To nie skończy się dobrze.
Bracia postanowili, że już tego samego dnia przeprowadzę się do domu ich przyjaciół. Martwiło mnie to, że większość z nich to mężczyźni. Wiedziałam, że po tej sytuacji nie mogłam wrzucać każdego do jednego wora, Ale mimo to, bałam się. Pocieszała mnie to, że Heather również tam mieszkała i dzięki temu widziałam światełko w tunelu. Jeff, Al i Simon ciągle mi powtarzali, że nic mi tam nie grozi, do tego zapewnili, że zostanę przyjęta z otwartymi ramionami.
― Chcę wam wierzyć, naprawdę. ― powiedziałam po cichu. ― Sami wiecie, jaka jestem; Nie jestem osobą towarzyską, lubię spokój, ciszę i cenię sobie prywatność. Nie wyobrażam sobie mieszkania w jednym pokoju z Heather! ― podniosłam głos.
― Owieczko, nie wiem ile razy mam ci powtarzać, że nie będzie aż tak źle, jak myślisz. ― zaczął Jeff. ― jestem przekonany, że w przyszłości, zaprzyjaźnisz się z każdym domownikiem. ― westchnęłam zrezygnowana, nie chciało mi się z nimi dłużej sprzeczać.
― Ile tam będę? ― wzruszyli ramionami. ― najwyżej będziecie mi przywozić ubrania to jakiś czas. ― udałam się do swojego pokoju i zabrałam zapakowanie niezbędnych mi rzeczy. Do jednej walizki spakowałam ubrania, kosmetyki i tego typu przybory. Do bocznych nacisnęłam jeszcze kilka, już mniej niezbędnych, rzeczy. Do sportowej torby pochowałam książki oraz sprzęt elektroniczny.
― Gotowa? ― zapytał Al, który stał oparty o framugę drzwi.
― Chyba tak. ― usiadłam na łóżku. ― Powiesz mi coś? ― uniósł brew. ― Dlaczego tamci mężczyźni was szukali? W co się wpakowaliście? ― podrapał się w kark, domyśliłam się, że nie wie co mi odpowiedzieć. ― Tylko szczerze, nie chce słuchać historyjek z kosmosu.
― Nie zawracaj sobie tym główki, nie chcemy cię mieszać w nasze problemy.
― A to, co się stało, to twoim zdaniem niemieszanie mnie wasze problemy?! ― zaczęłam krzyczeć. ― Wiesz, co ten facet robił I myślisz, że uwierzę wam we wszystko, co mówicie?! Miałam tu zacząć nowe życie, wszystko miało być lepsze! A jedyne co tutaj mnie spotkało to to, że prawie mnie zgwałcono! ― znów z moich oczu zaczęły lecieć łzy.
― Obiecuję, że kiedy będziemy mogli, to wszystko ci opowiemy. ― kiwnęłam głową. ― możemy za dwadzieścia minut jechać? ― ponownie kiwnęłam głową.
Kiedy mój brat wyszedł przecinak Położyłam się na łóżku i próbowałam się uspokoić. Właśnie w takich chwilach chyba najbardziej brakowało mi Gwen. Żałowałam, że nie mogłam do niej zadzwonić ani się spotkać i porozmawiać o tym wszystkim. Nie chciałam rozmawiać z psychologiem, tylko z kimś, kto na pewno bym nie zrozumiał i jednocześnie pomógłby mi.
Równo dwadzieścia minut później, wstałam z łóżka i z tobołami próbowałam zejść po schodach. Simon, widząc to, wziął ode mnie walizkę. Podziękowałam mu, uśmiechając się, co odwzajemnił.
Kilka chwil później siedziałam już w samochodzie. Moi bracia zajęli miejsca z przodu, a ja z tyłu. Simon jechał swoim samochodem. Mogłam powtarzać milion razy, że się bałam i nie chciałam mieszkać z obcymi ludźmi, ale mówić coś do nich, to jak grochem o ścianę.
― Jest coś jeszcze, co musisz wiedzieć. ― powiedział Jeff, patrząc w lusterko. ― Od wieczora nas nie będzie, wrócimy dopiero za dwa tygodnie, miesiąc maksymalnie. ― otworzyłam szeroko oczy, nie mogli mnie całkowicie zostawić.
― I wy się nazywacie moimi braćmi? ― oburzyłam się. ― Zostawiacie mnie z obcymi ludźmi i sami sobie gdzieś jedziecie?! Jesteście niepoważni?! ― złapałam się za głowę. ― Może od razu zawieźcie mnie do psychiatryka, bo w najbliższym czasie tam właśnie w trafię.
― Owieczko, nie przesadzaj. ― powiedział Alejandro. ― Nie jedziemy na wakacje, to wyjazd z pracy. Nie możemy nic na to poradzić.
― To powiedzcie swojemu szefowi, że macie zajmować się swoją młodszą siostrą, która właśnie w tym momencie potrzebuje Was najbardziej! ― krzyknęłam. ― Po śmierci Gwen też mnie zostawiliście. ― wypaliłam. ― Potrzebowałam Was, bo jak sami dobrze wiecie, nikogo innego nie miałam. ― urwałam chwilę. ― Po co się zgadzaliście, skoro i tak jestem zdana samą na siebie? Uwierzcie mi, że jak mama by się dowiedziała, co się wydarzyło i że zostawiacie mnie na łasce obcych ludzi, to pękłoby jej serce. ― powiedziałam i wysiadłam, bo Jeff zatrzymał samochód. ― To tutaj? ― popatrzyłam na wielki, biały dom z mnóstwem okien.
― Tak, wezmę twoją walizkę, a ty idź z Jeffem. ― nie mówiąc nic, poszłam za bratem. Kilka chwil później otworzył nam Simon, który uśmiechnął się do mnie, jakby chciał dodać mi otuchy. Nie pomogło.
#####
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro