Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

Coraz częściej Monika pytała, się czy Tessa nie ma ochoty gdzieś iść, a to do jakiegoś sklepu, a to na łyżwy, a to na kręgle lub innego typu atrakcje. Zazwyczaj kończyło się to odmową i ekipa wybierała się gdzieś po prostu niekompletna. Dziewczyna nie chciała przeszkadzać im w dobrej zabawie. Ostatnio nie miała w ogóle apetytu, w nocy nie mogła spać, a za dnia leżała bezczynnie godzinami. Nie miała na nic ochoty, nawet na rozmowy z najbliższymi. W szkole siedziała cicho, jedynie zdarzało jej się na coś przytaknąć lub krótko odpowiedzieć. Rozmyślała nad Alanem, ,, Idiotycznym Trio'' i sensem tego wszystkiego. Przede wszystkim nad sensem życia. Po co w ogóle istnieje i czy ma jakiś cel.

Brunetkę zaczęło coraz bardziej wkurzać to, że nie chce się nigdzie z nimi wybrać. W końcu nie wytrzymała i po lekcjach podeszła do Teresy. Miała to być normalna pogawędka...

- Tes? – spytała łagodnie. Na korytarzu nie było nikogo oprócz nich.- Czemu nie chcesz spędzać czasu z naszą paczką ?

- Po prostu nie mam zamiaru psuć wam wypadów. Wolę byście sami szli i dobrze się bawili- wytłumaczyła.

- Ale przecież niczego nie niszczysz. Wręcz przeciwnie, z tobą jest jeszcze fajniej – naciskała.

- Uwierz ,że nie. Teraz nie jest na to najlepszy czas- odparła zimno, a zarazem szczerze.

- Niby czemu?! – traciła cierpliwość.- Co?!

Brązowooka nic nie odpowiedziała.

- Możesz mi łaskawie powiedzieć czemu?! –krzyknęła.- Nie lubisz już nas?! A może się boisz?!

- Monia... - zaczęła.

- Jesteś tchórzem! – blondynce napłynęły łzy do oczu.- Przebrzydłym tchórzem! Tak naprawdę nic by się nie stało, ale nie... Ty wolisz gnić w domu i ... i ...

- Błagam. Przestań. To nie jest prawda- zaszlochała.

- Nie?! Podaj mi jeden powód czemu mam Ci wierzyć- zażądała.

- Ja... ja... - łzy poleciały jej po policzku.

- No właśnie- powiedziała triumfalnie.

Nagle z sali wyszli Marcel z Czesławem. Okazało się ,że słyszeli całą tą rozmowę.

- Monika! Możesz mi powiedzieć co ty- zaklął siarczyście brunet - robisz!?!

- Tyle masz do powiedzenia?! – nie zwracając na słowa przyjaciela jeszcze raz warknęła.

Teresa nie mogła już tego znieść. Popatrzyła się tylko na rozzłoszczoną twarz Moniki i pobiegła przed siebie i przy okazji niechcący ją szturchnęła. Po kilku minutach usiadła na jednej z ławek. Płakała tak mocno, że nie mogła przestać. Włosy zaczęły jej się sklejać od słonej wody. Jedynie co czuła to żal, rozpacz oraz ogromną pustkę. Poczuła, że ktoś z prawej i lewej strony oplótł ją ramieniem. Podniosła wzrok i zobaczyła kolegów.

- Tes... wybacz za nią. Czasami nie ma co zrobić z energią i niepotrzebnie się złości- próbował pocieszyć ją chłopak Karoliny.

- Ale... ja już tak nie mogę żyć – ledwo wydusiła z siebie.

- Jeśli potrzebujesz pomocy to mów- odparł blondyn.

- Czesiu... tak tylko pogorszysz sytuacje... - zganił go.

- Nie radzę sobie .Tracę kontrolę nad tym dziwnym światem. Kompletnie się pogubiłam, bo tyle rzeczy się skomplikowało. Nie da się tego uporządkować, a co gorsza wytłumaczyć- powiedziała cicho.

-Jeśli chcesz możemy nad tym w parę osób usiąść i się zastanowić- zaproponował.

- A gdyby tak... - pomyślała na głos.

- Nawet o tym nie myśl!! Przyrzeknij, że nigdy tego nie zrobisz. Proszę- zabrał głos Czesiu.

- Przyrzekam.

Jednak ta idea nie dawała się zapomnieć. Cały czas dawała o sobie znać. Wystarczyło wyciągnąć z szafki nóż, przy robieniu posiłku, popatrzeć na czerwone światło, a nawet zaparzyć czarną herbatę.

~*~

Po powrocie ze szkoły Teresa poprosiła mamę o zwolnienie, by nie iść przez najbliższe dwa dni do szkoły. Musiała choćby z najmniejszym stopniu odpocząć. Jej psychika już nie dawała rady.

Swój mózg porównała do lasu, ale nie zielonego i przyjemnego jaki znamy z bajek dla dzieci, tylko ciemnego i strasznego. Nie panowało w nim jak kiedyś słońce i szczęście ,a najmniejsze smutki przeganiał ciepły wiatr. Teraz była tam czarna noc z ogromnym, tajemniczym księżycem nadziei. Każde drzewo kołysało się od zimnego powietrza. Liście i igły traciły swoje pozytywne barwy i spadając na ściółkę odchodziły w zapomnienie. Za to każde złe słowo i czyn jaki dostała od losu unosiły się w postaci gęstej, mrocznej mgły. Obelgi zamieniły się w wycie wilka, więc wataha się powiększała z dnia na dzień. Wrony podpowiadały szalone, sadystyczne pomysły, a kruki tylko nalegały, by ich posłuchać. Nietoperze latały jak oszalałe. Pająki plotły sieci z problemów. Lampion z którym szła Tessa dawno się stłukł. Wywołał on tylko pożar wśród dobrych wspomnień. Musiała się zdać na intuicję. Pod stopami słyszała szelest. Nie wiedziała dokąd idzie i co ją czeka. Raz zobaczyła wyłaniającą się z jeziora syrenę o szkarłatnych włosach. Gdy tylko ją zauważyła, pokazała długie szpony i zaczęła wydawać dziwne, mrożące krew w żyłach dźwięki. Z trudem uciekła. Niestety pozostawiła po sobie ślad w postaci ran, które nie chciały się zagoić. Potem dowiedziała się ,że to nie kto inny jak Depresja. Bała się, że za rogiem spotka Śmierć siedzącą na tronie z ludzkich kości. Młoda kobieta o hebanowych oczach wypełnionych nieskończoną otchłanią tylko czekała aż zaszczyci ją swoją obecnością. Usta miała wykrzywione w szyderczy uśmiech. Ubrana w balową, koronkową suknię chciała wręczyć Teresie czerwoną różę, jedyny jasny kwiat w ciemnym bukiecie. Ofiarując to Tessi zostałaby z nią na zawsze. Tak jak Kore skusił Hades, tak ona poradziłaby sobie z blondynką.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro