Rozdział 28
- Eeem...bo... - dukała zmieszana spuszczając wzrok z rozmówców.
W tym samym momencie w sali rozbrzmiał głos należący do nauczycielki wychowania fizycznego. Kobieta siedziała przy jednym ze stolików i prosiła o wpisanie się na listę oraz wpłacenie pieniędzy adekwatnie do ilości tarczy. Monia oraz Marcel powiedzieli, że porozmawiają później i odeszli, na co Teresa z ulgą westchnęła. Jednak coś jej nie pasowało. Czemu przyszli akurat na tą strzelnicę? Czy z tą na którą chodzili dotychczas coś się stało? Jason jakby wyczytał z twarzy blondynki co ją męczy, więc szybko postanowił rozwiać wszelkie wątpliwości.
- Strzelnica na Dywizjonów jest w remoncie - powiedział niedbale.
Dziewczyna, na znak zrozumienia, kiwnęła głową.
- A tak zmieniając temat, to pomyliłam się w odstępach lat jak opowiadałem ci o... - nie zdążył dokończyć.
- To nie ważne. Rozumiem jak bardzo to tobą wstrząsnęło. Masz prawo do błędów. - lekko się uśmiechnęła.
- Niech Ci będzie Tessi. Wystarczy już ćwiczeń na dziś, nie sądzisz?
- Masz rację wujku - zgodziła się, delikatnie odkładając karabin.
~*~
Sebastian siedział pod salą do włoskiego. Była to pierwsza lekcja dzisiejszego dnia, a w dodatku, mieli pisać na niej sprawdzian. Miał przeczucie, że i tak dostanie z niego szóstkę, ale wolał nieco się poduczyć. Bądź co bądź, miał styczność z tym językiem od dziecka, jednak nieco ostrożności jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Lustrując strony z drobnym, prostym pismem usłyszał dziewczęcy głos. Niechętnie podniósł szmaragdowe oczy znad zeszytu. Nie spodziewał się ujrzeć Teresy; zwłaszcza, że jakoś go ostatnio unikała. Stwierdził, że może potrzebuje odpocząć, więc nie miał jej tego za złe.
- Mogę przeszkodzić? - zapytała, ostrożnie nachylając się, by lepiej ją usłyszał.
- Jasne. Coś się stało?
- Musimy porozmawiać - odpowiedziała już normalnym tonem.
Chłopak wstał zostawiając notatki na podłodze. Już miał coś powiedzieć, ale brązowooka ruszyła w kierunku schodów. Najwyraźniej nie chciała by ktokolwiek ich usłyszał. Schodząc po stopniach patrzył na blond włosy uczennicy. Musiał się wysilić by się nie uśmiechnąć.
Wreszcie dotarli na miejsce. Znajdowali się w przejściu prowadzącym do szatni. Można je było nazwać skrótem. Seba oparł się o ścianę czekając, aż Teresa zacznie mówić. Niechcący zmieszał ją wpatrywaniem się w jej oczy.
- Chciałam przeprosić cię za to, jak ostatnio się zachowywałam... - zaczęła zawstydzona, nie siląc się na kontakt wzrokowy - Nie mogłam się pogodzić z tym, że się w tobie zakochałam, gdyż zadawałeś się z Patrykiem i Natanem. To mnie jakoś blokowało. Przecież tyle razy mnie skrzywdzili. Nie wiem co ukrywasz, nie znam też twoich tajemnic...
Brunet podniósł podbródek Tessi zmuszając ją, by na niego patrzyła. Bała się, że ujrzy na jego twarzy gniew, ale on zaczął się uśmiechać.
- Ale wiem jedno. Kocham cię, i wiem, że będziesz mnie bronił - cały stres uciekł po wypowiedzeniu ostatniego słowa.
- Też cię kocham Tess , jak nikogo innego w całym moim, beznadziejnym życiu- dziewczyna zaśmiała się radośnie.
Sebastian pocałował ją w czoło, a następnie przytulił tak mocno, jakby zaraz ktoś miał mu ją odebrać. Jedną ręką bawił się włosami nastolatki. Chciał jej wytłumaczyć to wszystko, ale nie mógł. Nie dlatego, że by mu się dostało. Nie chciał, by siostra Alana cierpiała jeszcze bardziej. Wiedział co ją czeka, ale teraz o tym nie myślał. Będzie ją chronił tak długo jak będzie mógł. Była dla niego wszystkim co miał. Dzięki niej miał po co żyć i miał po co wstawać rano. Dzięki niej potrafił zapomnieć o wszystkim i widzieć w szarej codzienności jakiś promyk nadziei. Bez niej nie wytrzymałby psychicznie. Nie posiadał przyjaciół ani znajomych. Poza Patrykiem i Natanem, oraz pozostałą częścią kretynów. Jego ojciec nie żył, matka dalej nie pozbierała się po śmierci męża, a brat? To zabawne, ale to on zniszczył mu życie. Przez niego wylądował w życiowym bagnie, z którego nie potrafi wyjść. Na siłę poznał część świata, z którą nie chciał mieć nic do czynienia.
Miał tylko Teresę, więc cieszył się, że odwzajemnia jego uczucia, bo wreszcie miał na kogo liczyć.
~*~
Monia nie wiedziała, że dzień wcześniej Tes, razem z Emilką i Marcelem, byli w kawiarence. Nie wiedziała również, że dziewczyna miała dylemat wobec Seby, więc zaproponowała, by iść do oratorium. Wszyscy się zgodzili, poza Adrianna, której coś wypadło. Teresa wpadła na pomysł, że może Ala, była już przyjaciółka Karoliny, ma ochotę, by z nimi usiąść i pogadać. Ostatnio, na przerwach, siedziała głównie sama, bo zerwała kontakt z Karą, a przecież całkiem niedawno prosiła blondynkę o pomoc w zadaniu domowym z fizyki. Nastolatka o czekoladowych włosach usiadła na czerwonej kanapie obok Tessi. Miała nadzieję, że Marcel nie zrobi tego samego. Niestety brunet tak właśnie uczynił.
- A co cię tak wzięło żeby być ciągle obok niej? - zapytała zdziwiona Monika.
- Eee... nie interesuj się mały karakanie - odpowiedział jej kolega.
- Pff... - westchnęła niezadowolona - idę po chipsy – wstała poprawiając grzywkę.
- Pójdę z tobą - rzuciła uczennica w okularach.
Przez tą krótką wymianę zdań Alicja zaczerwieniła się; nie czuła się zbyt komfortowo w towarzystwie chłopaka. Zgodziła zostać się tylko ze względu na Teresę.
- Kto ma ochotę na tosty? - krzyknęła radośnie Tessa, żeby rozładować atmosferę.
- Ja - odpowiedziała z marszu Ala.
Wstała i szybkim krokiem ruszyła do małej kuchni. Siostra Alana zerknęła kątem oka na przyjaciela i dopiero poszła za nią.
Brunetka w tym czasie już włożyła chleb do tostera. Drżącymi dłońmi próbowała położyć na nim żółty ser - wyraźnie było widać, że jest podenerwowana.
- Wszystko okay?- na dźwięk głosu pisnęła oraz upuściła plaster, na szczęście na pieczywo.
Poprawiając plasterek Teresa podeszła bliżej. Następnie dała drugi. Zamknęła urządzenie ponawiając pytanie.
- N-nie - bawiła się kosmykiem włosów.
- Jeśli chcesz możesz mi powiedzieć. Postaram się pomóc - uśmiechnęła się zachęcająco.
Alicja kiwnęła głową nie potrafiąc wysilić się na coś więcej. Nie chcąc się narzucać, blondynka delikatnie ją przytuliła by dodać jej otuchy. Stały tak kilka minut póki nie zaświeciła się zielona lampka oznajmująca, że tosty są gotowe. Ciemnowłosa już miała sięgnąć po talerze, ale Tes dała znak ręką, że zrobi to za nią. Dała jeszcze tylko keczup i wróciły do głównego pomieszczenia szkolnej kawiarenki, zwanej też oratorium.
Jadły w ciszy; nikt z chłopaków się nie odezwał. W powietrzu wisiało nieporozumienie o którym wiedział tylko Marcel i Ala. Dziewczyna myślała, że zaraz zwariuje. Taka atmosfera nawet nie pozwalała jej spokojnie zjeść. Każdy kęs połykała z trudem. Ledwo udało jej się zjeść jedną połówkę .
- Jesteś tu brudna- usłyszała nagle bruneta.
- G-gdzie? – popatrzyła na niego zestresowana.
- W prawym kąciku ust- pokazał palcem wskazującym na swój.
Przymknęła na parę sekund oczy próbując się uspokoić. Jednak nic to nie dało. Miała ochotę uciec; jak najdalej tylko się da, byle by tylko nie być w tym miejscu. Wiedziała, że znalezienie się w swoim pokoju pomoże. Będzie sama w czterech ścianach, i to właśnie postanowiła zrobić.
- Mam dość. Przepraszam Tessi - Wybiegając, zabrała plecak.
- Ala, proszę cię, poczekaj!- krzyknęła, próbując ją dogonić.
Coś jednak przeszkodziło Teresie. Poczuła, że ktoś trzyma ją za nadgarstek, nie mając zamiaru puścić.
- Nie wiem co ty do cholery zrobiłeś Ali, ale mnie puść!- podniosła ton na przyjaciela, a w duszy zaklęła, że biega tak szybko.
- Spokojnie, wiem co robię - odparł łagodnie myśląc, że to uspokoi Tes.
- No właśnie chyba nie!- próbowała się wyszarpać, ale nie udało się.
- Daj mi jej pomóc, okay? Naprawię sytuację.
- Idź! Zrób to póki ci pozwalam...- burknęła.
Szepnął ciche ,,Dziękuję'' i już go nie było. Dziewczyna Sebastiana cofnęła się zajmując krzesło koło Czesława. Przez cały czas nie odezwał się ani pół słowa. Nie rozumiała jak potrafił nie zareagować w takich okolicznościach.
-Czy tylko ja nie wiem o co chodzi ? - spytał okularnik.
- A zamknij się – parsknęła patrząc na niego z wyrzutem. Następnie położyła głowę na stole.
Kiedy Marcel znalazł się w szatni, dziewczyny już nie było. Żałował, że nie zdążył, ale tak łatwo nie odpuści. Jutro mu się uda, choćby nie wie co. Nawet miał już gotowy plan. Spontaniczny, ale miał. Nie w jego typie, lecz uznał go za słuszny.
- Jeszcze to naprawię... - mruknął do siebie z nadzieją.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro