabić, a my byśmy nawet tego nie zauważyli!
- Raczej nie, on ewidentnie chce coś ode mnie - Dumbledore uśmiechnęła się krzywo.
- A może to Malfoy? Ta rodzina zawsze była dziwna - powiedziała Nari.
- Nie, to na pewno nie on. Nie jest wybitnie uzdolniony i gdyby nie jego rodzina to dostawał by same trolle, a takie dobre oceny ma przez znajomości jego ojca. No i na pewno nie opanował by legilimencji to takiego stopnia.
- Wiesz chociaż jak wygląda ta postać?
- Wiem że jest młody, może trochę starszy od nas, ma jasne włosy i to tyle.
- Nic więcej nie widziałaś? Opowiedz ten sen! - dociekała przyjaciółka.
- No więc byłam w pustym, ciemnym i zniszczonym domu, a on stał w cieniu i pochodził do mnie z różdżką.
- I to tyle? - wciąż pytała.
- Tak, potem się obudziłam - dziewczyna wzruszyła ramionami.
- I siedział na twoim fotelu? Ale nie chciał cię atakować?
- Nie - powiedziała zamyślona - Wyglądał bardziej jakby mnie pilnował.
- Pilnował... Tylko dlaczego? - zastanawiała się Narissa.
- Nie mam pojęcia, ale gdyby chciałby mnie skrzywdzić to zrobiłby to jak spałam prawda? - spytała Annabeth.
- Tak raczej tak, ale możemy poszukać czegoś w bibliotece - zdecydowała Rosier.
- Ale czego? Macie książki o wariatach prześladujących nastoletnie czarownice? - spytała sarkastycznie.
- Nie, ale mamy o legilimencji i oklumencji - spojrzała na nią jak na idiotkę - Nauczymy cię bronić swój umysł.
- Z książek nie wiele się nauczę, musiałabym znaleźć nauczyciela.
- Na razie nie mamy nauczyciela więc książki muszą ci wystarczyć - powiedziała i wyciągnęła Ann z pokoju.
Dziewczyny poszły w stronę biblioteki i rozmawiały zaniepokojone o tej całej sytuacji i zaczęły wymyślać najróżniejsze scenariusze i możliwości, wymieniały między sobą teorie spiskowe na temat tożsamości tajemniczego chłopaka i jego zamiarach. Bo przecież skoro był silny i potrafił posługiwać się legilimencją oraz był w stanie w jakiś wyjątkowy sposób pojawić się w budynku chronionym silnymi zaklęciami to dlaczego miałby obserwować zwykłą dziewczynę? Co było wyjątkowego w Annabeth Dumbledore oprócz nazwiska?
W końcu dotarły do biblioteki i zaczęły przeglądać księgi szukając tej odpowiedniej, gdy ją znalazły Narissa zaczęła ją czytać na głos. Nie dowiedziały się tak wiele jak chciały ale udało im poznać kilka nowych faktów. Co prawda nie było to zbyt wiele ale jak na razie musiało im tyle wystarczyć. Nagle Ann zobaczyła między regałami postać z jej snów, widziała jednak jedynie jego blond włosy bo był odwrócony tyłem. Bari również go zobaczyła i skamieniała przerażona.
— Hej ty! Kim jesteś i czego chcesz!? — krzyknęła do niego Ann a on obrócił się w jej stronę i deportował się szybko. Dziewczyna widziała jego twarz przez ułamek sekundy i nie była w stanie jej rozpoznać ale zapamiętała jeden szczegół - chłopak miał niebieskie oczy.
— Na Salazara... On naprawdę tu był — powiedziała wystraszona Rosier.
— To niebieskooki blondyn i musi być tylko trochę starszy od nas... Chociaż nie to głupie, umie się deportować perfekcyjnie i musi mieć duże doświadczenie, ale wyglądał dość młodo... — zaczęła zastanawiać się młoda Dumbledore.
— Może używa po prostu jakichś zaklęć lub eliksirów które go odmładzają albo w ogóle zmieniają wygląd więc nie możesz się sugerować jego wyglądem — zauważyła jej przyjaciółka.
— Najdziwniejsze jest to że ten chłopak zaczął mnie dręczyć dopiero gdy do ciebie tu przyjechałam — powiedziała zaciekawiona Annabeth — Chyba wrócę do domu wcześniej żeby dowiedzieć się czy w domu też będę miała ten problem.
— Jesteś pewna że przez jakiegoś zjeba chcesz wracać do domu? — zapytała Narissa.
— Jestem pewna Nari, muszę odkryć kim on jest bo inaczej nie będę mogła spać spokojnie — westchnęła — Przepraszam ale muszę wyjechać wcześniej, wiem że planowałyśmy się dobrze bawić ale no wiesz...
— Wiem Ann i rozumiem — Nari uśmiechnęła się — Chodź nad jezioro a jutro osobiście odprowadzę cię do domu — zaśmiała się i pociągnęła przyjaciółkę do wyjścia z domu.
Dziewczyny wybiegły z willi i ze śmiechem pobiegły na polanę na której było jezioro należące do rodziny Narissy. Obie uwielbiały się tam spotykać nawet gdy rodzice Nari o tym nie wiedzieli. Jezioro było trochę oddalone od domu Rosierów więc nie byli w stanie zauważyć że ich córka czasem się tam wymyka na spotkania ze swoją przyjaciółką. Przyjaciółki usiadły na brzegu i zaczęły gadać z uśmiechami gdy nagle Ann zobaczyła postać stojącą na skraju lasu niedaleko jeziora.
— To on! — krzyknęła i wstała po czym pobiegła w stronę chłopaka uzbrojona w różdżkę.
Czy było to mądre? Zdecydowanie nie, dziewczyna była dopiero na trzecim roku a chłopak nie dość że był starszy to silniejszy i bardziej wyszkolony więc mógł jej zrobić krzywdę. Jednak on ku ogromnemu zdziwieniu młodej Dumbledore zaczął uciekać, nie zaatakował jej, nie deportował się, a po prostu zaczął uciekać. Dziewczyna goniła go licząc że uda jej się go dogonić ale był od niej zdecydowanie bardziej szybszy i zwinniejszy przez co ona ciągle była w tyle i widziała tylko jego włosy które zdarzyła zapamiętać tak bardzo że poznałaby je wszędzie.
Liczyła że chłopak obróci się żeby zobaczyć czy ona dalej go goni, bo wtedy mogłaby zobaczyć jego twarz, ale nie był aż taki głupi. Chłopak mijał drzewa z ogromną gracją i łatwością co nie przychodziło jej aż tak dobrze bo ciągle się potykała i prawie upadała. Jeszcze bardziej zdziwiła się gdy usłyszała dźwięczny śmiech chłopaka. Jego śmiech był piękny i wręcz hipnotyzujący ale dziewczyna szybko odrzuciła od siebie tą myśl i skupiła się na czymś innym, a dokładniej na tym że to dla niego była zabawa, śledził ją, zaglądał do myśli i snów dla zabawy, teraz też uciekał dla zabawy. Gdy to zrozumiała od razu instynktownie zaczęła zwalniać i potknęła się upadając na ziemię.
Wzięła głęboki wdech i rozejrzała się dookoła po czym zdała sobie sprawę z jeszcze innej rzeczy - właśnie się zgubiła. Wstała i zaczęła szukać drogi powrotnej starając sobie przypomnieć skąd przybiegła ale wszystkie drzewa wyglądały tak samo, niczym się od siebie nie różniły, a ona totalnie nie miała dobrej orientacji w terenie. Kopnęła z całej siły w drzewo wkurzona gdy nagle znalazła coś na ziemi. Podeszła do tego miejsca i podniosła to coś i jak się okazało był to naszyjnik, ale nie taki zwykły tylko naszyjnik z symbolem insygniów śmierci. Dziewczyna obejrzała go dokładnie z każdej strony i zdała sobie sprawę z tego że naszyjnik musiał wypaść chłopakowi gdy uciekał przed nią.
Przy naszyjniku były ślady ich butów dzięki czemu dziewczyna znalazła drogę powrotną. Uśmiechnęła się do siebie i przetarła naszyjnik po czym założyła go sobie na szyję. Uznała że nigdy już nie zdejmie tego naszyjnika bo dzięki niemu czuła się jakby była o krok bliżej do osiągnięcia jej celu i marzenia z dzieciństwa czyli zdobycia insygniów śmierci. Ruszyła śladami do wyjścia z lasu i natknęła się pod drodze na szukającą jej Narissę.
— Na Salazara Ann! — pisnęła przyjaciółka i rzuciła się na nią obejmując ją — Nie strasz mnie tak więcej idiotko! Myślałam że on ci coś zrobił.
— Spokojnie Nari — zaśmiała się — On po prostu bawi się ze mną w kotka i myszkę, ale już ja mu pokażę kto tu jest kotkiem — uśmiechnęła się podstępnie co znaczyło że ma plan.
— Co planujesz? — zapytała Narissa z uniesioną brwią.
— Zrobię śledztwo, pobawię się z nim ale tym razem na nich zasadach — uśmiechnęła się i położyła rękę na naszyjniku — I przy okazji mój prześladowca przypomniał mi o pewnej rzeczy którą chciałam zrobić — dodała i po prostu odeszła w stronę domu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro