Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 30

  Następny tydzień minął tak szybko jak, wcześniejszy weekend. Teresa została trochę dłużej w szkole, aby pomóc nauczycielce WF'u. Wyszła z kantorka, ciesząc się, że może już wrócić do domu. Miała na sobie czarną bluzę Sebastiana, bo cały czas zapominała mu ją oddać, a on po prostu nie upominał się o nią. Nie miała co narzekać; była milutka i ładna. Po paru sekundach znalazła się na korytarzu. Sprawdzając wiadomość od mamy nie wyczuła niczyjej obecności. Zorientowała się, że jest tu ktoś poza nią, dopiero, gdy poczuła, że na kogoś weszła. Zdziwiła się, bo był początek lekcji.

- Przepraszam - powiedziała zaskoczona chowając telefon do kieszeni - Szukasz może kogoś?- zapytała, kompletnie nie kojarząc chłopaka.

- Tak się składa, że szukałem ciebie - odparł z sadystycznym uśmiechem.

- C-co?! Chyba musiałeś pomylić osoby – cofnęła się o krok, czując, że ma do czynienia z kimś niebezpiecznym.

Nastolatek złapał ją za rękę i rzucił o ścianę w którą uderzyła dość mocno głową. Okazał się strasznie silny. Był nieco niższy od Seby, ale bardzo umięśniony. Jego prawe oko zakrywały czerwone włosy.

- Możesz mi powiedzieć o co chodzi? - syknęła cicho z bólu.

Zamknęła na chwilę oczy, a gdy je znów otworzyła zobaczyła, że obok niego stoi jeszcze więcej chłopaków. Co gorsze - nikogo nie znała. Zaczynała się bać. Nie miała zielonego pojęcia co to za ludzie, więc spodziewała się po nich najgorszego.

- Wiesz...- zaczął powoli - jest taki mały, problem... A w zasadzie duży.

- Co takiego? - spytała ostrożnie.

- Nie, co, tylko kto. Dokładniej mówiąc - ty - strach przeleciał jej przed oczami, a po plecach spłynął pot.

- A-ale ja nikomu nic nie zrobiłam - udało jej się powiedzieć ignorując narastający ból w czaszce.

- Chyba o czymś nie wiesz mała - dotknął policzka Tes - Alan o niczym ci nie mówił?

Na dźwięk imienia brata lęk wypełnił jej serce jeszcze bardziej. ,,Czego oni ode mnie chcą?!" ,,O co do cholery chodzi?!" , ,,Co ma z nimi wspólnego Alan?!" I jeszcze ten ból, jakby ktoś bił mnie młotkami - pomyślała.

- N-nie wiem o co ci chodzi.

- Hahahaha - zaśmiał się psychicznie - nie mam pojęcia, czy ty serio nic nie wiesz, czy po prostu jesteś głupia - uderzył Tessę pod okiem.

- Co chcecie do cholery?!- wysyczała.

- Nie tak agresywnie księżniczko.

- K-księżniczko? - jeśli możliwe było żeby czuła się jeszcze bardziej zagubiona, to właśnie tak się stało. Tylko jedna osoba tak do niej mówiła, a był to on...

Sebastian, który właśnie stanął po lewej stronie czerwonowłosego. Teresa już miała do niego pobiec z nadzieją, że ją uratuję, ale silny nastolatek złapał ją za nadgarstki.

- Kochanie, zrób coś- krzyknęła rozżalona.

- On ci nie pomoże.

- Seba, możesz mi wyjaśnić co tu się dzieje?! - była rozdarta na pół. Krew buzowała coraz szybciej w jej żyłach tak, że Tes czuła się jakby była w piekle. W zasadzie czuła się, jakby się tam znajdowała.

Chłopak podszedł do niej bliżej, tak, że dzieliła ich mała odległość, a nieznajomy odsunął się na kilka kroków. Teresa dopiero teraz mogła mu się bliżej przyjrzeć. Skóra ciepłego koloru wydawała się teraz szarawa. Zawsze starannie ułożone kasztanowe włosy, dziś były poszarpane. Wesoło uśmiechnięte usta wygięły się w prostą linię. Sebastian miał wory pod oczami, jakby posiadał za sobą kilka nieprzespanych nocy. Nigdy nie widziała go w tak złym stanie, ale gdy popatrzyła mu się prosto w oczy dopiero się przeraziła. Był zaczerwienione i wypełnione ogromną rozpaczą. Wydawały się jakby błagały o pomoc, której nikt nie może im ofiarować. Właściwie mówiąc krzyczały o nią ze wszystkich sił. Wtedy coś pękło w Tessie jeszcze bardziej. Pragnęła znaleźć się w jakimś miejscu gdzie nie ma ludzi, gdzie jest tylko natura, cisza oraz spokój. Gdzieś gdzie poczuje się bezpiecznie i nic nie będzie jej grozić. Tak bardzo marzyła, by mogła znaleźć się tam z Sebastianem, że z bezsilności głowa rozbolała ją jeszcze bardziej.

- Przepraszam,moja księżniczko - mruknął ledwo słyszalnie, załamującym się głosem.

Następnie wszystko potoczyło się strasznie szybko. W jednej sekundzie chłopak zbliżył się jeszcze bardziej pozornie chcąc pocałować Teresę, a w drugiej już kątem oka mogła dostrzec srebrny błysk. Intuicyjnie ugięła kolana, chroniąc się przed ostrym jak brzytwa nożem. Jednak i tak poczuła jak broń wbija się jej mocno w skórę powodując niewyobrażalny ból i pieczenie. Pod wpływem adrenaliny nie upadła, a wręcz przeciwnie- biegła jak najszybciej potrafiła w stronę wyjścia ze szkoły. Wydawałoby się, że ta banda idiotów ją zatrzyma, ale ich instynkt ich zawiódł za co będą musieli później zapłacić. Na szczęście było dziś ciepło, więc nie zostawiła nic w szatni. Nawet gdyby nie myślała o tym. Przycisnęła tylko mocno apaszkę, która miała na razie zastąpić bandaż. Zastanawiając się gdzie uciec pomyślała o swojej przyjaciółce Gosi. Nie wiadomo przecież czy nie mają adresu Tessy skoro znali Alana, a przynajmniej czerwonowłosy coś o nim wiedział. Pędziła na przystanek mimo ubywającej krwi. Ledwo zdążyła na autobus przy okazji bezmyślnie wbiegając na przejście dla pieszych spotykając się z trąbieniem aut. Zajęła pierwsze lepsze miejsce. Do beznadziejnego stanu doszły jeszcze zawroty głowy. Wszystkie negatywne emocje mieszały się, ale najbardziej czuła się zdradzona. Tak bardzo ufała Sebastianowi, tak bardzo go kochała i miała wrażenie, że jest dla niego najważniejsza. Może tak naprawdę cały czas ją okłamywał? Albo właśnie musiał słuchać tych tajemniczych nastolatków? Pewność, że Seba będzie chronił właśnie ją rozsypała się na milion kawałeczków. Przecież to on trzymał ten cholerny nóż. On wbił go w szyję. Gdyby nie ugięła kolan możliwe, że leżałaby teraz martwa. Tak jak kończyły się jej wszystkie koszmary.

Modliła się, żeby udało się jej dotrzeć do mieszkania Moniki. Nie potrafiła zatamować krwotoku, a płacz dodatkowo utrudnił zadanie. Zanim dotarła do bloku kilka razy się potknęła ledwo utrzymując się od upadku. Cieszyła się, że znała kod, bo dzięki temu znalazła się szybko pod drzwiami. Głośno zapukała próbując nie zemdleć.

- Tessi?! Co tu robisz? – spytała zaskoczona brunetka szybko zauważając ranę na szyi oraz krótsze włosy po prawej stronie- Cholera, krwawisz!- ledwo udało jej się złapać Tes.

Wzięła ją na ręce i zaniosła do swojego niedużego pokoju. Delikatnie położyła przyjaciółkę na łóżku, mówiąc zdenerwowana, że za sekundę wróci. Nie trzeba było nawet prosić, bo Teresa nie miała siły choćby poruszyć dłonią, a co dopiero wstać. Monika wyleciała z mieszkania z prędkością światła znajdując się w paru susach przed drzwiami Marcela. Zapukała mocno, licząc, że pomoże.

- Czego? - powiedział chłopak wychylając się z przedpokoju.

- Musisz mi pomóc- powiedziała zdesperowana - Tes krwawi.

- Pieprzysz - zakpił.

- Nie czas na żarty Waflu! - warknęła - Albo mi pomożesz, albo pozwolisz jej się wykrwawić.

- Tylko coś wezmę. Przygotuj bandaż i każ cały czas leżeć.

Chłopak rozerwał zieloną saszetkę wyciągając z niej kwadratową ,,gąbkę'' i ruszyli do mieszkania dziewczyny.

- Co to?

- Opatrunek QuikClot - odpowiedział sucho cały czas klękając.

- Co takiego? - dopytywała zdziwiona.

- Możesz nie przeszkadzać? Muszę się skupić.

Dziewczyna zamilkła. Marcel powoli przyłożył opatrunek do krwawiącej szyi Tessy. Wydała z siebie ciche sykniecie wyginając lekko głowę położoną na poduszce.

- Spróbuj się nie ruszać. Zaraz poczujesz się lepiej- popatrzył się na nią z troską. Miał nadzieję, że nie będą musieli wzywać pogotowia. Po minucie okazało się, że krwawienie ustało, a na skórze pojawił się skrzep. Wziął więc bandaż i owinął kilka razy wokół rany. Mógł z ulgą odetchnąć.

Brązowooka wreszcie poczuła ulgę. Nawet kręcenie się w głowie ustało, a czaszka tak bardzo ją nie bolała.

- Kto ci to zrobił? – Marcel miał ochotę zbić tą osobę na kwaśne jabłko oraz powyzywać od najgorszych.

- J-ja wracałam z s-sali gimnastycznej i,i... - wydukała, ale płacz znowu powrócił. Nie potrafiła wydobyć z siebie ani pół słowa więcej.

- Dobra, za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Jutro nam opowiesz. Na szczęście żyjesz - wysilił się na stoicki spokój - Prześpij się lepiej.

- Zadzwonimy do twojej mamy poprosić żebyś została u mnie, okay?- głos zabrała Monia.

W odpowiedzi dostała ledwo widoczne kiwnięcie głową. Rozmową zajął się oczywiście brunet. Nagadał Dianie, żeby się nie martwiła, bo nic poważnego się nie stało (co nie było do końca prawdą, ale nie miał problemu skłamać) i, że dużo przeszła po śmierci syna, więc z chęcią pomogą, aby mogła nieco odpocząć. Kobieta łatwo połknęła haczyk prosząc tylko, by na następny dzień przyjechała po potrzebne rzeczy. Sensei stwierdziła, że zrobią to po lekcjach, a następnie spotkają się u niej, by Tessa mogła im wszystko opowiedzieć. Teraz słodko spała, przykryta kocem w krówkę. Wreszcie mogła niczym się nie przejmować. Pierwszy raz od dawna nie miała koszmarów.

~*~

Sebastian wszedł to obskurnego pomieszczenia zwanego "gabinetem" swojego brata. Jego wygląd dokładnie odwzorowywał charakter właściciela. Ciemne ściany oraz podłoga. Jedynym źródłem światła była żarówka powieszona w samym środku pomieszczenia, która do tego migała. Stało tu tylko biurko z masą rozwalonych papierów i rozwalające się krzesło. W powietrzu roznosił się zapach stęchlizny oraz narkotyków. Nienawidził tego miejsca. Mieściło się ono w piwnicach opuszczonego budynku. Niestety to właśnie tutaj musieli mieć bazę.

Chłopak nigdy nie czuł się tak źle jak dzisiaj. Nienawidził swojego rodzeństwa jeszcze bardziej za to, co kazał mu zrobić. Przez niego stracił jedyną osobę która go kochała, rozumiała oraz nie gardziła nim. Stracił ją tak szybko jak zyskał. Te piękne chwile minęły jak jedno pstryknięcie. W momencie kiedy przeglądał stos dokumentów, poczuł jak ktoś ściska go za ramiona z impetem rzucając na ścianę.

- Gówniarzu! Mówiłem, że nie masz tu wstępu - krzyknął z jadem na młodszego z Wilków. To nazwisko idealnie pasowało do białowłosego, ale do bruneta niezbyt.

- Cholerę mnie to obchodzi- powiedział opryskliwie.

- Czy ty zawsze musisz mieć problem z wykonaniem polecenia?! Miałeś ją zabić. ZABIĆ. Z-A-B-I-Ć! Czego nie zrozumiałeś?! – mocno złapał go za kołnierz.

- Wiesz, że ją kocham. Zrobiłeś to specjalnie- zapłakał.

- Wolisz by nas złapali?!- krzyczał na całe gardło - Chcesz siedzieć w poprawczaku?!

Milczał.

- Chcesz?! - uderzył go w brzuch - Bo ja nie mam ochoty siedzieć w więzieniu przez takiego debila jak ty, bo nie potrafisz słuchać starszego brata.

- Najpierw musisz zasłużyć na szacunek idioto - warknął z nienawiścią.

- Nie bądź śmieszny - rzucił go na panele pełne kurzu i podejrzanego proszku - Gdyby ojciec żył, byłby ze mnie dumny.

- Dumny? Ku***a. Nigdy nie słyszałem lepszego kłamstwa- zakpił - Tak, tata na pewno byłby dumny, że jego starszy syn kazał zabić swojego przyjaciela, bo ten chciał go wyciągnąć z życiowego bagna. Alan troszczył się o ciebie, a ty odwdzięczyłeś się mu kulką w łeb - nakręcił się - Nawet nie odważyłeś się zrobić tego sam, tylko nasłałeś na niego jednego ze swoich debili ze swojego śmiesznego gangu. A teraz chcesz pozbyć się mojej kochanej Tessi, która nic nie wie, tylko po to byś mógł dalej handlować nielegalnie tą pieprzoną bronią. Jesteś skończonym kretynem! Nigdy nie zmądrzejesz- kompletnie nie liczył się ze słowami. Mógł go nawet zabić, a przecież był do tego zdolny. Nie miał celu w życiu, nie miał dla kogo żyć. Śmierć tylko by go uratowała, więc nie miał czym się przejmować. Jego światem była Tessa, którą brutalnie mu odebrano.

Od razu spotkał się z najgorszymi pod słońcem wyzwiskami. Szczerze mówiąc nawet słońce odsuwało od niego swe ciepłe, przyjemne promyki jakby się go brzydziło. Nawet gwiazdy czuły wstręt do Sebastiana, a jego już była dziewczyna tak bardzo je kochała.

Białowłosy bił go bez opamiętania. Pięść za pięścią bez jakichkolwiek ludzkich uczuć.

- Tata byłby dumny jakbyś został żołnierzem i ewentualnie umarł na wojnie jak on, a nie... - mężczyzna przerwał mu uderzeniem usta. Nastolatek był cały zakrwawiony i posiniaczony. Przestawał już cokolwiek czuć. Miał nadzieję, że to wszystko szybko się skończy, a Kostucha przywita go z otwartymi ramionami jak syna marnotrawnego. Zasadnicze okazało się uderzenie w lewą rękę.

- Matka stała się taka głupia i żałosna po jego śmierci. Nie wierze, że uwierzyła, że złamałeś rękę na deskorolce, a w rzeczywistości sam to zrobiłem - wpadł w amok z którego nie mógł się wyrwać. Kierowała nim żądza mordu. Nie liczył się z więzami krwi.

- Ćpałeś... - wydusił zanim stracił przytomność.

Rzeczywiście. Białowłosy miał rozszerzone źrenice. Dzisiaj wyjątkowo zapomniał założyć soczewek. Myśląc, że skończył z młodym Wilkiem wyszedł z obskurnego gabinetu kierując się do magazynu. Zanim odpłynął usłyszał jeszcze psychiczny śmiech niczym szalonego naukowca. Lecz Sebastian nie mógł liczyć na łaskę ze strony śmierci. Nie dany mu również był spokojny sen. W zamian za słodką pomoc Morfeusza dla Tes, sam zyskał koszmary.

Koszmary jeszcze gorsze od rzeczywistości.

---------

Od autorki:

Cześć  ^^ !

Stwierdzam, że to mój ulubiony rozdział ,,Czarnego złota'' i mam nadzieję, że Wam również się tak spodobał. Może jest krwawy oraz smutny, bolesny, ale dużo się się w nim wyjaśnia. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro