Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17

  - Do jasnej cholery, Sana! Gdzie znów zabrałaś moją szczotkę do włosów? - Sophie stała na środku swojego pokoju i wpatrywała się w sufit.
Już jutro wyjeżdża do Nowego Jorku, więc musi się spakować. Jednak siostra, która lubi pożyczać sobie jej rzeczy i zapomina je później oddać, wcale tego nie ułatwia.
- Słownictwo, Pantero. Słownictwo - upomniał ją ojciec, który stał w drzwiach i przyglądał się córce - Gdyby to Twoja matka słyszała, uszy pękły by jej ze złości!
- Wybacz mi, tato. Ale jak mam się spakować, skoro większość potrzebnych mi rzeczy zniknęła w niewyjaśniony sposób? - jęknęła młoda Łowczyni.
Arthur podszedł do córki, położył jej swoje dłonie na ramionach i spojrzał głęboko w oczy.
- Kochanie jest godzina dziewiąta rano... Od siódmej się pakujesz, nie zjadłaś śniadania, a eskorta z Nowego Jorku będzie tu po Ciebie dopiero jutro. Może więc troszkę zwolnisz z tą przeprowadzką? Tak szybko chcesz się wynieść od starego ojca i matki?
- Wiesz, że to nie tak, tato... Ja najzwyczajniej w świecie nie chcę niczego zapomnieć! - westchnęła dziewczyna.
Arthur przysunął do siebie córkę i wziął ją w objęcia.
- Moja mała Sophie... Tak bardzo jesteś do mnie podobna.
W tej właśnie chwili do pokoju wbiegła Sanaheij.
- Jestem, So! Mam szczotkę! - powiedziała dysząc.
Penyoung zbliżyła się do siostry i wręczyła jej przedmiot.
- Na litość Razjela, Sana! Gdzieś Ty trzymała tą szczotkę?! Wygląda jakbyś wyczesała nią stado bizonów!
- Ej! Na tej szczotce są nie tylko MOJE włosy! Zobacz ile TY ich tam zostawiłaś! Całkiem spory kawałek DNA! - tłumaczyła się Sana.
- Skąd wiesz?! Nasze włosy są tego samego koloru!
- Doprawdy? Masz naprawdę niesamowity zmysł spostrzegawczy, So!
- Dziewczyny dajcie spokój! Szczotkę można wyczyścić! - Arthur przerwał ich kłótnie - Teraz Pantera zostawia to wszystko, pójdziemy zjeść śniadanie a później spędzimy razem czas. Wy dwie, ja i mama, zgoda?
Mężczyzna przeniósł wzrok z Sophie na Sanaheij.
- Zgoda - odpowiedziała So.
- Pod jednym warunkiem - dodała Sana, posyłając siostrze porozumiewawcze spojrzenie.
- Mianowicie? - pan Alderkey uniósł brew i przyglądał się córkom z nieukrywaną podejrzliwością.
- Na śniadanie będą NALEŚNIKI! - odpowiedziały równocześnie.
- Naleśniki, tak?
- Aha. Z czekoladą! - So uśmiechnęła się szeroko.
- I z bitą śmietaną! - zapiszczała Sana.
- To biegiem do kuchni, moje panie! - Arthur zaśmiał się radośnie.
Chwilę później cała trójka przygotowywała śniadanie.

******

Nie! Błagam! Nie!
Czyjeś ramiona trzymały ją mocno; ktoś prowadził ją korytarzami Instytutu, co jakiś czas szepcąc słowa, które miały dodać dziewczynie otuchy.
Ona jednak nie słuchała. W tej chwili jej głowę wypełniał Seamus i wszystkie wspomnienia, związane z ukochanym.
Dzień,w którym Clary uczyła ją jak rozpoznawać poszczególne demony...
Podczas lekcji Clary dostała Ognistą Wiadomość od Luke'a, więc razem z Essie - by nie przerywać nauki ruszyły do siedziby nowojorskiego Stada. Gdy weszły do Jade Wolf, by porozmawiać z ojcem rudowłosej, Essie potknęła się o nogę jednego ze stolików i wpadła prosto w jego ramiona. Jego delikatny uśmiech sprawił, że serce Estell zaczęło bić jak oszalałe. A po tym, jak zamieniła z nim kilka słów i chłopak zaprosił ją na randkę - kompletnie straciła głowę.
Ich pierwsza randka w Central Parku...
Pierwszy pocałunek...
- Na Anioła, Estell!
Silne, męskie ramiona zastąpiły równie silne ręce kobiety. Jej uścisk przywołał rzeczywistość i odpędził wspomnienia, których tak bardzo potrzebowała w tej chwili.
- Jak Ty się znalazłaś w samym środku tego piekła?! - zapytała z troską Maryse, wciąż tuląc do siebie dziewczynę.
- Nie teraz, mamo. Zabierzcie ją stąd.
Alec.
To on pomógł jej przejść przez Portal i dotrzeć do Instytutu.
Estell wyswobodzona z objęć Maryse chciała coś powiedzieć, gdy nagle rozległ się przeraźliwy krzyk Seamusa.
- Gdzie on jest? Co z nim? - zapytała Aleca.
- W Izbie Chorych. Magnus już się nim zajmuje - wyjaśnił Nocny Łowca - Powinnaś odpocząć, Estell. Po tym co się dzisiaj wydarzyło...
- Ty nic nie rozumiesz - wyszeptała dziewczyna, po czym biegiem rzuciła się w kierunku Izby Chorych.
- Estell! - krzyknął za nią Alec, lecz ona biegła dalej.
Teraz musiała być przy swoim ukochanym.
Kiedy tylko dotarła pod salę, w której się znajdował wilkołak, ponownie usłyszała jego krzyk. Nie czekając ani chwili dłużej otworzyła drzwi.
W pomieszczeniu był Luke, Jace i Clary, Isabelle i czterech czarowników.
- Estell... - dziewczyna poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń.
- Ja muszę tu być razem z nim, Alec.
- Musisz odpocząć.
- Nie rozumiesz? - zapytała, patrząc mu prosto w oczy - Kto jak kto, ale TY powinieneś zrozumieć.
- Rozumiem Cię. Nie chcieliśmy, żebyś na to patrzyła.
- Ty bez wątpienia byś patrzył, gdyby chodziło o Magnusa. Nawet jeśli zajmowałby się nim sam Razjel lub Asmodeusz.
Miała rację. Gdyby to Magnus był na miejscu wilkołaka, Lightwood by nie ustąpił.
- Alexandrze, co Estell tutaj robi?
Magnus podszedł do nich szybkim, zdecydowanym krokiem.
- Proszę. Chcę zostać - wyszeptała dziewczyna.
Czarownik przeniósł wzrok z Estell na swojego chłopaka.
- Cóż, ma niepodważalne argumenty - westchnął Alec - Poza tym uciekła mi.
- Skoro tak - zgoda. Zostań. Pod warunkiem, że obiecasz mi coś - powiedział Bane.
- Co tylko chcesz.
- Jeśli będzie to dla Ciebie zbyt wiele, pójdziesz grzecznie z Alexandrem.
- Zgoda - powiedziała dziewczyna bez wahania.
- Chodźcie.
Magnus odwrócił się i ruszył w kierunku łóżka, na którym leżał Seamus.
Chłopak jęczał z bólu. Estell przystanęła niedaleko - chciała widzieć wszystko i jednocześnie nie przeszkadzać. Z jej oczu płynęły strumienie łez. Gdy wzrok dziewczyny zatrzymał się na ranie wilkołaka, ręką zakryła usta, by stłumić krzyk.
Rana była paskudna - wielka, czarna dziura, z której sączyła się dziwna substancja. Od rany biegły czarne żyły Seamusa.
Jad z żądła demona.
Niepokojący był fakt, że stopień zakażenia z każdą chwilą zwiększał się. Czarne linie na torsie wilkołaka stawały się coraz dłuższe.
- Co teraz? - Clary zwróciła się do Magnusa.
- Sytuacja jest na prawdę ciężka. Rana jest głęboka a jad cały czas się rozprzestrzenia. Spróbuję pewnego zaklęcia - odparł czarownik, po czym uniósł dłonie nad Seamusem.
Z jego dłoni wypłynęło niebieskie światło, gdy Magnus nucił zaklęcie. Wszyscy w milczeniu wpatrywali się w poczynania czarownika. Jednak po chwili jego twarzy wykrzywiła się a na skroni pojawiła się kropelka potu.
- To na nic! - krzyknął zirytowany Bane, a jego oczy zalśniły jaskrawo - żółtym blaskiem.
Zaklęcie sprawiło, że chłopak leżał spokojnie a jego jęki ustały. Jednak zakażenie wciąż posuwało się na przód.
- Może wezwijmy Asmode...
- Nie, Dorian. Nawet sam Razjel nie pomoże - odparł Magnus z zadziwiającym opanowaniem.
- Nie możesz nic zrobić? - do oczu Isabelle napłynęły łzy.
- Obawiam się, że nikt nie może.
Clary wtuliła się w klatkę piersiową Jace'a i zaczęła płakać. Luke usiadł na jednym z krzeseł i ukrył twarz w dłoniach. Catarina również płakała, otulona ramieniem Doriana. Ingrid stała z grobową miną, wpatrując się w leżącego spokojnie Seamusa.
Alec podszedł do Magnusa i położył mu dłoń na ramieniu.
- Zabierz stąd Estell - powiedział czarownik.
- Co?! Nie! Nigdzie nie idę! Czemu nic nie robicie?! - zrozpaczona Estell krzyczała, wodząc wzrokiem po wszystkich obecnych w pomieszczeniu.
- Essie, zrozum...
- Co mam zrozumieć, Isabelle? Że mój ukochany umiera?! Że właśnie w tej chwili, miłość mojego życia odchodzi na zawsze?! Masz pojęcie o czym mówisz?! Chcesz, żebym tak po prostu zaakceptowała jego śmierć, odwróciła się i szła dalej do przodu?!
- Essie, proszę... - tym razem spróbował Alec.
- Nie! - krzyknęła dziewczyna, ocierając łzy - Magnusie, błagam! Zapłacę Ci ile będziesz chciał! Sprzedam nawet swoją duszę, tylko na litość Razjela - uratuj go!
- Tu nie chodzi o zapłatę. Chciałbym mu pomóc, ale nie mogę. On umiera, Essie.
- Nie! - dziewczyna upadła na kolana i zaczęła głośno płakać.
Isabelle podeszła do niej, przykucnęła obok i mocno przytuliła dziewczynę.
Niespodziewanie do Izby Chorych weszła Maryse.
- Co z nim? - zapytała, lecz gdy dostrzegła Estell nie musiała pytać o nic więcej.
Podeszła do młodej Brown, którą obejmowała Isabelle i wzięła w objęcia obie dziewczyny.
Nagle Magnus wzdrygnął się delikatnie, lecz nikt, oprócz Aleca tego nie zauważył. Wzrok czarownika był nieobecny. Wyglądał zupełnie tak, jakby czegoś nasłuchiwał.
- Magnus, co się dzieje? - zapytał Alec, widząc jego dziwne zachowanie.
- To ryzykowne, Inn - odezwał się Bane - Ale to nasza jedyna szansa. Dorian?
- Później będziemy się zastanawiać nad ewentualnymi odchyleniami - odparł Shade.
- Co Ty chcesz zrobić?! - zaniepokoił się Lightwood, gdy jego chłopak rzucił się w kierunku swojej torby, która pojawiła się jakby znikąd.
Wzrok wszystkich skierowany był w stronę czarownika. Po krótkiej chwili Magnus trzymał w ręce maleńką fiolkę z czarnym płynem.
- Nie wiem czy to pomoże, ale...
- Spróbuj, błagam! - przerwała mu Estell.
W jej oczach pojawiła się delikatna iskierka nadziei.
- Magnus, chyba nie chcesz powiedzieć, że to...
- Tak, Cate.
- Ale to szaleństwo! Wiesz co się może stać, prawda?!
- Jasne, że wiem. "To" - Magnus uniósł fiolkę do góry - nasza ostatnia szansa.
Czarownik szybkim krokiem zbliżył się do Seamusa.
- No już, kolego. Otwórz buzię - zwrócił się do niego Bane.
Wilkołak z wielkim trudem wykonał polecenie czarownika, który wlał mu do ust kilka kropel substancji z tajemniczej fiolki. Następnie czarownik skierował fiolkę nad ranę chłopaka i również do niej wlał kilka kropel. Kiedy to zrobił, do łóżka rannego zbliżyła się Ingrid i Dorian.
- Cate? A Ty? Dobrze wiesz, że im nas więcej tym lepiej - powiedział Magnus.
- Jeśli bierzesz na siebie całą odpowiedzialność.
Czarownik posłał jej promienny uśmiech i przytaknął. Cate podeszła do trójki czarowników i wszyscy razem zaczęli śpiewać zaklęcie.
Gdy skończyli ciało Seamusa wygięło się w łuk a z jego ust wydobył się przeraźliwy krzyk. Chłopak dostał drgawek, na jego czole pojawił się pot. Szeroko otwarte oczy wilkołaka lśniły złocistym blaskiem.
- Co się dzieje? - wydusiła z siebie przerażona Estell.
Dziura w boku Seamusa zaczęła się zarastać, a żyły odzyskiwały normalny kolor.
- Udało się? - Jace zadał Magnusowi pytanie.
Czarownik jednak nie odpowiedział. Coś było nie tak. Pomimo, że po ranie został jedynie ślad a żyły nie były czarne i bardzo widoczne, Seamus wciąż miał drgawki. Magnusowi wydawało się, że jego skóra zrobiła się bledsza. Gdy w końcu chłopak opadł spokojnie na poduszki, Bane podszedł do niego. Uniósł dłonie nad ciałem Seamusa, a z jego rąk popłynęły strumienie niebieskiej magii. Trwało to dosłownie kilka sekund.
- Magnus? - zapytała Maryse - Co z nim?
Czarownik odwrócił się od wilkołaka. Stał przez chwilę, wodząc wzrokiem po wszystkich obecnych w Izbie Chorych.
- Magnus?
Alec podszedł do czarownika i położył mu dłoń na ramieniu.
- Magnus, co...
- Nie żyje. Serce Seamusa przestało bić.

******

Witam was, Biszkopciki! To ja ;D
Wybaczcie, że rozdział nie pojawił się wcześniej, ale jestem obecnie w Norwegii i nie miałam zbytnio czasu na pisanie :c
Tak właściwie, to według planu ten rozdział powinien być rozdziałem 18 a rozdział 17 miał być w ubiegłym tygodniu...
Postaram się nadrobić rozdziałami w sierpniu ;)
Jak się podoba rozdział? ;)
Spodziewaliście się tego? Xd
Być może krótki, ale nie mogę dopisywać na siłę ;)
Buśka wam <3

Ps. Przepraszam za błędy - jeśli są - ale publikuję z tableta, bo laptop zajęty ;*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro