Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10.

   Byli w powietrzu już od paru minut. Mimo pozwolenia na odpięcie pasów, Morgan wciąż siedział zapięty i jak mógł najdalej od okna. Jego twarz i prawdopodobnie biedne nerwy były napięte jak struny w gitarze Apolla. Reszta krążyła po samolocie obmyślając plan. Potrzebowali jakiegoś na pokonanie bogini. W tym czasie Rita wyciągnęła dość sporą torbę z szafki nad fotelami. Wszyscy spojrzeli w jej stronę. Dziewczyna wyciągnęła z torby ubrania.

– Nie możemy się tak pokazać w Europie – stwierdziła – Dlatego mam dla nas trochę ciuchów. Wyglądamy jakbyśmy przelecieli się tornadem. Poza tym lecimy do Francji. Czas się przebrać.

   Chłopacy i Aleksandra podeszli dość sceptycznie do tego pomysłu. Nicki za to od razu porwała jakieś spodnie i inne takie. Z takim ekwipunkiem pobiegła do łazienki. Chwilę potem wyszła z niej w czarnym golfie i pomarańczowych trochę wojskowych spodniach. Włosy miała rozpuszczone i rozczesane. Usta pomalowała ciemną szminką. Na jej nogach wciąż były glany. Uśmiechnęła się promiennie do reszty. Rita zaklaskała podekscytowana. Sama wzięła jakieś ubrania i też zniknęła w toalecie. Po chwili miała na sobie biały golf, jeansową kurtkę i jasno niebieskie spodnie. Do tego miała czarne trampki i widoczne tęczowe skarpetki. Także rozpuściła włosy. Na nosie miała okulary. Chłopacy mimo nalegań nie chcieli się przebierać. Anielica po prostu oczyściła ciuchy. Morgan po pewnym czasie ustąpił. Nosił teraz czerwoną bluzę i czarne jeansy. Loren się nie zgodził. Po paru godzinach dolecieli do Brest. Te „parę" godzin spędzili głównie oglądając filmy i seriale. Pod koniec lotu czarnowłosy podszedł do przestraszonego towarzysza. Postawił przed nim swój plecak i zaczął w nim grzebać. Chwilę potem na stoliku leżała masa nie za bardzo przydatnych rzeczy. Były to głównie naboje i rzeczy z biur w IKEI. W końcu chłopak wyciągnął z niego topór. Morgan zrobił zdziwioną minę.

– Skąd go masz? - zapytał biorąc go do ręki.

– Był w twojej szafie. Stwierdziłem, że może się przydać. A tu – wyciągnął coś co wyglądało jak kołczan. - Masz coś w czym możesz go nosić.

– Grzebałeś w mojej szafie? Kiedy?

– Jak Rita cię przekonywała. Oprócz topora mam też jogurcik – jak na zawołanie miał w ręku opakowanie z jogurtem waniliowym.

   Gdy wrócił na swoje miejsce czuł na sobie wzrok afroamerykanina. Nie przejął się tym i zaczął jeść. W końcu dolecieli do upragnionego miejsca jakim było lotnisko w Brest. Podziękowali pilotowi i wysiedli z samolotu. Nikt na nich nie czekał. Ani na zewnątrz, ani w środku. Postanowili na własną rękę poszukać syna Ateny. Rita miała współrzędne gdzie może mniej więcej być. Chciała zostawić ich na lotnisku. Powiedziała, że przyda im się nowe auto, a tutaj jest ich pełno. Aleksandra zareagowała kategorycznie. Nie mając wyboru ruszyli razem w głębię miasta. Nicki chciała sobie kupić jakąś pamiątkę mimo braku pieniędzy, w tym wypadku euro. Szczególnie spodobały jej się kulki śnieżne. Została jednak odciągnięta od stoisk. GPS Łowczyni doprowadził ich do małej kawiarenki na rogu ulicy. Loren pchnął drzwi wchodząc do środka. Było w niej niewiele ludzi. W powietrzu unosił się zapach kawy i czekolady. Na parapetach stały rośliny, nad stolikami wisiały lampy z metalowymi rurkami na kształt diamentów. Było w niej sporo foteli, poduch i kanap. W tle grała przyjemna i relaksująca muzyczka. Rita podeszła do lady. Stała za nią blondynka około czterdziestki. Na jej twarzy widniał piękny uśmiech.

– Dzień dobry, możemy porozmawiać z... - spojrzała na telefon – Z Andre Fure?

Andre!* - krzyknęła kobieta w stronę zaplecza.

Tak ciociu?

   Z zaplecza wyszedł dość wysoki chłopak. Jednak niższy od Morgana. Miał kręcone włosy sięgające do brody. Jego niebieskie oczy szybko namierzyły nowo przybyłą grupę. Zbladł trochę. Widocznie Atena wspomniała mu o wyjątkowych gościach. Machnął ręką by usiedli. Dołączył do nich ze słownikiem francusko – angielskim.

– Witam was – zaczął. W jego angielskim dało się słyszeć mocny francuski akcent. - Czego chcieć?

– Jeśli będzie tak mówił nie wiem ile z nim wytrzymam – mruknął Loren. Odwrócił się do Aleksandry. - Oleśka jesteś archaniołem. Na pewno znasz francuski. Rozmawiaj z nim.

– Nie jestem dobra w językach, ale mogę spróbować – anielica wytężyła szare komórki by przypomnieć sobie jakiekolwiek zwroty po francusku. - Jak się masz? - zapytała.

Dobrze, miło, że pytasz. Przynajmniej ty umiesz mówić w normalnym języku. Gdzie zamierzamy wyruszyć i kiedy?

– O co on pyta? - spytał Morgan.

– Chyba kiedy wyruszamy. Nie jestem stuprocentowo pewna...

Rozumiem, że teraz. Dajcie mi chwilkę – po tych słowach ruszył szybko w stronę zaplecza.

– Co powiedział? - zapytała Nicki. - Gdzie poszedł? Zamawiamy coś czy siedzimy tak po prostu? Zjadłabym te ciasto – wskazała na paterę koło kasy.

– Nie masz kasy – rzekła Rita.

   Córka Apolla chciała dalej negocjować, ale Andre wrócił. Na ramieniu miał szarą torbę.

   Wskazał ręką w stronę drzwi. Ekipa wstała od stolika i wyszła na dwór. Nicki tęsknie spojrzała w stronę ciasta po czym ruszyła za grupą. Andre popukał ręką w małego żółtego garbusa. Grupa zrobiła zrezygnowaną minę.

– Ja zajmuję siedzenie z przodu! - krzyknęła Rita.

   Chwilę później wszyscy pchali się do auta by zająć najlepsze miejsca. Fure zajął miejsce za kierownicą, zapiął pasy i czekał. W końcu bitwę o siedzenie z przodu wygrała Nicki. Przepchała się pod nogami i wsunęła się do środka. Blondyn pogrzebał w torbie i dał jej z uśmiechem kawałek ciasta. Oczy dziewczyny rozbłysły.

Dziękuję, dziękuję? - powiedziała niepewnie.

Znasz francuski?! 

*Zwroty po francusku będą pisane kursywą. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro