Upust
Patrzyłam z przerażeniem na dwóch, zamaskowanych mężczyzn, którzy na oko byli trzy razy tacy jak ja. Oni dokładnie przyglądali się mi oraz Simonowi. W jednej chwili do domu wszedł kolejny mężczyzna, który był nieco mniejszy od pozostałych. W mojej głowie zapaliło się światełko. To mogli być właśnie ci mordercy, o których cięgle mówili w telewizji i nie tylko.
Zorientowałam się, że Simon obejmuje mnie w pasie i dociska do siebie. Nawet jakbym chciała się od niego odsunąć, to nie mogłam. Paraliżował mnie strach.
― Nie bój się. ― szepnął do mnie Simon. ― Załatwię to, obiecuje.
― Trzeba zadzwonić na policję. ― powiedziałam po cichu, a tamta trójka się zaśmiała.
― Policja Ci złotko nie pomoże. ― usłyszałam zdeformowany głos. ― Szukamy bliźniaków. ― podszedł do mnie, chwycił za ramię i pociągnął, tym samym prowadząc mnie do kuchni. ― Zadzwoń do nich. ― nakazał. ― Wymyśl coś wiarygodnego, mają tu być za maksymalnie dwadzieścia minut. ― dotknął mojego policzka. ― Jeśli zaczniesz coś kombinować, to twój chłopak zginie. A ty będziesz musiała na to patrzeć. ― przełknęłam głośno ślinę.
― Mój telefon jest na górze. ― powiedziałam cicho.
― Przynieście jej telefon! ― krzyknął, cały czas patrząc mi w oczy. ― Jak grzecznie wykonasz moje polecenie, to może Ci się nic nie stanie. ― rozpiął mi bluzę i spojrzał na biust. ― Nie za mały ten dekolt? ― z kieszeni wyciągnął nóż i rozciął moją koszulkę. Cieszyłam się, że chociaż miałam założony stanik. ― Chyba wciąż jest za mały, mam rację? ― dotknął mojej piersi.
Kiedy miał mi rozciąć ramiączko, do pomieszczenia wbiegł mój brat. Spojrzał na nas z furią w oczach. Doskoczył do tego mężczyzny i przyłożył mu broń do głowy, odsuwając go ode mnie. Ten facet się zaśmiał i powoli odwrócił się w stronę Jeffa. Szybko zapięłam bluzę i usiadłam na podłodze, kuląc się. Dałam łzom swobodnie spływać, nie mogłam w takiej sytuacji pozostać dłużej obojętną. W takiej sytuacji, nawet, tak zwana, oaza spokoju dałaby upust emocjom.
― Owieczko. ― podniosłam głowę. Nade mną stali bracia, którzy widząc mnie całą we łzach, od razu mnie przytulili. ― Nic Ci nie zrobił? ― nie odezwałam się, miałam gigantyczną gulę w gardle. ― Zaniosę ją do pokoju, a ty idź i zobacz, czy Simon sobie radzi. ― Jeff wziął mnie na ręce i poszedł w kierunku schodów. Cały czas miałam zamknięte oczy, bałam się je otworzyć. ― Już jesteś bezpieczna. ― położył mnie na łóżku. ― Pójdę zobaczyć do chłopaków, wrócę tu. ― cmoknął mnie w czoło, po czym wyszedł.
Leżałam tak kilka minut. W końcu wzięłam się w garść i poszłam do łazienki. Musiałam zmyć z siebie uczucie dotyku tego kolesia. Gdyby nie moi bracia, to nawet nie chciałam myśleć, co zrobiłby ten koleś dalej. Nie miałam małych piersi, zawsze mi przeszkadzały i nie raz myślałam o zmniejszeniu ich.
― Carly?! ― westchnęłam, myślałam, że będę miała więcej czasu.
― Wyjdę za dziesięć minut! ― rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Równo dziesięć minut później, wychodziłam z łazienki. ― Dzwoniliście po policję? ― zapytałam.
― Wszystko jest załatwione. Nie musisz się martwić. ― powiedział Al. ― Od rana, do odwołania będziesz jeździć do szkoły z Simonem. Wracać też z nim będziesz. ― popatrzyłam na zielonookiego.
― Możecie już iść? Chce iść spać? ― kiwnęli głowami i wyszli z pomieszczenia.
******
Przez te kilka godzin nie zmrużyłam oczu. Kiedy na króciutką chwilę udało mi się je zamknąć, to widziałam tego mężczyznę, który rozcinał mi koszulkę i dotykał.
― Owieczko. ― popatrzyłam na Al'a.― Czas wstawać. ― podniosłam się. Brat od razu mnie przytulił. ― Było nas zawołać, jak mogłaś zasnąć.
― Myślicie, że łatwo byłoby mi zasnąć, nawet gdyby któryś z Was ze mną spał? ― powiedziałam cicho, mój głos był płaczliwy. Nie umiałam się opanować.
― Masz rację. ― westchnął. ― Dasz radę iść do szkoły? ― wzruszyłam ramionami. ― Zadzwonię do twojego wychowawcy i powiem, że Cię nie będzie. ― kiwnęłam głową i znów się położyłam. ― Zejdź za kilka minut na dół, dobrze? Porozmawiamy.
Kiedy chłopak wyszedł, leżałam tak przez dwie, może trzy minuty. Ulżyło mi, że nie musiałam iść do szkoły. Nie byłabym w stanie myśleć o nauce ani o przyziemnych rzeczach; cały czas w głowie miała tamten wieczór.
Na dół zeszłam, dopiero gdy wzięłam porządny prysznic, ubrałam się i jako tako ogarnęłam twarz. W kuchni siedzieli moi bracia i Simon. Popatrzyli na mnie i ciepło się uśmiechnęli. Usiadłam obok jednego z braci i oczekiwałam, aż coś w końcu powiedzą.
― Musisz się przeprowadzić na jakiś czas. ― powiedział w końcu Jeff. ― Nie spodoba Ci się to, ale nie mamy innego wyjścia. ― uniosłam brew.
― Wracam do mamy? ― zapytałam z nadzieją w głosie.
― Nie, mama jest na wakacjach. Wróci dopiero za miesiąc. ― westchnęłam. ― Będziesz mieszkać razem z naszymi przyjaciółmi. ― zaczął Al. ― W tym domu mieszka około ośmiorga osób, a z Tobą i Simonem będzie dziesięć. ― kiwnęłam głową.
― W tym domu mieszka tylko jedna dziewczyna. ― otworzyłam szeroko oczy. ― Nikt Ci tam nie zrobi. Heather i Simon tego dopilnują. ― nie byłam przekonana co do tego pomysłu. ― Musimy jeszcze o czymś porozmawiać. ― uniosłam brew. ― A bardziej chcemy Cię o czymś powiadomić i zaznaczam, że nie masz nic do gadania. ― zaciekawiłam się. ― Od jutra będziesz miała rozmowy z psychologiem.
― Co? ― mruknęłam po cichu. ― Po co?
― Owieczko, wiemy, że zawsze byłaś skryta i żyłaś w swoim świecie, ale o takim czymś musisz porozmawiać ze specjalistą. Nie ma innego wyboru, bo ot tak Ci nie przejdzie i ty dobrze o tym wiesz.
###
ten rozdział ma w ogóle jakikolwiek sens i skład?
jeśli ktoś ma jakieś uwagi albo co, to proszę pisać. Nie krępować się. Jestem otwarta na krytykę ;p
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro