Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14

~tymczasowo bez korekty~  

Po powrocie Tessy do szkoły dużo się nie zmieniło. Dalej w głębi duszy dziewczyny siedział niepokój. Uczniowie nie zwracali na nią uwagi. Oprócz oczywiście przyjaciół. Ekipa przywitała ją z wielką radością i uśmiechem na twarzach. Gdy tylko zobaczyli Teresę na szkolnym korytarzu z ulgą odetchnęli i wybiegli przywitać. Nie mogła obyć się bez łez szczęścia. Mimo ,że blondynka uważała to co jej się stało za nic wielkiego to miło się poczuła jak zobaczyła reakcje znajomych. Na pewnej przerwie część ekipy poszła do sklepiku. Reszta usiadła na ławce koło sali w której miało się odbyć zastępstwo. Tessi zauważywszy nietypową fryzurę Kary odezwała się.

- Ładny warkocz.

- Dziękuję. Marcel mi go zrobił - pocałowała go w policzek.

- Specjalnie dla ciebie się nauczyłem - odparł ciepło.

Po paru minutach wrócili z ,, zakupami " i dali rzeczy odpowiednim osobą. Monika podała Tess batonik z borówkami amerykańskimi oblanymi białą czekoladą i miodem.

- Ej. Nie chciałabyś dzisiaj iść z nami do kina? Mam zniżki -spytała.

- Emm... -zaczęła.

- Monie. Myśl po ludzku! Powinna odpocząć po ostatnich wydarzeniach, nie sądzisz? -brunet zwrócił uwagę przyjaciółce.

- No tak. Wybacz.

- Nic się nie stało – wesoło popatrzyła na Sensei.

~*~

Rodzice blondynki postanowili wynagrodzić jej wszystkie trudności, które ostatnio napotyka. Stwierdzili ,że pójdą do ich ulubionej azjatyckiej restauracji. Znajdowała się ona niedaleko pracy Diany. Postanowili jeszcze zaprosić dziewczynę Alana , Lucy ,która była w wieku szatyna. Wszyscy spotkali się o umówionej godzinie i weszli do jasnego budynku z białej cegły. Całe pomieszczenie było w czerwono-czarnych barwach. Obok wejścia stał gong . Na ciemnym suficie wisiało pełno szkarłatnych lampek ,a przy otwartej kuchni zawieszono chińskie lampiony. Na stołach stały małe, bukieciki z bambusów i lilii. Na największej ze ścian widniał rysunek kitsune i góry Fuji. Wszyscy usiedli przy jednym stoliku. Białowłosa wybrała miejsce obok Teresy. Ubrana była w czarny sweter, spodnie koloru śniegu i fioletowe vansy. Na łańcuszku wisiał kryształek w takim samym kolorze co buty. Całość kreacji dopełniały zwykłe, srebrne pierścionki znajdujące się na palcach wskazujących. Czekając jak kelner przyniesie menu postukiwała po blacie długimi lecz niepomalowanymi paznokciami.

Gdy już wybrali dania pochłonęli się w rozmowie. Pierwsza odezwała się Tessi.

- Co u ciebie? Jak w pracy? – spytała z troską.

- Nawet dobrze. Za parę tygodni będę tańczyć na jakimś wydarzeniu w Warszawie tylko zapomniałam teraz nazwy – odparła bez entuzjazmu.- Coś na O.

- Naprawdę? Tak się składa ,że moja ekipa będzie wam robić zdjęcia – powiedziało wesoło Diana.

- To fajnie – rzekła zaczynając jeść pierożki z kurczakiem i koperkiem ,które dopiero dostała.

- Tes – wtrącił się ojciec nastolatki Daniel.- Wybacz, że nie mogłam przyjechać do szpitala ,ale szef wyjechał na ważne spotkanie. Jak wiesz, jego zastępca mnie nie lubi...

- Ze wzajemnością – dodała jego żona.

- Tak kochanie. Wracając... Nie chciał mnie puścić chociaż mówiłem mu jaka ważna jest sytuacja, a on tylko powiedział tym swoim przemądrzałym głosem ,, Taka jest praca informatyka''. Myślałem ,że zaraz go uderzę ,ale się powstrzymałem- miał lekko zły ton.

- Nic się nie stało tato. Była ze mną mama , Karolina i Marcel ,więc wszystko okay – posłała pocieszający uśmiech.

Cały zimowy wieczór spędzili w przyjemnej , rodzinnej atmosferze. Zachowywali się tak jakby Alan był razem z nimi. Nie chcieli ,by tam na górze się smucił. Mieli nadzieję ,że patrząc na nich się cieszy, że zbliżają się do siebie, a nie wręcz przeciwnie oddalają. Tylko czy tak zostanie? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro