Rozdział IV
Lucyfer wszedł na podest w swojej czarnej, długiej todze. Z jego wyrazu twarzy trudno było odczytać, jakiekolwiek emocje. Wszystkie diabły wpatrywały się w Lucyfera z pewnym napięciem. Król piekieł wszystkich trzymał w niepewności, nikt nie domyślał się, co takiego ma ogłosić. W końcu przestał spacerować po podeście i stanął, przyglądając się wszystkim z uwagą.
- Mamy w szeregach szpiega - powiedział szorstko.
- Jak to możliwe? - zapytał ktoś z tłumu.
- Ktoś szpieguję dla Sheetela - zmrużył oczy, wpatrując się teraz w każdego z osobna.
- To na pewno ten nowy! - odezwał się oskarżycielskim tonem, jeden z diabłów.
- Odwal się od Rajniego! - krzyknął zdenerwowany Banhi.
- Spokój! - krzyknął poirytowany Lucyfer - Nie będziemy nikogo oskarżać, bez znaczących dowodów, to wbrew zasadom - dodał.
- To co teraz? - odezwał się głos z przodu.
- Ja i rada postanowiliśmy, że przesłuchamy każdego z was z osobna, a żeby było łatwiej, każdy zostanie podpięty do wykrywacza kłamstw, tak będziemy mieć pewność, że mówicie prawdę - powiedział władca.
Banhi przełknął głośno śline.
- Wszystko okej? - zapytał Rajni, widząc zdenerowanie przyjaciela.
- Stresują mnie takie sytuacje - wytłumaczył.
- Przecież nie masz z tym nic wspólnego, prawda? - Rajni spojrzał na niego znacząco.
- Jasne, że nie. - skrzywił się.
- Reszta dzisiejszych zajęć zostaje odwołana. Jutrzejsza odprawa do podopiecznych o 9. Zgłoście się do Shariego i żadnych spóźnień - Lucyfer powiedział poważnie i twardo, po czym opuścił jadalnie, wszystkie inne diabły zrobiły to samo oprócz Arshii, która zatrzymała Banhiego i Rajniego przy wyjściu.
- Znowu Ty - powiedział rozwścieczony Banhi.
- Chciałam was zaprościć na hardcorową imprezkę - powiedziała z złowieszczym błyskiem w oku.
- Lucyfer o tym wie? - zapytał Rajni.
- Oczywiście, że nie, dlatego hardcorowa - uśmiechnęła się zadziornie.
- Chodź Rajni, przynajmniej my nie pakujmy się w kłopoty. - pociągnął przyjaciela, wtem Arshia złapała Rajniego za rękę.
- Może niech sam zdecyduje - spojrzała na niego.
- Przyjdę - powiedział Rajni.
- Przestań na niego wpływać - warknął Banhi.
- Mogę robić, co chcę, a Tobie nic do tego - pociągnęła za sobą Rajniego.
- Przegiełaś, ostrzegam Cię, że będziesz mieć kłopoty! - krzyknął za nią.
- Piśnij słowo Lucyferowi, a twój UKOCHANY..przyjaciel pozna twoją tajemnicę - zaśmiała się, znikając za zakrętem wraz z Rajnim.
- Podła suka - warknął pod nosem Banhi, który został na korytarzu zupełnie sam.
Rajni pod wpływem diablicy, udał się z nią do jej pokoju, który znajdował się w prawym skrzydle. Tam mieściły się wszystkie pokoje diablic, oddalone od pokoi diabłów. Lucyfer bardzo dbał o to, by ten podział został zachowany. Bardzo nie lubił, by diaboliczne dzieci obcowały ze sobą zbyt wcześnie. Uważał, że jakiekolwiek pozytywne uczucia są w stanie wyprowadzić młodocianych ze złej drogi. Głównie na oku miał teraz Rajniego, był świadomy, że jako były anioł stróż, szybko może wrócić na dawną drogę, a on straci upadłego. Kiedy Rajni wpatrywał się, jak zaklęty w Arshii, która właśnie dobierała właściwą kreacje na swoją imprezę, Banhi zastanawiał się, jak odbić przyjaciela, bez narażania własnej tajemnicy na wyjawienie. Wiedział, że ani nie może udać się z tym do któregoś z trenerów, a tym bardziej Lucyfera. Postanowił zatem całą sprawą zająć się zupełnie sam. Nie chcąc wchodzić w drogę Arshii pomyślał, że najzwyklej w świecie uda się na tą jej imprezę i szybko uda mu się wyprowadzić z niej przyjaciela. Był świadomy tego, że to najbanalniejszy sposób oraz, że może zakończyć się fiaskiem.
Kiedy wybiła godzina imprezy Banhi postarał się w mieszać w tłum, tak by znaleźć się wewnątrz imprezy. Udało mu się bez trudu przecisnąć przez kontrole diabolicznych sługusów blond barbie.
Będąc już w środku zauważył Rajniego, który wiernie, jak piesek dotrzymywał towarzystwa Arshi. Wiedział, że teraz nie wiele może zdziałać póki diablica jest w pobliżu. Znalazł sobie bezpieczne miejsce, za ogromnym posągiem gospodyni i obserwował całe zajście z daleka. Blondynka wzięła ze stołu kieliszek z szampanem, po czym uniosła go ku górze, uśmiechając się triumfalnie. Cała zabawa trwała do dwóch godzin, kiedy to niespodziewanie pojawił się na niej tajemniczych chłopak. Wszyscy wbili w niego swoje spojrzenia, każdy sprawiał wrażenie, jakby widział go po raz pierwszy. Ciemnowłosy nie czując skrępowania, podszedł do Arshi, która była pochłonięta rozmową ze swoimi wielbicielami. Dziewczyna spojrzała na niego, ten nachylił się do niej, szepcząc jej coś do ucha, po czym oboje zniknęli z przyjęcia, jak gdyby nigdy nic. Banhi wyczuł, że jest to odpowiednia chwila, na to, by wyrwać przyjaciela ze szponów mściwej rywalki. Przepychając się przez tłum bawiących się diabłów, dotarł do przyjaciela, który świetnie się bawił w towarzystwie przyjaciółek diablicy. Banhi pociągnął go za ramię, odrywając go, tym samym od nowych wielbicielek.
- Chodź, spadamy stąd. Coś czuje, że zaraz zrobi się niezła zadyma - powiedział Banhi, patrząc na Rajniego, który najwidoczniej nic nie robił sobie z jego słów.
- Co? Weź spadaj, nie widzisz, że jestem zajęty? - zapytał oburzony, wskazując na kilkoro dziewczyn, stojących tuż obok.
- To nie czas na wygłupy, idziemy - powiedział dość szorstko, patrząc mu w oczy.
- Jak chcesz to idź - machnął na niego ręką, wracając do towarzystwa.
- Rajni proszę Cię, chodź ze mną - powiedział błagalnie, łapiąc go za ramię.
- Czego Ty do cholery ode mnie chcesz, koleś?! - strzepnął jego rękę z ramienia, podnosząc ton głosu.
- Koleś?! Ah tak, teraz masz mnie za nic, tak? Ważniejsza jest dla Ciebie jakaś puszczalska laska?! - warknął, patrząc na niego złowrogo.
- Gdyby interesowała się Tobą taka laska, też byś korzystał z okazji - powiedział, nie przejmując się ani trochę zdenerwowaniem Banhiego.
- Nie, nie korzystałbym, a wiesz dlaczego?! - popchnął go lekko w tył, lecz na tyle, że chłopak prawie się wywrócił.
- Dlatego, że dała Ci kosza, czy dlatego, że woli mnie? - zakpił.
- Dlatego, że Cię kocham! - krzyknął z rozpaczą w głośnie, po czym wybiegł natychmiast z sali. Jedyne co teraz czuł to ból i zażenowanie. Starał się ukrywać swoją seksualność, nie chciał, by inni się o tym dowiedzieli bo wiedział, że będzie wyśmiewany. Arshia zaczęła się na nim mścić, kiedy odrzucił jej zaloty i wtedy dowiedziała się dlaczego. Banhi nie chciał, żeby Rajni dowiedział się prawdy, ale zrozumiał, że nie ma wyjścia, a Arshia będzie go ciągle szantażować. Wiedział, że ośmieszył się nie tylko w oczach ukochanego, ale także wszystkich diabłów, które były na imprezie. Diabeł zaszył się w swoim ulubionym zakątku, na dole w schowku na różne sprzęty sportowe. Skulił się w kącie, podciągając kolana pod brodę. Strużki łez spływały po jego czerwonych od wstydu policzkach. Szlochał cicho z nadzieją, że nikt go tutaj nie znajdzie. Chwile później, usłyszał alarm oraz biegających w popłochu diabłów. Rozmowy, krzyki dobiegające z zewnątrz wskazywały na to, że jeden z diabłów zaginął. Banhi wstał, po czym uchylił delikatnie drzwi.
- Ashia zniknęła! Widzieliście, czy z kimś wychodziła?! - krzyczał jeden do drugiego.
Banhi przecierając łzy, przypomniał sobie tajemniczego chłopaka, który przyszedł na imprezę. Wyszedł z pomieszczenia, odpowiadając jednemu z diabłów:
- Wyszła z jakimś chłopakiem.
- Kto to był?!
- Nie wiem, pierwszy raz go tutaj widziałem.
- Niech to szlag! Sheetal! - Biegnę powiadomić Lucyfera! - odpowiedział diabeł, znikając na schodach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro