Pierwszy dzień
Heather siedziała ze mną aż do wieczora. Cały czas rozmawiałyśmy i jak wcześniej byłam do niej źle nastawiona, to po tych kilku godzinach zmieniłam zdanie. Nie zaufałam jej ani nic, ale fajnie mi się z nią gadało. Opowiedziała mi o Shawnie i wyjaśniła, dlaczego mam się trzymać od niego z daleka. To typ niegrzecznego chłopca, który zamiast hobby zalicza panienki. Oboje chodzili do jednej klasy i z całego ich rocznika, on zaliczył prawie każdą. Tylko Heater nie dała się omamić na jego urok. Jej zdaniem nie był ani trochę czarujący, a wręcz odrażający.
Miałam podobne zdanie i to mimo tego, że nawet z nim normalnie nie porozmawiałam. Już na pierwszy rzut oka wydał mi się arogancki i zapatrzony w siebie. Nie znosiłam takich osób!
― Mówili o której mają przyjechać? ― zapytała, przeciągając się.
― Al powiedział, że wieczorem. ― westchnęła.
― Już dawno jest wieczór. ― warknęła. ― Będę się już zbierać, powiedz im, żeby się do mnie odezwali, a my zobaczymy się w szkole? ― to było bardziej pytanie niż stwierdzenie.
― Jasne. ― uśmiechnęłam się.
Pożegnałam się z dziewczyną i gdy wyszła, zamknęłam drzwi na klucz. Poszłam na górę, do łazienki. Chciałam zmyć z siebie brud dnia, leniwego dnia, ale jednak. Prysznic nie zajął mi długo, półgodziny później stałam już owinięta w ręcznik i patrzyłam w lustro. Miałam ciemną karnację, długie, czarne włosy i piwne oczy. Na całej twarzy najbardziej irytowały mnie moje usta, który były olbrzymie i na mój gust, kłóciły się z resztą.
Uważniej się przyglądając, to byłam podobna do braci. Jednak na pierwszy rzut oka nikt tego nie dostrzegał. Oni mieli o kilka odcieni jaśniejsze włosy ode mnie, a ich oczy, mimo tego samego koloru, niemal zawsze były wesołe. Ja nie byłam zbyt wysoka, a oni mogliby robić za Statuę Wolności w Nowym Yorku.
Charaktery też mieliśmy całkiem inne. Oni od zawsze byli optymistami i nawet w najgorszych sytuacjach dostrzegali światełko w tunelu, a ja nie bujałam w obłokach. Przyjmowałam każdą wieść z obojętnością. Przez co wszyscy twierdzili, że mam wszystko gdzieś. Nawet jeśli coś mnie zabolało, fizycznie czy psychicznie, nie pokaże tego. Moja maska już od dawna wtopiła się w moją skórę i tylko ją widzi świat.
*****
Rano obudził mnie Jeff. Było kilka minut po szóstej. Wstałam niemal od razu; nie chciałam się spóźnić już pierwszego dnia. Wtedy to całkiem wzbudziłabym zaciekawienie i każdy by mi się przyglądał. A szczerze tego nie znosiłam.
Ubrałam czarne jeansy, tego samego koloru koszulkę z łapaczem snów oraz czarną narzutę z długimi rękawami. Zrobiłam szybko mój tradycyjny makijaż do szkoły i rozczesałam włosy, po czym związałam ją w niską kitkę. Później spakowałam odpowiednie książki i biorąc telefon, wyszłam z pokoju.
W kuchni chłopcy już jedli śniadanie. Przywitałam się z nimi buziakiem i usiadłam przy stole. Jeff narobił pełno kanapek i kazał nam wszystkie zjeść. Na szczęście, z nich zawsze byli łakomczuchy i kilkanaście minut później, kanapek już nie było.
― Zestresowana pierwszym dniem? ― kiwnęłam głową. ― Nie będzie tak źle, uwierz mi. ― mruknął jeden z braci.
― Wczoraj była tu Heather.― powiedziałam, zmieniając temat. ― Chciała z Wami pogadać.
― Wiesz o czym?
― Ma problem z tym chłopakiem, do którego mam się nie zbliżać. ― kiwnęli głowami i powiedzieli, że do niej zadzwonią.
― Miałaś jej unikać. ― wypalił Al.
― I właśnie nie wiem czemu. Mówiliście, że nie jest zbyt przyjazna, a jakoś zdołałam ją polubić.
― Tylko nie wplątaj się w jakieś bagno. ― kiwnęłam głową ― Jak jesteś gotowa, to możemy jechać.
Kilkanaście minut przed ósmą byliśmy pod szkołą. Żołądek zmniejszył mi się trzykrotnie i miałam wrażenie, że śniadanie zaraz ze mnie wyskoczy. Popatrzyłam na braci, a oni się uśmiechnęli, rzucając tylko, żebym się nie martwiła. Na szczęście, kiedy miałam już wysiadać z samochodu, wsiadła Heather. Zaczęła się na nich drzeć i wyzywać, co nieco mnie rozbawiło. Chłopcy też mieli z tego niezły ubaw.
― Zróbcie coś z nim, bo w końcu nie wytrzymam i go zabiję!
― Droga wolna. ― mruknął Jeff. ― Nikt, oprócz jego dziwek, nie będzie za nim tęsknił.
― Zróbcie to dla mnie. ― powiedziała błagalnie, a kiedy się zgodzili, prawie mnie wypchała z samochodu. ― Popilnuje Wam siostrzyczki. ― zamknęła drzwi, zanim cokolwiek zdążyli odpowiedzieć.
Brunetka odprowadziła mnie pod klasę, opowiadając o tym, gdzie, co jest. Mówiąc jej o tym całym Pedro, ucieszyła się. Chodzili do jednej klasy od praktycznie szkoły podstawowej. Przyjaźnili się. Trochę podnosiło mnie na duchu to, że nie musiałam przechodzić tego koszmaru w samotności, ale pojawienie się dziewczyny, całkowicie zburzyło wszystko, nad czym pracowałam w poprzedniej szkole. Jednak chciałam dać temu wszystkiemu szansę. Od kiedy Gwen się wyprowadziła, zawsze byłam sama. Tylko ona była wstanie znieść moje humorki i moją obojętność. Uzupełniałyśmy się, była dla mnie jak rodzona siostra. Przy niej nie musiałam nic w sobie dusić, zawsze mówiłam co leży mi na sercu, a ona słuchała. Nigdy nie oczekiwałam tego, że mi pomoże, chociaż zawsze starała się to robić. Tylko z nią umiałam się wygłupiać i czasami czułam się, jak te "normalne".
― Ziemia do Carly! ― Heather machała mi ręką przed twarzą. ― Wyłączyłaś się.
― Wybacz, ale trochę przynudzasz. ― zaśmiałam się.
― Dobra, skończyłam już opowiadać. Na przerwie spotkamy się przy szafkach? ― kiwnęłam głową. ― Który masz numer?
― Sto trzynaście.
― Masz szafkę obok Pedro.― uśmiechnęła się. ― Ja mam dwieście trzy, to praktycznie naprzeciwko. Damy radę. ― zadzwonił dzwonek. ― Powodzenia!
Dopiero teraz mogłam przyjrzeć się otaczającej mnie rzeczywistości. Z ulgą spostrzegłam, że nikt na mnie nie patrzył i nie wzbudzałam żadnego zainteresowania. Osoby, które mnie mijały, nie były aż tak kolorowe, jak wcześniej sądziłam. Nikt nie nosił rażących kolorów, a tym nie krzyczał o tym, jaki świat jest piękny. Każdy zajmował się swoim życiem i miał w nosie to, co robią inni.
Weszłam do klasy i usiadłam w ostatniej ławce przy ścianie. Zawsze lubiłam tak siadać, mogłam się oprzeć i nie siedzieć sztywno jak reszta. Miałam dość liczną klasę, przyglądałam się każdemu z osobna, ale nikt nie zwracał na mnie szczególnej uwagi. Dopiero oczy wszystkich powędrowały w moją stronę, kiedy nauczycielka wyczytała moje nazwisko. Całe szczęście, że to nie trwało dość długo, bo każdy zajął się lekcją albo swoimi, indywidualnymi sprawami. Na przerwie, tak jak ustaliłam z Heather, spotkaliśmy się przy szafkach. Poznałam Pedro, który był takim samym optymistą, jak moi bracia.
Wszystkie lekcje minęły mi w zastraszająco szybkim tempie. Cieszył mnie fakt, że nigdzie nie spotkałam Shawna, bo nie miałabym aż tak dobrego humoru.
^^^^
Dobranooocki;3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro