Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ojczulek

Paul obudził mnie dopiero o dziewiątej rano. Kazał mi się ogarnąć i zejść na śniadanie. Miałam małą nadzieję, że nikogo z domowników, oprócz czarnowłosego, nie będzie. Chciałam przeżyć ten dzień w spokoju. Kiedy wstałam, poszłam wykonać rutynowe czynności. Gdy wyszłam z łazienki, zrzuciłam z siebie piżamę, a założyłam czarne jeansy i tego samego koloru bluzę z kapturem. Zrobiłam makijaż i rozczesałam włosy. Kilka minut później schodziłam na dół.

― Wyspałaś się? ― zapytał na wstępie Paul.

― Nawet, nawet. ― mruknęłam. ― Wiesz może, czemu te dwa boże baranki do mnie nie dzwoniły? ― zaśmiał się.

― Nie wiem, do mnie też się nie odzywali. ― westchnęłam. ― Dzisiaj powinni zadzwonić. ― kiwnęłam głową.

― Zrobiłeś mi śniadanie? ― uniosłam brew. ― Czy to resztki po reszcie?

― Póki nie będę miał z Tobą problemów, mogę Ci robić śniadania. ― uśmiechnęłam się, zamierzałam z tego skorzystać. ― Umiesz gotować? ― zaczęłam się śmiać. ― Co?

― Umiem zrobić spaghetti, naleśniki i gofry. Więcej ode mnie nie oczekuj.

― To zrobisz dzisiaj obiad i podwieczorek. ― szczena mi opadła. ― Pomogę Ci z tymi goframi. Nie patrz tak. ― westchnęłam.

― To ja sobie zjem śniadanie i pooglądam telewizję, a ty zrób listę, co kto lubi i jak mają uczulenia, to jakie. ― tym razem to jemu szczena opadła. ― No już, już. ― pogoniłam go.

― Czekaj. ― mruknął. ― Czy ty się nie za odważna zrobiłaś? ― uniosłam brew. ― W pierwszy dzień bałaś się mnie, a tym bardziej zejść na obiad.

― Badałam teren. ― parsknęłam śmiechem ― Już nie wzbudzasz we mnie strachu, za dużo ze mną rozmawiasz i jesteś zbyt miły. ― zastanowiłam się chwilę. ― Tatusiek. ― już całkiem mina mu zrzedła. Nie chciałam się narażać, a tego szybko uciekłam do salonu. Tam o dziwo siedzieli Nick i Brandon. Gdy mnie zauważyli, uśmiechnęli się szeroko. ― Co oglądacie? ― zapytałam.

― Wiadomości. ― odezwał się Nick. ― Siadaj. ― zrobił mi miejsce. ― Paul pozwolił Ci jeść w salonie. ― zastanowiłam się chwilę.

― Nie powiedział, że nie mogę, ale też się nie zgadzał. ― parsknęli śmiechem. ― Póki jest zajęty, nie będzie krzyczał, a ja zdążę zjeść. ― Brandon popatrzył na mnie jak na kosmitkę. ― Chciał gofry, to niech pisze, co lubicie.

― Paul będzie robił gofry? Pochorował się? ― zdziwili się, a ja wskazałam na siebie. Już całkowicie się ich nie bałam, byli mili i nie pokazywali, że mają problem, z tym że tam mieszkam. ― Zobaczymy, czy Ci wyjdą. ― przewróciłam oczami. ― Czemu nie jesteś w szkole? Z tego, co wiem, to nie jesteś pełnoletnia.

― Jadę do lekarza. Tatusiek mnie wiezie. ― byli zdezorientowani. ― O Paula mi chodzi. ― wybuchnęli głośnym śmiechem.

― Jak ktoś z Was mnie tak nazwie, oberwie. ― w jego głosie było słychać powagę. Trochę się przestraszyłam, bo nie byłam pewna, czy mi się oberwie. Czarnowłosy popatrzył na mnie i się uśmiechnął. ― Z racji tego, że ona, to jeszcze dziecko, to może tak mówić. ― i wyszedł. Byłam chyba tak samo zdziwiona, jak chłopcy. On mnie nazwał dzieckiem! Oni popatrzyli na mnie i zaczęli się brechtać, uniosłam brew ku górze i bez słowa poszłam do biura Paula, aby powtórzył to, co przed chwilą powiedział. ― Zaraz skończę pisać. ― mruknął. ― Idź, się zbieraj, akurat jak skończę, będziemy jechać.

― Ty mnie nazwałeś dzieckiem?! ― zignorowałam to, co powiedział. ― Wyglądam jak dziecko? ― zapytałam ciekawa, czarnowłosy się tylko zaśmiał.

― Teraz zachowujesz się jak dziecko. ― mruknął. ― Taki makijaż ani styl nie robi z ciebie dorosłej. Jesteś jeszcze dzieckiem i nawet, jak skończysz te osiemnaście lat, a potem będziesz po dwudziestce, to dla mnie wciąż będziesz dzieciakiem. ― uśmiechnął się i podał mi kartkę. ― Masz dziesięć minut. ― nie mając większego wyboru, wzięłam tę kartkę, po czym szybkim krokiem wyszłam z pomieszczenia. Pobiegłam do łazienki i umyłam zęby, następnie udałam się do pokoju, wzięłam telefon, słuchawki i swoje dokumenty, po czym ubrałam kurtkę i zeszłam na dół. Tam włożyłam buty i wyszłam na zewnątrz. Miałam jeszcze trzy minuty, ale musiałam ochłonąć. Myślałam, że Paul nie weźmie tego "tatuśka" aż tak do siebie. Może i wygląda na osobę poważną i tak dalej, ale sądziłam, że jednak jest w nim odrobinę dziecka. Dziwiło mnie to, że moi bracia przyjaźnili się z kimś, kto nie ma podobnych cech charakteru do nich. Oni zawsze byli uśmiechnięci i zadowoleni z życia. Paul był ich przeciwieństwem. ― Wsiadaj. ― mruknął chłopak. Otworzyłam tylne drzwi i usiadłam za chłopakiem, podłączyłam słuchawki i włożyłam je do uszu. Musiałam się wyciszyć przed tą rozmową. ― Jak dziecko. ― jeszcze nie włączyłam muzyki, ale postanowiłam przez chwilę tego nie robić, byłam ciekawa, czy coś jeszcze powie. ― Fotelik dla dzieci Ci kupię. ― prychnęłam pod nosem i włączyłam jedną z moich ulubionych piosenek. Zamknęłam oczy i próbowałam pozbyć się wszystkich, złych myśli.

#####

kogoś okłamałam

rozdziału nie będzie jutro

jest dzisiaj ;p 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro