Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9.

   Skok do śmietnika nie dla wszystkich odbył się bez szwanku. O ile Rita wylądowała w nim z gracją, to Nicki spadła dość nie fortunnie. Wleciała do otwartego worka ze starą pizzą. Aleksandra bardziej z frunęła niż skoczyła. Stanęła obok śmietnika i wyjrzała za róg domu. Trzech mężczyzn stało koło czarnych samochodów. W tym ich audi. Odwróciła się do reszty grupy. Córka Artemidy otrzepywała ubrania z kurzu. Fioletowowłosa wyjmowała resztki pieczarek z włosów. Morgan patrzył co Loren robi w telefonie. Tego niższego widocznie to irytowało.

– Nie mogę znaleźć żadnego promu do Brest – mruknął zirytowany. - Co zrobimy?

– Wynajmijmy statek na własną rękę – zasugerowała Nicki.

– Żadne z nas nie umie go poprowadzić, a na podorędziu brak dziecka Posejdona. Zawsze możemy polecieć samolotem – spojrzał na Afroamerykanina. Chłopak zrobił nieprzychylną minę. - Albo nie...

– Przecież Apollo coś mówił – powiedziała anielica.

– Mówił, ale co z tego. Sami musimy sobie zorganizować statek lub cokolwiek innego – tutaj Rita chwilę się zamyśliła – Ile jest stąd do Chicago?

– Jakieś osiem godzin – rzekł Sam.

   Dziewczyna mruknęła coś pod nosem. Wyrwała zielonookiemu telefon.

– Ej, co ty robisz? - zapytał.

– Sza – mruknęła przykładając telefon do ucha.

   Chwilę potem zaczęła z kimś zawzięcie rozmawiać. Reszta grupy patrzyła na nią wyczekująco. Gdy skończyła z uśmiechem rzuciła telefon do właściciela. Odwróciła się do Morgana.

– Macie tu lotnisko nie?

– No tak – odparł – Po co ci ta wiedza?

– Zabrzmiałeś jak Thor – mruknął Loren i parsknął śmiechem.

   Brązowooki spiorunował go wzrokiem. Ten zamiast zamilknąć śmiał się dalej. Wszyscy patrzyli na chłopaka i czekali aż skończy. Po chwili wziął głęboki oddech i spojrzał na łuczniczkę.

– Kontynuuj.

– Mój ojciec przyśle nam samolot. Nie dziękujcie. Teraz wszyscy musimy dostać się jakoś na lotnisko – spojrzała na towarzyszy. - Coś się stało?

– Czy ja dobrze zrozumiałam. Twój tata wyśle po nas samolot? - zapytała Nicki. - Co z jego lękiem wysokości? - wskazała na Sama.

– Poradzi sobie – rzekła Aleksandra po dłuższym milczeniu. - Musimy ruszać zanim skapną się, że tu stoimy.

   Wszyscy pokiwali głowami. Rozejrzeli się za jakimś środkiem transportu. Niedaleko stał sklep z rowerami. Ekipa spojrzała po sobie porozumiewawczo. Tylko anielica miała lekko przerażoną minę. Kiedy dowiedzieli się, że nie umie ona jeździć na rowerze z grupy wyłoniono dwie reakcje. Nicki i Loren zaczęli się śmiać, a Rita i Morgan popatrzyli na nią z troską. Chwilę potem i tak jechała na rowerze. Krzycząc przy tym w niebo głosy. Właśnie zjeżdżali z jednej z górek. Za nimi krzyczał właściciel sklepu. Musieli usłyszeć to ci podejrzani mężczyźni. Zaczęły ich ścigać dwa czarne auta.

– Znam skrót! - krzyknął Sam wjeżdżając w jakąś wąską uliczkę. - Za mną!

– Nie podoba mi się to! - pisnęła anielica podczas skrętu.

   Obok siebie słyszała radosne krzyki Nicki. Bawiła się o wiele lepiej niż ona jadąc z szybkością małego samochodu. Wszyscy bawili się lepiej niż ona. W końcu wyjechali na ulicę. Znak kierował ich na lotnisko. Nagle naprzeciw wyjechało czarne auto. Wszyscy oprócz Oleśki zahamowali.

– Hamuj! - krzyknął do niej Loren.

– Jak?! - odkrzyknęła.

   Było niestety już za późno. Rower uderzył w samochód przerzucając anielicę przez auto. Parę centymetrów przed ziemią udało jej się zatrzymać w powietrzu. Faceci w aucie byli zbyt zdezorientowani by cokolwiek zrobić. Nastolatkowie podjechali do Aleksandry.

– Krzyczałem byś hamowała – powiedział ze śmiechem zielonooki.

– Teraz czas na mój sposób transportu – rzekła z uśmiechem rozwijając skrzydła.

   Były to duże i zadziwiająco białe skrzydła (czemu zadziwiająco białe? Niektóre anioły nie dbają o skrzydła i nie myją ich po każdym locie. Są potem szare i postrzępione). Nicki opadła szczęka. Reszta po prostu szerzej otworzyła oczy. Chwilę potem lecieli nad miastem w stronę lotniska. Morgan kurczowo trzymał się ręki dziewczyny. Przez cały lot miał zamknięte oczy. Czarnowłosy trzymał się jego nogi. Też nie wyglądał na szczęśliwego z takiego obrotu sprawy. Rita natomiast podziwiała Pittsburg. Nicki która trzymała jej stopę krzyczała z radości. Bardzo jej się podobało, że lata. Jednak po tym jak prawie wylądowała na ulicy (przez to, że puściła nogę koleżanki) przestała się tak cieszyć. Po tym emocjonującym locie w końcu wylądowali na lotnisku. Anielica schowała skrzydła i głośno westchnęła. Taszczenie czwórki nastolatków, w tym jednego umięśnionego było o wiele gorsze niż bieganie po IKEI z Ritą na plecach. Po chwili czekania na pasie startowym wylądował prywatny samolot. Chłopacy zagwizdali w tym samym czasie. Gdy wysunęły się schodki z samolotu wyszedł mężczyzna wyglądający dokładnie jak piloci w filmach. Pomachał do małego zgromadzenia. Łuczniczka podeszła do pilota i przybiła mu żółwika.

– Zapraszam towarzysze. Czeka nas wycieczka do Europy – rzekła z radością.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro