[3] Na Komisariacie
Komisarz usiadł przy swoim biurku z westchnieniem. Chwycił pędzel w swoje dłonie i pochylił się nad małym modelem statku.
W jego głowie krążyły myśli i pytania, gdy mrużył oczy, by lepiej widzieć każdy szczegół. Jak mają zmusić zatrzymanego do współpracy? Czy ukrywa coś bardzo ważnego dla członków tej organizacji i to dlatego tak milczy? A może skrywa coś innego?
Komisarz wiedział, że to tylko kwestia czasu, a mężczyzna na pewno znacznie gadać... Przecież ile może tak milczeć? Jak silna jest jego wola, by nie wyjawić żadnego sekretu tej cholernej organizacji? Co takiego oni muszą ukrywać?
Komisarz sapnął ponownie i przetarł twarz dłonią. Przez dłuższą chwilę jego wzrok wbity był w sufit.
Przecież najważniejsze, że ninja go złapali. Teraz, siedząc w celi, nie wymknie im się, a oni będą mogli starać się coś od niego wyciągnąć codziennie. Aż w końcu się złamie. Na pewno się złamie. Nie może milczeć wiecznie. Nikt nie może...
–––––
Policjant zerknął na zegarek, który wskazywał dwudziestą. Wstał ze swojego miejsca, posprzątał biurko i zgarnął potrzebne papiery, by ułożyć je na rogu stołu. Na papierze położył czarnego pendrive'a i ruszył w kierunku cel.
Uśmiechnął się życzliwie do kolegi, który tak jak on miał dzisiaj nocną zmianę. Włożył ręce do kieszeni, pogwizdując pod nosem. Ruszył przed siebie mijając kilka cel, po czym stanął przed tą odpowiednią. Wyjął ręce z kieszeni i obserwował siedzącego w środku więźnia.
Po chwili zdjął swój zegarek. Zatrzymany wstał i wolnym krokiem podszedł do krat. Chwycił urządzenie zerknął na mężczyznę.
Więzień kiwnął głową na znak podziękowania i schował zegarek do kieszeni. Chwilę stali w ciszy, aż w końcu zatrzymany zerknął na małe okienko i kraty w nim.
Na zewnątrz było już ciemno, jednak małe światełka oraz blask księżyca wpadały do środka.
- Nie spieprz tego - mruknął policjant, przerywając ciszę w pomieszczeniu.
Mężczyzna kiwnął głową na znak, że zrozumiał i wrócił na swoje miejsce na pryczy. Usiadł na niej, a jego noga poruszała się niespokojnie w górę i w dół.
- Masz tylko jedną szansę. Obaj o tym wiemy - oznajmił policjant. - Ja już zrobiłem, co do mnie należy - odparł.
- Nie wiem, jak ci dziękować - powiedział więzień, przecierając twarz ze zmęczenia.
- Przelew blikiem na dziesięć tysięcy? - odparł żartobliwie policjant, wyjmując rękę z kieszeni. Chwycił metalowy słup, opierając się o kraty. - Oboje wiemy, że zrobiłbyś to samo na moim miejscu.
- W ogień bym się za tobą rzucił, przyjacielu - oznajmił więzień, posyłając policjantowi zmęczony uśmiech. - Ale przeze mnie możesz stracić pracę. Albo być w niebezpieczeństwie... - dodał, bardziej zmartwiony.
- Poradzę sobie - oznajmił policjant.
- Na pewn-? - zaczął więzień, jednak nie zdołał dokończyć.
- Tak - przerwał mu mężczyzna, odpychając się od krat. - Za cztery godziny będziesz działać - oznajmił bardziej poważnym tonem głosu, na co więzień wyjął zegarek i spojrzał na to na policjanta to na urządzenie. - Nie oszelej mi przez te cztery godziny, dobra? - zapytał, na co mężczyzna w celi zaśmiał się cicho. - Nie chcemy tutaj chodzącego idioty z wypranym mózgiem, co nie?
- Odłóż żarty na bok, stary. Najpierw mnie stąd wydostań, a później będziemy sobie żartować.
- Poradzisz sobie.
Policjant jedynie pokręcił głową, a jego kąciki ust uniosły się nieco. Po chwili ciszy jednak przyjął ponownie neutralny wyraz twarzy. Po szybkim kiwnięciu głową w stronę więźnia, który momentalnie odwzajemnił gest, wyszedł i zamknął za sobą drzwi.
Mężczyzna w pieszym momencie jedynie wpatrywał się w ścianę, zastanawiając się nad czymś. Kiedy jego noga dalej ruszała się niespokojnie, podniósł się energicznie. Zaczął chodzić po celi, wsłuchując się w każdy odgłos, dochodzący z zewnątrz. Przyłożył sobie dłoń do ust, przez co w pierwszym momencie wyglądał jakby obgryzał paznokcie. Na jego własne szczęście jednak tego nie robił, a przechadzanie się po celi sprawiło, że jego emocje nieco opadły.
W całym pomieszczeniu panowała okropna, niemalże złowroga cisza, a do tego on był jedynym więźniem tutaj. Poza tym... Był środek nocy. Czego tu się spodziewać...
Próbował zająć czymś swoje myśli, jednak kiedy mu się nie udało, uderzył pięścią w ścianę, wściekły, że dał się zajść od tyłu. Liderzy z pewnością mu tego nie zapomną.
Może i nie jest do końca skończony, niby błędy "zdarzają się każdemu", ale tutaj nie ma miejsca na błąd. Taki jeden doprowadził go tutaj. Do komisariatu, małej celi, niewygodnej pryczy i grzyba na ścianie.
Kolejny błąd, a może wylądować w jeszcze gorszym miejscu. Prosty więc wniosek: nie może sobie pozwolić na jakiekolwiek potknięcie. Wszystko musi pójść sprawnie i tak jak na prawdziwego członka Organizacji Czarnych Ostrzy przystało.
Po chwili uspokoił się nieco i przystanął na samym środku celi. Sięgnął ręką do kieszeni i wyciągnął zegarek. Podszedł do okna, by lepiej widzieć, która jest godzina i westchnął.
Kiedy ziewnął ze zmęczenia, postanowił, że lepiej będzie dla niego jeśli nie zrobi sobie przerwy na odpoczynek, by przypadkiem nie zasnąć. Mimo, że ledwo trzymał się na nogach po całym dniu, wiedział, że musi wytrzymać jeszcze chwilę.
Zaczął ponownie chodzić po celi, by się rozbudzić. Po dosyć długiej chwili ponownie podszedł do okna i sprawdził godzinę.
Zerknął na okno, a jego poważny i stoicki wyraz twarzy zmienił się nieco na bardziej marzycielski.
- Mam nadzieję, że to co mówił, to prawda... - wymamrotał pod nosem i zacisnął zegarek w dłoni, a w jego ciemnych oczach odbiło się światło księżyca.
–––––
Policjant siedział przy swoim biurku, klikając coś wolno. Ziewnął i zerknął na zegarek. Dwudziesta trzecia pięćdziesiąt. W całym budynku było cicho i spokojnie, jak zawsze zresztą.
W końcu po krótkiej chwili inny policjant wstał. Skończyła się jego zmiana, a ten zamierzał wrócić do domu. Nawet był już przebrany w swoje normalne ubrania, jednak na sam koniec musiał zrobić jeszcze coś przy komputerze.
Policjant od razu się ożywił. Wyprostował się i zerknął w stronę zbierającego się do wyjścia mężczyzny.
- Stary, jak już wychodzisz, sprawdzisz jeszcze co z tym idiotą od Czarnych Ostrzy? Ja mam za dużo papierów na głowie - odparł, wskazując na dość pokaźny stos. Specjalnie obijał się cały dzień, by móc to tutaj zostawić. - Skoro już na nogach jesteś. Wejdziesz, wyjdziesz. Pięć sekund.
Jego kolega przewrócił oczami i westchnął, łapiąc się za biodro.
- Ale jutro stawiasz mi kawę, jasne? - zaśmiał się, wskazując na kolegę, który poprosił go o przysługę.
- Jasna sprawa, stary! - Policjant przyjacielsko rozłożył ręce, opierając się o fotel, próbując udawać rozluźnionego i spokojnego. Jednak w środku aż go skręcało z niepewności. Czy plan się uda? Czy na pewno dadzą radę i nikt ich nie przyłapie?
Mężczyzna poszedł do pokoju z celami i zniknął za drzwiami, a policjant usiadł spięty na swoim miejscu. Trzymał między palcami pendrive'a i poruszał nerwowo nogą.
Kiedy po chwili wyszedł z nich policjant w masce (którą nosił zawsze, gdy wychodził z komisariatu, więc nie było w tym nic dziwnego), mężczyzna poruszył się niespokojnie na swoim miejscu i zerknął na jego twarz.
- I jak? W porządku? - zapytał, na co mężczyzna pokiwał głową, nie odzywając się ani słowem. - Uff... To dobrze - westchnął sam do sobie.
Mężczyzna, kiedy przechodził obok jego biurka, zgarnął pendrive'a i machnął w stronę reszty na pożegnanie. Wyszedł na zewnątrz i pokierował się w swoją stronę.
Policjant przy biurku zerknął na zegar. Północ. Idealnie.
Mężczyzna zgarbił się i chwycił kilka papierów. Nie sądził, że kiedykolwiek mógł się tak stresować. Jednak to jeszcze nie koniec. Mężczyzna nagle uświadomił coś sobie, więc szybko zerknął na ekran komputera i zaczął coś ma nim klikać. Co jakiś czas zerkał na resztę pracowników, jednak ci byli zbyt zajęci, by w ogóle zwracać na niego uwagę.
Kiedy usuwał pliki i nagrania z kamer, jeden z policjantów wstał. Na jego nieszczęście szedł tak, że mógł zauważyć co robi, więc szybko zamknął niepotrzebne okienka. Mężczyzna podszedł do niego i ziewnął.
- Kawy? - zapytał, wskazując pusty kubek, leżący na biurku mężczyzny.
Ten od razu się zrelaksował.
- A co z Larry'm? - zapytał, wskazując innego policjanta.
- On już pije piąta dzisiaj - oznajmił mężczyzna.
- O... To wiele wyjaśnia. Tak, jasne, dzięki - to mówiąc podał mu swój kubek, a mężczyzna ruszył przed siebie, zostawiając go i jego niecne sprawy w spokoju.
Policjant szybko sprawdził, czy pliki na pewno się usunęły, jednak czuł w kościach, że coś może być nie tak. Póki co zostało mu tylko wziąć papiery, kawę, którą właśnie dostał, długopis i zabrać się do pracy i odliczać do końca tego piekła.
–––––
Mężczyzna wyrzucił do kosza maskę, która zresztą śmierdziała cebulą lub czymś innym, po czym wzdrygnął się na samą myśl co za cholerstwo mogło sie tam znajdować i czym ten gościu mógł się odżywiać.
Schował ręce do kieszeni i ruszył przed siebie, rozglądając się uważnie.
Co jakiś czas auto przejechało obok, czy nawet ktoś inny przeszedł po drugiej stronie.
Kiedy spostrzegł, że nikogo w pobliżu nie było, skręcił w jedną z uliczek. Chociaż pojęcie: "nikogo tu nie było" jest względnie błędne, a to dlatego, iż właśnie w tej uliczce stał, opierający się o ścianę, zamaskowany mężczyzna w długim do kostek płaszczu, na którego końcach błyszczało złote zdobienie. Patrzył na swoje ostrze. Mało tego, nie wiadomo kto mógł czaić się gdzie indziej, podsłuchiwać, bądź nawet zaatakować. Kto wie co w tej chwili robią ninja...
Zamaskowany mężczyzna uniósł swój miecz i prawie podarował mężczyznie kolejną ranę do kolekcji. Brązowooki przystanął zaskoczony. Po chwili wolnym ruchem zdjął czapkę z daszkiem i sapnął na widok ostrza przed jego twarzą.
- To ja - burknął nieco zdziwiony, że zamaskowany mężczyzna go nie poznał.
- Oł... - usłyszał stłumiony przez maskę głos. - Nie poznałem cię. To nie twój styl - oznajmił żartobliwie, opuszczając ostrze, by po chwili wskazać nim ubrania brazowookiego.
- Musiałem sobie jakoś radzić - powiedział cicho, przewracając oczami.
Po chwili rzucił czapką o ziemię i poszedł bliżej mężczyzny w płaszczu, który już zdążył schować ostrze.
- Mam nadzieję, że nie nabawię się przez to wszy - warknął, posyłając czapce mordercze spojrzenie.
- Nawet jeśli, pamiętaj, że byłeś na czas. Jest równo północ. Przynajmniej ci się udało - przyznał zamaskowany mężczyzna, podwijając rękaw czarnego płaszcza i zerkając na srebrny zegarek na nadgarstku.
- Przyznam, że stresu było więcej niż betonu na budowie - oznajmił, krzyżując ręce na piersi.
Mężczyzna w płaszczu zaśmiał się cicho, kręcąc głową.
- Cały ty - oznajmił, po czym westchnął, dalej rozbawiony. - Król humoru, co?
- Przynajmniej w tym jestem od ciebie lepszy - oznajmił mężczyzna.
- Taa? Czy to miało mnie obrazić?
- Możliwe.
Mężczyzna pokręcił głową, odpychając się od ściany.
- Powinieneś już wracać do domu. Cieszymy się, że jesteś cały i zdrowy.
- Ja też. Boję się tylko o Masona.
- Chłop wie co robi. Da radę - oznajmił zamaskowany mężczyzna. - Zajmij się sobą. I nie wpadaj w kolejne kłopoty, okej? A może doprowadzić cię do domu, co? - zachichotał mężczyzna w płaszczu, chichocząc cicho.
- A wal się, co? Twoje docinki to ostatnia rzecz na jaką mam teraz ochotę - mruknął, krzyżując ręce na piersi.
- Czy to moja wina, że dałeś się złapać?
- Nie... - burknął mężczyzna, kopiąc jakąś zgniecioną puszkę na ziemi. - Tak zmieniając temat... Mam coś dla ciebie...
- Świetnie - odparł zamaskowany mężczyzna, a jego ton głosu wyraźnie wskazywał na to, że jest zadowolony, biorąc od brazowookiego czarnego pendrive'a. - Rozumiem, że śledztwo się udało?
- Tak. Martwię się tylko, że teraz nie tylko ja będę miał przez to kłopoty...
- Nie przyjmuj się tym teraz. Wracaj już do domu - dodał po chwili, chowając pendrive'a i klepiąc drugiego mężczyznę przyjaźnie po ramieniu. - Wyglądasz na zmęczonego. I lepiej zdejmij z siebie te łachmany - mruknął mierząc go wzrokiem.
Mężczyzna burknął w odpowiedzi i schował ręce do kieszeni. Przewrócił oczami i zerknął w bok.
- Czy skoro już mamy wszystkie informacje, zaczniemy działać? - zapytał mężczyzna.
- Tak. I będzie to twoje zadanie - oznajmił nagle mężczyzna w płaszczu, a jego ton zmienił się na nieco bardziej poważny.
Drugi mężczyzna kiwnął głową i podszedł bliżej swojego kolegi. Ten wyciągnął miecz i wycelował nim w czapkę dalej leżącą na ziemi.
- Ostrożnie - warknął. - Zero dowodów, pamiętasz? - zapytał, podnosząc czapkę swoim ostrzem. Wziął ją do ręki.
- Nie sądzę, by to nam jakoś pomogło. Znają moją twarz. Poza tym... Co ja mam z tym zrobić? Na kolację ugotować?
- A proszę bardzo - burknął mężczyzna, chowając swoje ostrze. - Jeśli jesteś głodny, nie będę cię zatrzymywać...
Drugi mężczyzna natomiast sapnął i schował ręce do kieszeni, stojąc przez chwilę w bezruchu.
- Masz czterdzieści osiem godzin na zawiadomienie wszystkich, jasne? W szczególności Nyx - odparł nagle mężczyzna w czarnym płaszczu.
- A ty nie możesz, bo...?
- Dobrze wiesz, że ja i "Shadow" jesteśmy zajęci. On w szczególności.
- No tak... Dobra. Masz szczęście, że weekendy mam wolne.
- Ty chyba nie zamierzałeś iść do roboty po tym wszystkim?!
- Oczywiście, że nie! Nie jestem jakiś pojebany. Ale ostatnio serio potrzebuję kasy...
- Dobrze wiesz, że ci pomożemy - oznajmił zamaskowany mężczyzna w płaszczu, podchodząc do niego po woli. - "Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego."
- ...Po prostu już pójdę. Padam z nóg...
Mężczyzna w płaszczu podszedł do niego jeszcze bliżej i poklepał go po ramieniu.
- Trochę odpoczynku dobrze ci zrobi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro