Śniadanko
Zmienili się, wyglądali na bardziej poważnych. Ich wyrazy twarzy ostrzegały o niewłaściwych ruchach. Byli ubrani na czarno, mieli tatuaże. Jeff miał rękaw na lewej ręce, a Al pojedyncze tatuaże na obu rękach i napis na szyi. Gdybym spotkała ich na ulicy, pomyślałabym, że to jedni z tych seryjnych morderców.
― Będziecie tak się na siebie patrzeć? ― zapytała mama, zwracając uwagę naszej trójki.
― Ah, tak. ― podrapali się po karkach.― Witaj mamo. ― przytulili ją.
― Cześć owieczko. ― Al się zaśmiał. ― Nie przytulisz swoich braciszków? ― zaprzeczyłam. ― A to dlaczego? ― uniósł brew.
― Nie chce się zarazić. ― zmierzyli mnie wzrokiem i do mnie doskoczyli, kilka chwil później stałam w szczelnym, duszącym uścisku. Kiedy nie czułam tlenu w płucach, poklepałam jednego trzy razy po ramieniu. Rozumiejąc ten gest, odsunęli się.
― Pomożemy Ci z bagażami. ― zaczęli zabierać moje walizki. Razem z mamą weszliśmy do domu. Tak zwany przedpokój był w kolorach jasnego brązu, na środku stała wielka szafa w ciemniejszym kolorze. Salon, był w odcieniu jasnej zieleni, znajdował się tam sporej wielkości telewizor, dwie mini kanapy, stolik do kawy, wielki fotel oraz komoda, na której stały zdjęcia naszej czwórki. Poszliśmy do mojego nowego pokoju, ściany były szare, a każdy inny mebel był w białym kolorze. Łóżko było drewniane, dwuosobowe, na podłodze znajdował się puchaty dywan w kolorze ścian. Oprócz tego były jeszcze różne dodatki, które każdy ma w swoim pokoju.
― Podoba się?
― Może być. ― mruknęłam. ― Nie moje kolory. ― Jeff podrapał się po głowie.
― Zawsze możemy zmienić. ― odezwał się.
― Nie, nie róbcie sobie kłopotu. Nie rażą.
Mama pojechała dopiero następnego poranka. Przyznaję, że miło spędziłam te kilkanaście godzin, jednak teraz trzeba się ogarnąć i wrócić do normalności. Miałam zacząć naukę w nowej szkole; nie uśmiechało mi się tego robić w połowie roku, ale grono pedagogiczne i mama stwierdzili, że tak będzie lepiej.
Co się takiego wydarzyło?
Otóż przez mój styl i upodobania nie byłam lubiana, a wręcz prześladowana w szkole. Ludzie z mojej szkoły to kolorowi, towarzyscy ludzie, którzy na pierwszym miejscu stawiają imprezy. Ja byłam całkowitym przeciwieństwem; nie lubiłam różowych ubranek, miniówek ani imprez. Wolałam spędzać czas na czytaniu książek, czy samotnych spacerach.
Byłam bardziej niż pewna, że w nowej placówce będzie podobnie. Znów będę jedyną osobą, która nie będzie chodzić na imprezy i nosić ciemne ubrania. Miałam tylko nadzieję, że te kilka miesięcy zleci szybko i będę mogła przez prawie siedemdziesiąt pięć dni odpocząć.
― Carly! Śniadanie! ― wstałam z łóżka, po czym udałam się do łazienki, aby przemyć twarz. Nie chciało mi się ubierać w normalne ciuchy ani czesać. ― Dobrze się czujesz? ― zapytał jeden z moich braci od razu, jak mnie zobaczył. ― Wyglądasz, jakby Cię piorun trzasnął. ― wzruszyłam ramionami. ― Smacznego.
― Dzięki. ― odezwałam się, biorąc kawałek jajecznicy do ust.
― Dzisiaj pokażemy Ci miasto. ― odezwał się drugi brat. ― My na ogół przesiadujemy w robocie i czasem nie wracamy do domu przez kilka dni. Damy Ci klucze. ― Al pokazał mi kilka kluczy. ― Ten, jest od drzwi wejściowych. ― pokazał złoty klucz. ― Srebrny ze złotą linią na środku jest od garażu, cały srebrny od alarmu, a ten dziwny od furtki. ― kiwnęłam głową, dając znak, że rozumiem.
Przez kolejne dziesięć minut chłopcy opowiadali mi o tym mieście i jednocześnie ostrzegali przed mordercami, którzy są w pobliżu. Kiedy w końcu skończył się ich wykład, mogłam pójść, się ogarnąć.
Pierwsze co zrobiłam, to poszłam rozczesać włosy i je wyprostować. Następnie zakryłam niedoskonałości na twarzy, pomalowałam rzęsy i usta brązową pomadką. Wróciwszy do pokoju, ubrałam się w czarne jeansy i długi sweterek tego samego koloru.
― Jedziemy owieczko! ― krzyknął Jeff.
Ubrałam czarne adidasy z czerwonymi dodatkami, po czym wzięłam swój telefon i zbiegłam na dół.
####
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro