Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18

Riley siedziała oparta o niewielki murek na dziedzińcu, w towarzystwie Wendy, Marcusa, Arco i Ovlaka. W prawdzie nie doszła jeszcze do pełni sił, jednak pozwolono jej opuścić szpital, a że się strasznie nudziła, postanowiła posiedzieć w towarzystwie swoich nowych towarzyszy broni.

Ich rozmowa dotyczyła, znowu, sukcesów Ovlaka, który jak zwykle się nimi przechwalał. Riley uznała jego przechwałki za niezwykle irytujące, ale lepsze to niż bezczynne leżenie w ciepłym łóżku. 

Gdy nagle wtrącił się Arco, Riley miała normalnie ochotę go wycałować.

- Powiedz mi, Panie-który-widzi-wyłącznie-czubek-własnego-nosa, czy wspomnisz ty wreszcie o tym, jak to w czasie twojej pierwszej misji płakałeś? 

Riley i Wendy jednocześnie wybuchły niepohamowanym śmiechem, natomiast Marcus dosłownie zaczął tarzać się po ziemi, dławiąc się od nagłej agonii kaszlu. 

Ovlak z kolei wyglądał tak, jakby miał wsadzić Arco nóż do gardła.

- Bardzo śmieszne. Powiedział człowiek, który podczas pierwszego spotkania z olbrzymem narobił w pieluchę! - powiedział to tak głośno, że usłyszało to kilku przechodzących po placu Rycerzy Mroku. 

Arco cały się zaczerwienił.

- Miałem czternaście lat! - tłumaczył się.

Riley roześmiała się.

- A ja walczyłam z Akumą mając trzynaście lat, choć dopiero po czternastce uznano mnie Mistrzynią Poszukiwaczy. Nie zdziwię się, jeżeli po mojej śmierci obwołają mnie bohaterką.

- A niby za co? - spytał Ovlak. - Za nieprzeciętną urodę? 

Dziewczyna rozpromieniła się nagle.

- Uważasz, że jestem piękna? - spytała. Kiedy nie odpowiadał, kontynuowała: - Wybacz mi, Godzillo, ale mam już chłopaka. A ten tytuł powinni przyznać mi za to, że dałam się zmiażdżyć głazom na szczycie Slieve League. 

Zapanowało milczenie.

Nawet śmiejącym się dotąd Marcusowi i Arco, zrzedły miny po tym co usłyszeli. Wendy odruchowo przełknęła ślinę, natomiast Ovlak jakby się skurczył. 

- Z-Zmiażdżyć g-g-głazom.  

- Dokładnie tak - odparła Riley.

Przez dłuższy moment, jedynym co dało się usłyszeć na dziedzińcu było rżenie koni i ożywione rozmowy pojedynczych Rycerzy. A także walenie młota i kowadła. Taki stan rzeczy utrzymał się aż do momentu, w którym Wendy przerwała dzielącą ich ciszę. Całkowicie zmieniając przy tym temat.

- Podobno Leve i pozostali mają naradę. Ciekawe dlaczego nas na nią nie zaprosili. 

- Może to coś super-tajnego - rzucił Arco.

- Nie sądzę - zauważył Marcus. - Nawet w takim wypadku zawsze dowiadywaliśmy się tego, co było na naradach bądź też na nie chodziliśmy. A teraz nie chcą nam nic powiedzieć. 

- A może obmawiają jakieś wewnętrzne sprawy, takie dotyczące tylko centralnej władzy? - skłamała Riley, która doskonale wiedziała, o czym rozmawiają na tej naradzie. O niej i o Daisy, a także o zagrożeniach powiązanych z wybraniem się poń do Czarnego Zakonu.

Ovlak wzruszył ramionami.

- Zapewne. Jednak kapitan Leve na pewno i tak nam o wszystkim opowie...

- I tu się mylisz.

Leve wyrósł za nim jak spod ziemi. Spowodowało to jedynie głośny, z lekka piskliwy wrzask Ovlaka, wzdrygnięcie się Wendy i atak "padaczki kaszlowej" obu Marcusa i Arco. Riley z kolei przyglądała mu się z podziwem. Przez cień sekundy nie spostrzegła aby kapitan Leve się do nich zbliżał, aż tu nagle im wyrósł spod ziemi. W istocie był niezły w swej robocie. 

Nic dziwnego, że przewodził on Czarnym Zabójcom.

Kiedy członkowie Oddziału do Zadań Specjalnych się nieco uspokoili, Riley podjęła wypowiedź:

- I jak na naradzie? - spytała.

Leve zrozumiał.

- Wszystko poszło zgodnie z planem, choć na początku nie miałem pojęcia o co Zoe chodzi. Wezwała nas wszystkich tak nagle. Ale koniec końców udało nam się dogadać, więc myślę, że podejmiemy stosowne działania jeszcze dzisiaj.

- A czy możemy się również i MY dowiedzieć, o co tam chodziło? - spytała Riley, udając, że również jest bardzo ciekawa. Musiała przecież dbać o pozory, by inni nie domyśleli się, iż ona od samego początku o wszystkim wiedziała.

Jednak kapitan stanowczo zaprzeczył.

- Nie! 

Ovlak zbuntował się.

- Ależ kapitanie! - żachnął się. - Przecież...

- Nie ma żadnego "ależ"! - przerwał mu gwałtownie Leve. - Mam jednak dla was, Wendy, Arco, Marcusie i Ovlaku, nową misję. W... Australii. Związaną z pojawiającymi się tam ostatnimi czasy demonami. Powinny wam na to zlecieć tak ze dwa miesiące. 

Wendy wybuchła.

- Dwa miesiące? Ale dlaczego, Leve?

Kapitan przyjrzał się czule jej twarzy i nieco złagodniał.

- To zadanie najwyższej wagi, które mogę powierzyć wyłącznie waszej czwórce, której bezgranicznie ufam. Powinniście już o tym wiedzieć. - Po chwili dodał. - Ja tymczasem będę zajęty trenowaniem tego żółtodzioba - wskazał na Riley. 

Wyglądało na to, że te słowa nieco uspokoiły pozostałych członków Oddziału, ale wciąż mieli niezadowolone miny. Ovlak zwłaszcza! - nadął się jak małe dziecko 

Przez kilka chwil wszyscy milczeli. Oczywiście - tę ciszę przerwał Leve.

- Riley, spotkajmy się dzisiaj u mnie w biurze, ty, ja i Zoe. Musimy omówić twój plan treningu. A jeśli chodzi o was - zwrócił się do swoich towarzyszy - wyruszacie na misję z samego rana. I macie mi wrócić! 

- Tak jest, sir!

I tak rozmowa zakończyła się, w bardzo wojskowy aczkolwiek przesadnie formalny sposób.   

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro