Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6.

   Do Pittsburga mieli jeszcze kawał drogi. Przynajmniej dwie godziny. Wszystko przez nieszczęsne korki przy wyjeździe z miasta. Potem po prostu sunęli po autostradzie. Jednak zaczął im doskwierać głód. Wszystkim oprócz anielicy. Nastolatkowie chcieli jechać do jakiegoś fast food'a. Aleksandra się nie zgodziła.

– Anielica nie bądź pacan – rzekł Loren – Tak będzie najszybciej. Poza tym prawo większej ilości głosów.

– Nie obchodzi mnie to. Ja tu rządzę i nie jedziemy do McDonald's ani KFC – wyglądając przez okno zauważa i reklamę IKEI – Możemy zjeść w IKEI.

– Bo to lepsze niż KFC – mruknął chłopak.

– Jeśli jest bliżej niż IKEA to jedziemy do KFC jak nie to kierunek IKEA. Umieram z głodu – marudziła Nicki

– Ten sklep meblowy jest bliżej – burknął nie zadowolony czarnowłosy.

   Zaparkował dalej od sklepu by nie przyciągać uwagi gapiów. Stanęli pod drzwiami i dotarło do nich, że potrzebują pieniędzy. Loren był bez grosza. Córka Apolla miała raptem parę dolarów. Za to co miały Oleśka i Rita kupili sobie cztery hot dogi. Planowali potem wstąpić do sklepu i zrobić zapas na późniejszy głód. Na razie jednak siedzieli sobie przy wspólnym stoliku jedząc i rozmawiając. Nie zauważyli jednak, że ludzie opuszczali to miejsce. Po pewnym czasie usłyszeli kroki. Ekipa odwróciła głowy. Parę metrów dalej stała rudowłosa dziewczyna z paroma mężczyznami. Dziewczyna wyglądała na dwadzieścia parę lat, a mężczyźni byli bodajże po trzydziestce. Miała ścięte na chłopaka rude włosy, białą koszulę i czarne jeansy. Na nogach miała czarne buty na obcasie. Uśmiechnęła się cynicznie do nastolatków. Oni wstali od stolika i rozejrzeli się dokoła dopiero zauważając, że wszyscy wyszli.

– Brać ich – rzekła kobieta i pstryknęła palcami.

– Hej, a gdzie jakieś wytłumaczenie? - krzyknęła Nicki.

– Chyba go nie ma – mruknęła Rita zauważając zbliżających się mężczyzn. - Wiejemy! - krzyknęła chwytając Lorena za rękę biegnąc w stronę hali z meblami.

– Świetny pomysł – rzuciła Aleksandra.

   Przerzuciła sobie Nicki przez ramię i ruszyła za Ritą. Jednak po chwili zgubiła towarzyszkę. Biegnąc przed siebie dotarła do działu z urządzonymi pokojami. Wbiegła do jednej z sypialni. Zamknęła się wraz z panną Salmen w szafie. Usłyszała przebiegających obok mężczyzn. Ich towarzysze mieli trudniej. Nadal znajdowali się w hali i dobiegli do końca alejki. Loren wściekły uderzył pięścią w ścianę. Córka Artemidy zaczęła wspinać się po półkach na górę. Chłopak podążył za nią. Nagle usłyszeli strzał. Zielonooki poczuł, że coś kapie mu na twarz. Rita siedziała na półce nad nim trzymając się za nogę. Spojrzał w dół. Jeden z mężczyzn uśmiechał się w jego stronę. Dalej trzymał pistolet w górze. Loren wdrapał się na półkę i stanął obok dziewczyny. Wyciągnął swój pistolet z plecaka, przeładował broń i wycelował do mężczyzny. Wystrzelił. Nie wymierzył jednak dokładnie. Trafił w but faceta. Mężczyzna syknął z bólu i wściekłości. Zaczął strzelać w stronę nastolatków. Oboje schowali się za kartonem. Rita miała łzy w oczach. Czarnowłosy nie wiedział czy ze strachu czy bardziej z bólu. Dziewczyna jednak zdjęła łuk z pleców i wyciągnęła strzałę. Była wygięta. Pogrzebała w kołczanie i jęknęła. Większość strzał wypadła z kołczanu pod czas biegu i wspinaczki. Leżały sobie na ziemi koło półki. Wyjrzała zza kartonu. Dwóch mężczyzn strzelało w ich stronę. Szybko omiotła wzrokiem górną część hali. Zauważyła pas trzymający jakieś pudło. Oblizała wargi. Gdyby trafiła go idealnie, karton zatrzymał by ich na tyle by mogli się gdzieś przenieść lub uciec. Schowała głowę z powrotem. Spojrzała na swoje ręce. Trzęsły się za bardzo by dobrze wycelować. Spojrzała na kolegę. Podała mu łuk. Pokręcił przecząco głową. Spojrzała na nogę. Dalej krwawiła. Raczej nie trafili w tętnicę. Loren owinął ja szybko koszulką wydobytą z plecaka. Strzelał jeszcze w stronę mężczyzn. Nie wiedział jednak ile mają amunicji. On miał trochę, ale potem też może być potrzebna. Podczas gdy oni siedzieli ukryci za kartonem, Aleksandra i Nicki wyszły z szafy. Słyszały strzelaninę w hali. Zaczęły się powoli skradać w tamtą stronę. Nagle fioletowowłosa kichnęła.

– Nicki! - syknęła anielica.

– No sorry – odpowiedziała szeptem – Musiałam.

– Na zdrowie – usłyszały za sobą kobiecy głos.

  Odwróciły się. Za nimi stała ruda kobieta. Ta sama co przerwała im jedzenie hot dogów. Nastolatka wyciągnęła pałeczkę perkusyjną, a z niej nóż.

– Walcz ze mną – powiedziała dziarsko.

– Jak chcesz. Uwierz, będziesz żałować – w ręce rudowłosej pojawił się miecz.

   Zaczęły walczyć. Mimo zawziętości i woli walki widać było, że Nicki przegrywa. Kobieta miała więcej doświadczenia i operowała mieczem jak mało kto. Aleksandra bez wahania wzięła najbliższą lampę i uderzyła wroga brązowookiej. Kobieta odwróciła się w jej stronę. Anielica jedyne co zdążyła zauważyć to jej dwu kolorowe tęczówki. Jedna niebieska, druga brązowa. Chwilę potem leżała na ziemi przygnieciona stopą. Ten sam los spotkał Nicki. Kobieta związała im ręce i zaciągnęła na halę. Była dość silna. Nie licząc, że anioły prawie nic nie ważą. Teoretycznie ciągnęła tylko nastolatkę. Usadziła je pod jedną z półek i przywiązała do niej, a sama pokierowała się w stronę odgłosów strzałów.

– Czarno to widzę... - mruknęła Nicki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro