Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

To nie skończy się dobrze.

Bracia postanowili, że już tego samego dnia przeprowadzę się do domu ich przyjaciół. Martwiło mnie to, że większość z nich to mężczyźni. Wiedziałam, że po tej sytuacji nie mogłam wrzucać każdego do jednego wora, Ale mimo to, bałam się. Pocieszała mnie to, że Heather również tam mieszkała i dzięki temu widziałam światełko w tunelu. Jeff, Al i Simon ciągle mi powtarzali, że nic mi tam nie grozi, do tego zapewnili, że zostanę przyjęta z otwartymi ramionami.

― Chcę wam wierzyć, naprawdę. ― powiedziałam po cichu. ― Sami wiecie, jaka jestem; Nie jestem osobą towarzyską, lubię spokój, ciszę i cenię sobie prywatność. Nie wyobrażam sobie mieszkania w jednym pokoju z Heather! ― podniosłam głos.

― Owieczko, nie wiem ile razy mam ci powtarzać, że nie będzie aż tak źle, jak myślisz. ― zaczął Jeff. ― jestem przekonany, że w przyszłości, zaprzyjaźnisz się z każdym domownikiem. ― westchnęłam zrezygnowana, nie chciało mi się z nimi dłużej sprzeczać.

― Ile tam będę? ― wzruszyli ramionami. ― najwyżej będziecie mi przywozić ubrania to jakiś czas. ― udałam się do swojego pokoju i zabrałam zapakowanie niezbędnych mi rzeczy. Do jednej walizki spakowałam ubrania, kosmetyki i tego typu przybory. Do bocznych nacisnęłam jeszcze kilka, już mniej niezbędnych, rzeczy. Do sportowej torby pochowałam książki oraz sprzęt elektroniczny.

― Gotowa? ― zapytał Al, który stał oparty o framugę drzwi.

― Chyba tak. ― usiadłam na łóżku. ― Powiesz mi coś? ― uniósł brew. ― Dlaczego tamci mężczyźni was szukali? W co się wpakowaliście? ― podrapał się w kark, domyśliłam się, że nie wie co mi odpowiedzieć. ― Tylko szczerze, nie chce słuchać historyjek z kosmosu.

― Nie zawracaj sobie tym główki, nie chcemy cię mieszać w nasze problemy.

― A to, co się stało, to twoim zdaniem niemieszanie mnie wasze problemy?! ― zaczęłam krzyczeć. ― Wiesz, co ten facet robił I myślisz, że uwierzę wam we wszystko, co mówicie?! Miałam tu zacząć nowe życie, wszystko miało być lepsze! A jedyne co tutaj mnie spotkało to to, że prawie mnie zgwałcono! ― znów z moich oczu zaczęły lecieć łzy.

― Obiecuję, że kiedy będziemy mogli, to wszystko ci opowiemy. ― kiwnęłam głową. ― możemy za dwadzieścia minut jechać? ― ponownie kiwnęłam głową.

Kiedy mój brat wyszedł przecinak Położyłam się na łóżku i próbowałam się uspokoić. Właśnie w takich chwilach chyba najbardziej brakowało mi Gwen. Żałowałam, że nie mogłam do niej zadzwonić ani się spotkać i porozmawiać o tym wszystkim. Nie chciałam rozmawiać z psychologiem, tylko z kimś, kto na pewno bym nie zrozumiał i jednocześnie pomógłby mi.

Równo dwadzieścia minut później, wstałam z łóżka i z tobołami próbowałam zejść po schodach. Simon, widząc to, wziął ode mnie walizkę. Podziękowałam mu, uśmiechając się, co odwzajemnił.

Kilka chwil później siedziałam już w samochodzie. Moi bracia zajęli miejsca z przodu, a ja z tyłu. Simon jechał swoim samochodem. Mogłam powtarzać milion razy, że się bałam i nie chciałam mieszkać z obcymi ludźmi, ale mówić coś do nich, to jak grochem o ścianę.

― Jest coś jeszcze, co musisz wiedzieć. ― powiedział Jeff, patrząc w lusterko. ― Od wieczora nas nie będzie, wrócimy dopiero za dwa tygodnie, miesiąc maksymalnie. ― otworzyłam szeroko oczy, nie mogli mnie całkowicie zostawić.

― I wy się nazywacie moimi braćmi? ― oburzyłam się. ― Zostawiacie mnie z obcymi ludźmi i sami sobie gdzieś jedziecie?! Jesteście niepoważni?! ― złapałam się za głowę. ― Może od razu zawieźcie mnie do psychiatryka, bo w najbliższym czasie tam właśnie w trafię.

― Owieczko, nie przesadzaj. ― powiedział Alejandro. ― Nie jedziemy na wakacje, to wyjazd z pracy. Nie możemy nic na to poradzić.

― To powiedzcie swojemu szefowi, że macie zajmować się swoją młodszą siostrą, która właśnie w tym momencie potrzebuje Was najbardziej! ― krzyknęłam. ― Po śmierci Gwen też mnie zostawiliście. ― wypaliłam. ― Potrzebowałam Was, bo jak sami dobrze wiecie, nikogo innego nie miałam. ― urwałam chwilę. ― Po co się zgadzaliście, skoro i tak jestem zdana samą na siebie? Uwierzcie mi, że jak mama by się dowiedziała, co się wydarzyło i że zostawiacie mnie na łasce obcych ludzi, to pękłoby jej serce. ― powiedziałam i wysiadłam, bo Jeff zatrzymał samochód. ― To tutaj? ― popatrzyłam na wielki, biały dom z mnóstwem okien.

― Tak, wezmę twoją walizkę, a ty idź z Jeffem. ― nie mówiąc nic, poszłam za bratem. Kilka chwil później otworzył nam Simon, który uśmiechnął się do mnie, jakby chciał dodać mi otuchy. Nie pomogło.

#####

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro