Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9

Reever wpatrywał się pustym wzrokiem w zdjęcie wiszące na ścianie w jego pokoju, przytulając do siebie lalkę. Florę. Ukochaną zabawkę Riley, z czasów, kiedy jeszcze była dzieckiem. Sam jej ją podarował, kiedy jego siostra skończyła czwarte urodziny. Błysk radości w jej oczach był dla niego bezcenny. 

A teraz jej nie było.

Szef Sekcji Naukowej dobrze zdawał sobie z tego sprawę, jak również z faktu iż musiał się z tą bolesną prawdą pogodzić. Jednakże nie potrafił. Ponieważ Riley była najważniejszą osobą w jego życiu. 

W którymś momencie, Reever spojrzał ku niebu zza okna po drugiej stronie pokoju.

Od trzeciej rocznicy śmierci jego siostry, minęły dwa dni. Kanda i Lenalee przynieśli mu cztery kawałki tortu, na których widniał lukrowy fragment napisu: "Riley". Specjalnie dla niego nie tknęli imienia dziewczyny, chcieli, aby to on miał tę przyjemność. Reever był im za to ogromnie wdzięczny.

Zwłaszcza Kandzie. Przecież wiedział, że młody Egzorcysta był jedyną osobą w całym Zakonie, która przeżyła śmierć Riley o wiele gorzej niż on, jej rodzony brat. 

Reever pamiętał dobrze wrzaski dobiegające ze skrzydła szpitalnego. Trzy miesiące, w czasie których Kanda nie potrafił opanować szaleństwa, wywołanego śmiercią dziewczyny, były najtrudniejszym okresem dla wszystkich członków Zakonu. Jednak to uczeń Tiedolla był tym, który na władne oczy oglądał jej śmierć. Słyszał dźwięk pękających pod naporem głazu kości. W szaleństwie próbował zabić jej morderców i po sześciu miesiącach od tragedii, w końcu mu się udało. 

Głowę herszta przyniósł Reeverowi jako dowód. 

Wenhamm długo nie mógł dojść do siebie po śmierci siostry. Myśl o tym, że już nigdy nie ujrzy jej cudownego uśmiechu, radosnego oblicza i słodkiej twarzyczki, przepełniała go prawdziwą goryczą. Bez Riley nic już nie było takie samo. Nawet Komui, długoletni przyjaciel Reevera, nie był w stanie go pocieszyć.

W tamtym czasie Reever dużo rozmyślał o dziadkach i rodzicach. Jak oni zareagowaliby na wieść o śmierci jedynej córki? 

Mężczyzna nie potrafił sobie odpowiedzieć na rzeczone pytanie, ponieważ rodziców nie pamiętał. Dziadków natomiast, nie widział od dnia, w którym przystał do Zakonu. Pamiętał jedynie, że tego dnia oboje zachowywali się wyjątkowo dziwnie. Ale Riley... Ona zawsze była inna.

Była tak pogodna i inteligentna, że nawet Yuu Kanda nauczył się dzięki niej śmiać. 

Reever dobrze pamiętał czasy, kiedy trzynastoletni Kanda miał bardzo przytłaczający koszmar, od którego płakał i krzyczał przez całą godzinę. Riley przyszła do niego kiedy wrzaski chłopca ją obudziły. Dopiero jej widok sprawił, że trochę się uspokoił. Reever i Komui przyglądali się jak przystawia swoją twarz do jego i zakrywa włosami, aby nie mogli już patrzeć na łzy Kandy. A kiedy już się wypłakał, powiedziała, by sobie poszli, po czym wskoczyła do jego łóżka i resztę nocy przespała z nim za rękę, aby czuł się swobodnie. I trwało to przez następny rok, aż koszmary przestawały być dla Kandy taką męczarnią. 

Reever uśmiechnął się.

Gdyby Komui przyłapał Lenalee na robieniu czegoś takiego na przykład z Allenem, z pewnością oderwałby mu głowę.

Jednak dla Reevera nigdy nie było to czymś złym.

Owszem, ponad wszystko inne pragnął chronić Riley, jednak wiedział, że pod skórą tej słodkiej panienki ukrywała się inteligentna i silna osoba, która potrafi sama o siebie zadbać. Wiedział również, że Kanda nie zrobi jej nic złego. Czuł, że akurat jemu można zaufać. W przypadku Daisy lub jakiegokolwiek innego Egzorcysty czy poszukiwacza mniej więcej w wieku Riley, traktował ich jak Komui adoratorów Lenalee. Tym bardziej nie miał nic przeciwko uczuciom Riley do Kandy, kiedy okazało się, że są w sobie zakochani. 

Uczucie to nie następowało gwałtownie. Rozwijało się długo, ale z każdym dniem było ono coraz większe i bardziej prawdziwe. Kanda kochał Riley - to było pewne. Jednak to właśnie ona zwlekała z wyznaniem uczuć najdłużej. Zbyt mocno bała się tego, jak mogłoby to wpłynąć na ich przyjaźń z Lenalee. Zgodziła się być z nim formalnie, dopiero po tym, jak druga z dziewcząt się na to zgodziła. 

W prawdzie Kanda i Riley byli ze sobą, jednak - ku wielkiej uldze Reevera - nie poszli do łóżka. Postępowali ze sobą bardzo ostrożnie. Kanda nie dotykał jej nigdzie indziej niż na ramionach i talii, i nie całował jej gdzie popadnie. Riley z kolei nie zabiegała o to. Wiedziała, że jej ukochany ma już swoje przejścia po innym wątku miłosnym - z Almą Karmą, który okazał się być jego kochanką z poprzedniego wcielenia. W dodatku to uczucie wcale nie znikło. Kanda szukał tej dziewczyny z wizji. Riley nie była na niego za to wściekła. Przeciwnie! Pomagała mu tego dokonać. Chciała, by w końcu ją znalazł. 

Reever uśmiechnął się sam do siebie. 

Widok Riley, Kandy i Lenalee razem jako dzieci, był czymś pięknym. 

Szkoda, że te dobre i warte zapamiętania chwile, przeminęły. Ogromnie żałował, że wszystko to zostało zaprzepaszczone, gdy Riley z lojalności wobec przyjaźni i Egzorcystów, rzuciła się między Daisyę a głazy. Nie potrafił przestać się smucić. 

Kiedy zegar koło szafy wybił piętnastą popołudniu, Reever opuścił swój pokój, by udać się z powrotem do biura. Do znienawidzonej przez siebie papierkowej roboty. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro