Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział dodatkowy: Shawn w tarapatach

          Ten dzień miał się zapisać, do jednych z najlepszych. Wszystko szło świetnie, każdy się dobrze bawił, nie było sporów, większych lub mniejszych. Wszyscy zachowywali się, tak pospolicie. Nawet ja odpuściłem, cieszyłem się, że Carly skończyła swoje upragnione osiemnaście lat. Nie wiedziałem tylko, że będzie jej ostatnim dniem.

          Po pogrzebie każdy udał się w swoją stronę. Nie było nawet mowy o tym, by planować kolejną akcję lub wspólny posiłek. Ja sam potrzebowałem samotności. Ta dziewczyna zmieniła wszystko w moim życiu, jak i w innych. Bracia, całkowicie się odcięli. Ich szef, nigdy nie widział nikogo w takim stanie, dlatego uznał, że dobry będzie dla nich urlop. Nie sądziłem, że będzie dla nich łaskawy, ale dając im rok przerwy, osłupił tym nawet szefa całego gangu. Jednak po dłuższym namyśle, stwarzali zagrożenie, dla siebie, jak i dla innych. 

          Co do mieszkańców domu, wszyscy się wycofali, nie rozmawiali ze sobą. Wspólne posiłki przestały istnieć, każdy się ze sobą jedynie mijał, mało kiedy na siebie patrząc, a co dopiero mówić, o jakimkolwiek odezwaniu się. Dwa lata wcześniej, nim czarnowłosa do nas trafiła, nikt by nie pomyślał, że Heather i Will zaczną się dogadywać. Wielokrotnie widziałem, jak on wchodził do jej pokoju w środku nocy i siedział z nią aż jej koszmary nie minęły. Niemniej to jedyna pozytywna rzecz. 

          Simon mieszkał z nami przez dwa miesiące, razem z Shawnem wspierali się i zaczynało wyglądać na to, że znów się zaprzyjaźnili. Jednak on potem wrócił do swojego normalnego życia i już z nikim się nie kontaktował. Harrison, tuż po braciach był w najgorszym stanie. Z pokoju wychodził tylko odwiedzić grób Carly oraz na misje i niemal z każdej z nich wracał umazany we krwi. Nie interesowało go, czy to był napad na bank, czy zwykłe przekazanie towaru. Na jedno, niewłaściwe słowo, reagował agresywnie. Kilka razy nawet wystarczyło krzywe spojrzenie, a facetowi ściął głowę maczetą. Nie miał litości dla nikogo. 

          A co do mnie. Cóż. Zawsze wszystko po mnie spływało. Nie lubiłem się za często uśmiechać ani bawić. Carly, moja mała córeczka, zmieniła mnie. Wielokrotnie karciłem się, że nie byłem bardziej czujny, że nie kazałem ludziom obstawić terenu imprezy. Wiedziałem, że Gwen to zrobiła, ale to ja czułem się winny śmierci Carly. Przez to, że się wyluzowałem, nie skupiłem na ważnych rzeczach. Minął ponad rok od jej pogrzebu, a ja wciąż nie przepracowałem tego poczucia winy. 

― Wołałeś? ― bez pukania wszedł Shawn, jego twarz nie wykazywała ani jednej emocji. Jego mimika była martwa. ― O co chodzi? ― usiadł naprzeciw mnie i wpatrywał się, aż coś powiem. 

― Co się wydarzyło na ostatniej misji? To było zwyczajne przekazanie broni do innej kliki, a ty gościa wybebeszyłeś. Wiesz jakie konsekwencje się za tym kryją?

― No i co z tego. Mógł trzymać jęzor za zębami. Wszyscy w tym jebanym gangu wiedzą, że Carly była najważniejszą osobą w moim życiu i raczej nigdy nie będę w stanie się pogodzić z jej śmiercią. 

― Wiem. ― przerwałem mu. ― Opowiedz mi, co powiedział, bądź co zrobił.

― Paul, co mam Ci do chuja powiedzieć?! ― warknął. ― Dobrze wiesz, że to była klika bliźniaków. Wszyscy tam dobrze wiedzą o śmierci ich siostry i wykorzystują to. Krótko mówiąc, chciał zobaczyć, jak cierpliwy jestem. Stwierdził, że skoro przed laty, byłem pojebany, to teraz muszę być wariatem. 

― Możesz iść. ― nie widziałem sensu robić mu kazań ani nawet na niego wrzeszczeć. On dobrze wiedział, że zabicie sprzymierzeńca równa się karze śmierci. 

― I tyle? ― zdziwił się. Dawno nie widziałem go, tak rozgadanego. ― Żadnych kazań, wrzasków? Chociażby wyzwiska? 

― Nie. ― mruknąłem. ― Bądź pod telefonem dwadzieścia cztery na dobą i do momentu, aż nie wymyśle, co tu z tobą zrobić, masz zakaz brania udziału w misjach. 

― Oboje dobrze wiemy, że w tym tygodniu będę trupem. Daj mi się wyszaleć w te ostatnie dni. 

― Zapierdalaj  do siebie! ― wskazałem na drzwi, a on bez słowa, z widocznym fochem, wyszedł. 

          To była kwestia czasu aż szef tamtej kliki zjawi się pod moimi drzwiami. Musiałem coś zrobić, by nie stracić kolejnej bliskiej mi osoby. Shawn wkurwiał mnie chyba najbardziej ze wszystkich, ale był dla mnie jak rodzina. Nie mogłem ot tak go zamordować. Czy mogłem? 

#######

Okej, dawno mnie tu nie było. Zaczęłam dwie nowe książki, ale jakoś nie mam chęci do ich pisania. Postanowiłam, że tutaj wstawię rozdziały dodatkowe.

Wszystko się dzieje po pierwszym zakończeniu. 

I jeśli to jeszcze czytasz, to będziesz wiedzieć, że to 1 z 3 rozdziałów. :D 

Wyczekujcie kolejnych <3


~Sue


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro