Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Robi się coraz gorzej

PROSZĘ PRZECZYTAĆ NOTKĘ NA DOLE!

Nie wiedziałam, ile czasu siedziałam sama. Bałam się, nie chciałam zostać zgwałcona, dotykana ani zamordowana. Mimo iż Tom obiecał mi, że nie stanie mi się nic, to nie wierzyłam mu. Miałam z nim współpracować, ale co jeśli zapytałby o ich plany? Nie rozmawiałam z nimi o gangu, nie obchodziło mnie to. Najważniejsze było, żeby żadne z nich nie umarło. Stali się moją rodziną i kochałam ich. Nawet Willa, który co jakiś czas mi dogryzał, mówiąc, że i tak wyląduje w łóżku Shawna. Roześmiałam się, ale przypomniała mi się sytuacja, kiedy Shawn mówił o tym, że nie jest taki, jak wszyscy mówią. Chciał mieć kogoś, komu pokaże swoją prawdziwą twarz. Wierzyłam mu, każdy człowiek potrzebuje miłości, sam seks nie załatwi sprawy. Nie rozumiałam tylko dlaczego powiedział „kogoś takiego jak ty". Czemu sobie mnie upatrzył? Byłam zwyczajną dziewczyną, nikim wyjątkowym.

― Hej. ― popatrzyłam na blondynkę, która stała oparta o drzwi. ― Przyszłam sprawdzić, czy czegoś potrzebujesz. ― nie odezwałam się, nie chciałam od niej nic. ― Carly, wiem, że Cię zraniłam. ― podeszła do mnie. ― Przepraszam, nie chciałam tego, zmusili mnie. ― uniosłam brew. ―  Musiałam zniknąć, bo zagrozili, że zabiją Cię. ― parsknęłam śmiechem, nie wierzyłam w ani jedno słowo. Niby czemu mieliby mnie zabić? Gdyby normalnie utrzymywała kontakt, to nie domyśliłabym się, że jest w takie coś zamieszana. ― W szkole chciałam Cię ostrzec. ― schyliła się do mnie. ― Tom wspominał mi, że chce Cię tutaj ściągnąć. 

― Masz na myśli porwać? ― kiwnęła głową. ― I co chciałaś mi tym udowodnić. Myślisz, że bym Ci uwierzyła w cokolwiek? 

― Carly. ― jęknęła. ― Wiem, zjebałam wszystko, ale chciałam Ci jakoś pomóc. Widziałam, że dobrze się dogadujesz z tamtymi chłopakami i jesteś szczęśliwa. ― usiadła na podłodze. ― Jednego z nich trzymałaś za rękę. ― powiedziałam z lekkim bólem w głosie. ― To twój chłopak? ― kiwnęłam głową. ― Przystojny, ten cały Harrison też. ― westchnęła. ― Długo jesteście razem? ― popatrzyłam na nią z wyrzutem. ― Nie patrz tak, nie przyszłam Cię przesłuchiwać. Tom jest od tego. Chcę z Tobą porozmawiać, wyjaśnić wszystko. 

― Co ty chcesz wyjaśniać!? ― gwałtownie wstałam. ― Przez tyle miesięcy żyłam ze świadomością, że moja przyjaciółka jest trupem!  Myślisz, że jak będziesz miła i tak dalej, to nagle Cię zrozumiem i znów będzie dobrze?! To tak nie działa, nie jestem w stanie Ci tego wybaczyć. ― znów usiadłam. 

― Co to za krzyki? ― do pomieszczenia wszedł Tom, a za nim chłopak, który nie przypominał ani trochę gangstera. ― Dostałaś ataku paniki, czy co? ― zwrócił się do mnie. ― Carly, mówię do Ciebie. 

― To moja wina. ― mruknęła Gwen. ― Niepotrzebnie zaczynałam temat. ― westchnęła.― Jakbyś coś potrzebowała, to mnie zawołaj. ― wyszła z pomieszczenia. 

― Nie rób scen, okej? ― popatrzyłam z wyrzutem na Toma. ― Wiem, że nie obchodzą Cię jej przeprosiny, ale jak będziesz się drzeć, to ktoś inny może Cię pobić. ― wzruszyłam ramionami. ― Ej, tylko mi się nie rozklejaj tu. Jesteś już dużą dziewczynką. ― przytulił mnie. 

― Wrócę kiedyś do domu? ― zapytałam.― Dobrze wiesz, że wiele Wam nie powiem. Nie wtrącałam się w te sprawy. ― kiwnął głową. ― Tom? ― odsunął się ode mnie. ― Nie zrobiliście nic mojej mamie? ― spuścił głowę. ― Tom?! 

― Przykro mi mała. Twoja mama nie żyje. ― po moim policzku spłynęło kilka łez. ― Nie ja ją zabiłem, ale nie zamierzam usprawiedliwiać ani siebie, ani kogoś innego.  Żałuje, że Jeff i Alejandro nic Ci o tym nie powiedzieli. ― po tych słowach wyszedł z pomieszczenia, razem z tamtym chłopakiem. 

Oparłam się o ścianę i zaczęłam płakać. Nic innego w tamtym momencie nie mogłam zrobić. Serce pękło mi na milion części, miałam wrażenie, że umieram od środka. Może to dziwnie brzmi, ale ból psychiczny, to była najgorsza katorga, jaka kiedykolwiek istniała. Mimo wszystko byłam wdzięczna Tomowi, że mi powiedział, bracia pewnie ukrywaliby to przede mną, jak najdłużej. Mówili, że niedługo odwiedzimy mamę, ale gdzie chcieli mnie zabrać? Na cmentarz? Dobrze wiedzieli, że ta kobieta była dla mnie najważniejszą osobą w życiu, pomijając ich. Chciałam wyjść z tego kurwidołka albo obudzić się w swoim łóżku ze świadomością, że nic takiego nie miało miejsca. Chciałam być teraz z Simonem, wtulić się w niego i wypłakać, wyżyć się na braciach, a potem na treningu. Miałam mieć spokojny weekend, ale jak zwykle musiało się coś spieprzyć. 

######

Nie ukrywam, że małymi kroczkami ta książka dobiega końca. Jednakże ostatnio zaczęłam myśleć nad nową, mam już opis, okładkę, prolog i pierwszy rozdział. Jakbyście chcieli, to w następnym rozdziale, wstawię jej opis i okładkę albo jedną z tych rzeczy, 

Napiszcie w komentarzach, czy chcecie coś takiego, czy nie. 

Miłego dnia <3







Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro