III. Rozdział - Wilk
Był środek nocy,a jedynym światłem było światło księżyca wdzierające się do domu. Bracia Annabeth wyjechali do Hogwartu, a ona została sama z Arianą, jednak nie dogadywały się ostatnio. Samotność straszliwie jej doskwierała i czuła się porzucona, chociaż wiedziała że to nie prawda.
Podniosła się do pozycji siedzącej i biła się z myślami. Coś w środku niej kazało jej wstać i iść przed siebie,ale rozum podpowiadał dziewczynie że to głupi pomysł całkowicie pozbawiony sensu. Jednak już po paru minutach wstała i szła przed siebie na boso. Powoli schodziła po schodach sama nie wiedząc gdzie i po co idzie. Ale mimo wszystko szła.
Podeszła do drzwi wyjściowych i złapała za klamkę. Po chwili zawachania ncisnęła na nią i wyszła na zewnątrz. Szła powoli wybrukowaną ścieżką przed domem nie patrząc przed siebie tylko na dół patrząc na swoje bose stopy prowadzące ją powoli do przodu.
Czuła zewsząd oplatający ją chłód,a szczególnie od nóg. Czuła to zimno pod stopami,ale nie przejmowała się tym. Miała wrażenie jakby nie była sobą i ktoś nią sterował, ale jednak tak nie było.
Chyba zwariowałam - pomyślała.
Nie zdziwiłaby się gdyby z tej samotności naprawdę zwariowała. W końcu kto normalny wychodzi na dwór w środku nocy będąc jedynie w piżamie i na dodatek nie ubierając butów? Chyba tylko ona. Ale z drugiej strony co jak co, ale o niej o Annabeth Dumbledore można powiedzieć wiele rzeczy, ale na pewno nie to że jest normalna.
Nagle coś usłyszała w pobliskich krzakach. Spojrzała tam, ale widziała tylko czarną postać wpatrującą się w nią. W tych ciemnościach trudno było uznać co to było,ale człowiekiem na pewno to coś nie mogło być. Chciała podejść, ale się bała więc tylko stała i obserwowała to coś. Ono z kolei wpatrywało się w dziewczynkę żółtymi oczami. Po chwili usłyszała kroki za sobą,ale mimo to nie odwróciła wzroku od dziwnej kreatury. Wtem usłyszała głos.
— Annabeth co tu robisz? Wracaj do domu. — to była jej mama.
Odwróciła się i skierowała z powrotem do domu. Minęła mamę, która weszła za nią i zamknęła drzwi na klucz. Nie patrzała na nią,ale wiedziała że nie spodobała jej się nocna wędrówka. Sama nie wiedziała czemu to zrobiła. Mama spojrzała na nią z politowaniem i rozczarowaniem. Ann nie chciała się odzywać żeby nie wszczynać kłótni. Weszła z powrotem na górę do swojego pokoju i poszła spać, jednak dziwne stworzenie nie dawało ośmiolatce spokoju.
Po dłuższym czasie uznała że nie zaśnie. Nie wiedziała ile czasu minęło. Może to było dziesięć minut,a może pół godziny. Nie wiedziała,ale wiedziała że ten czas potwornie jej się dłużył. Prewracała się z boku na bok i nie mogła znaleźć wygodnej pozycji do snu. Znów wstała.
Postanowiła jeszcze raz tam pójść,ale był mały problem–mama zamknęła drzwi i nie wyjdzie. Ale tu z pomocą przychodzą głupie pomysły Annabeth Dumbledore. Bo cudowna Annabeth uznała za "świetny" pomysł wyjście na dwór przez okno.
Normalnie by tego nie zrobiła,ale skoro już ustaliliśmy że nie jest normalna i zwariowała to postanowiła wprowadzić ten idiotyczny plan w życie. Otworzyła okno i wystawiła obie nogi na zewnątrz. Zamknęła oczy i powtarzała sobie w myślach: "Będzie dobrze,będzie dobrze", ale tak naprawdę oszukiwała samą siebie. Chciała zejść na dół z drugiego piętra,a to nie mogło skończyć się dobrze.
Wyciągnęła ręce i złapała gałąź swojego ulubionego drzewa. Prawda była taka że często wychodziła przez okno na tą gałąź i siedziała tam żeby potem wrócić do pokoju,ale to zupełnie co innego. Bo teraz miała zejść z tego drzewa na dół czego nigdy w życiu nie robiła. Wstrzymała powietrze i weszła na gałąź siadając na niej.
Patrzała przez chwilę na księżyc by uspokoić się,ale nie pomogło. Złapała się mocniej gałęzi, próbując dosięgnąć kolejnej będącej pod nią. Udało się jej, jednak prawie spadła. Powoli powtarzała tę czynność i schodziła coraz niżej. Gdy była już na ostatniej gałęzi gdy potknęła się i spadła na dół lądując na tyłku. Wstała lekko obolała,ale nie zraziło jej to i ruszyła dalej. Oczywiście nadal bez butów.
Okrążyła dom i znów była na tej samej ścieżce co wcześniej. Rozejrzała się i znów zauważyła te same oczy wpatrujące się w nią. Podeszła bliżej, ale stworzenie uciekło w kierunku lasu. Pobiegła za nim bo jak można zauważyć jest bardzo ciekawską osobą. Biegła przez polanę za domem nie zwracając na nic uwagi.
Po przebiegnięciu całej polany wbiegła do lasu i dalej się nie zatrzymywała. Wiedziała że to głupie,ale taka już jest. Mama często przypomina jej że powinna być bardziej odpowiedzialna, ale Annabeth nie umiała. Zatrzymała się dopiero gdy stworzenie za którym biegła to zrobiło.
Rozejrzała się do okoła i zobaczyła piękny staw otoczony kwiatami i drzewami. Wszędzie latały świetliki i inne owady co dodawało temu miejscu uroku. Woda w średnich rozmiarów stawie była czysta i błękitna,a wszystko wyglądało magicznie.
Z zachwytu wyrawało dziewczynkę warknięcie. Spojrzała w miejsce skąd dochodziło i zobaczyła małego wilka. Był słodki. Czyli tym "czymś" był mały wilczek. Podeszła powoli do niego i zaczęła go głaskać. Na początku był w stosunku do niej nie ufny,ale potem wtulił się w ośmiolatkę i zasnął.
Annabeth uśmiechnęła się na wspomnienie swojej najbardziej zwariowanej nocy. Do tej pory nikt nie wiedział o jej tajemniczym miejscu w środku lasu. To było około 5 lat temu, ale dalej chętnie tam chodziła.
Jej mały przyjaciel, który teraz już nie był taki mały cały czas mieszkał na tej polanie, a ona często go odwiedzała. Nadała mu imię Amarant, bo bardzo jej do niego pasowało, a wilkowi też raczej nie przeszkadzało.
Wstała z łóżka i poszła w kierunku lasu by spędzić tam trochę czasu. Powolnym krokiem szła przez polanę za domem mijając Gellerta i Albusa. Oni nie zwrócili na dziewczynę uwagi co było jej na rękę, bo nie chciała by szli za nią. Co jak co, ale to miejsce było jej sekretem, młoda Dumbledore swoich sekretów nie wyjawia nikomu.
Weszła powoli do lasu i szła do stawu w samym jego sercu. Powoli rozglądała się idąc, bo było tam dużo różnych stworzeń. Niekoniecznie magicznych, ale jednak. Nim się obejrzała stała już na miejscu.
Usiadła koło wody, a po mniej więcej pięciu minutach koło niej usiadł piękny szary wilk. Ona pogłaskała go delikatnie po łbie i przytuliła zwierzę. Amarant położył się na jej kolanach zasypiając powoli.
Zasypaił tak przy niej już od tej pamiętnej nocy kiedy poraz pierwszy się spotkali. Może to z przyzwyczajenia? Nie wiedziała, ale też nie musiała wiedzieć. Dla niej najważniejsze żeby jej pupilowi było miło i wygodnie.
Ona kochała go całym sercem i dawała mu dużo ciepła i miłości, a on zapewniał jej ochronę przed innymi niebezpiecznymi zwierzętami, które mogły by ją skrzywdzić.
Jedym słowem, oboje dawali od siebie wszystko co tylko mogli.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro