Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

O Boże!

Oślepiło mnie światło, z trudem otworzyłam oczy, byłam związana do krzesła. Nie mogłam się ruszyć, bolała mnie głowa i miałam mroczki przed oczami. Pomyślałam, że to chłopaki sobie jaja robią albo chcą sprawdzić, jak zachowam się w takiej sytuacji. Byłam wściekła i miałam ochotę ich pozabijać. Ale jak to jednak nie oni? Miałam okropny mętlik w głowie, z jednej strony chciałam krzyczeć i kogoś zawołać, z drugiej, nie chciałam, aby ktokolwiek do mnie przychodził. Siedziałam tak kilka minut, aż w końcu nie usłyszałam czyichś kroków. Zaczęłam panikować, nie wiedziałam, co miałam zrobić. Odruchowo zaczęłam się wiercić, z nadzieją, że jednak uda mi się przerwać linę. Gdy ktoś otwierał drzwi, spuściłam głowę i zamknęłam oczy.

― Wiem, że nie śpisz. ― przeklęłam pod nosem i podniosłam głowę. Przede mną opierał się Tom, który uśmiechał się do mnie. ― Jak się czujesz? ― uniosłam brew. On tak na serio? ― Masz zamiar się do mnie odezwać? ― przełknęłam ślinę, nie chciałam nic powiedzieć, ale nawet jeśli, to nie mogłam. ― Susza? ― zaśmiał się, po czym pokazał mi butelkę z wodą. ― Ze względu na to, że zawsze będziesz moją drugą siostrzyczką, to odwiąże Cię, ale nie próbuj uciekać ani nic kombinować. ― westchnął. ― Zrobisz to dla mnie? Jak będziesz się słuchać, to nic Ci się nie stanie. Dopilnuje tego. ― kiwnęłam głową. Nie chciałam skończyć swojego nędznego życia tak szybko. Chłopak odwiązał mnie, odruchowo przytuliłam się do niego, co odwzajemnił. ― Wiem, że się boisz. ― szepnął i odsunął się ode mnie, podając butelkę.

― Dzięki. ― powiedziałam, gdy napiłam się wody. ― Chciałam mieć weekend spokoju. ― mruknęłam. ― Nie mogłeś poczekać do poniedziałku? ― oburzyłam się jak pięciolatka. ― Dlaczego to zrobiliście?

― Usiądź. ― zrobiłam tak, jak kazał. ― Muszę mówić, że masz nieodpowiedzialnych braci? ― zaprzeczyłam. ― Miałem nadzieję, że nie będę musiał tego robić, Gwen też. ― zacisnęłam pięści. ― Spokojnie, wiem, że nienawidzisz mnie i jej za to, że Cię okłamaliśmy. ― to mało powiedziane! Miałam ochotę wydłubać im oczy. ― Zawsze będziesz dla nas ważna, chciałem ochronić i Ciebie i ją, ale mata uparła się, żeby wziął ją do siebie. Nie chciałem jej nic mówić, ale przy napadzie na bank, jeden z moich ludzi, ją postrzelił. ― otworzyłam szeroko oczy. ― Nie wiedzieli, że to moja siostra. ― wzruszył ramionami. ― Ale o tym później. ― spojrzał na mnie. ― Odpowiedz mi na kilka pytań, dobrze? Tylko nie kłam, wiem, kiedy to robisz. ― kiwnęłam głową. ― Od kiedy wiesz o tym wszystkim? ― zastanowiłam się chwilę.

― Pamiętasz, jak chciałeś mnie na chwilę porwać z parkingu? ― kiwnął głową.― To tego samego dnia, wieczorem. ― nie wiedząc czemu, chłopak zaczął się śmiać. Uniosłam brew, założyłam ręce na piersi i wyczekiwałam, aż coś powie.  ― Z czego się śmiejesz?

― No i w końcu Cię porwałem. ― mrugnął do mnie, miałam ochotę się na niego rzucić, ale na razie, nie chciałam sobie robić kłopotów. Miałam nadzieję, że szybko znajdę się w domu. ― Co łączy Cię z Harrisonem? ― zdziwiło mnie to pytanie. 

― Przyjaźń? ― założył ręce na piersi, patrzył mi w oczy. Uważał, że kłamię, pewnie widział, że zanim zaczęłam być z Simonem, to Shawn mnie pocałował albo coś.  ― O co Ci chodzi? 

― Kłamiesz. ― mruknął. ― Obiecałaś mi coś. ― oburzył się. ― Widziałem, jak z nim byłaś na randce. ― prawie zakrztusiłam się śliną. ― Powiedz prawdę. Co łączy Cię z Simonem?

― Czekaj chwilę. ― parsknęłam śmiechem. ― To z Simonem, czy z Shawnem? ― przekręcił głowę na bok. ― Z Harrisonem się przyjaźnie, a z Simonem jestem. ― zaczęłam się śmiać jak głupia. ― To dwie różne osoby Tom. ― uderzył się w czoło. 

― Jace! ― krzyknął Tom. ― Ty chuju! ― popatrzyłam niezrozumiale na brata Gwen. ― Chodź tu, bo Ci wpierdole. ― spojrzał na mnie. ― I co Cię tak bawi, co? ― wzruszyłam ramionami. Tom nigdy nie wzbudzał we mnie lęku, znałam go z innej strony, opiekuńczej i byłam pewna, że on krzywdy mi nie zrobi. 

― Czego kurwa? ― usłyszałam niski głos. Do pomieszczenia wszedł mężczyzna, który był nieco niższy od Toma. Popatrzył na mnie i uśmiechnął się do mnie. ― Witam ponownie koleżankę. ― parsknął śmiechem. ― Jak tam Twój dekolt? ― otworzyłam szeroko oczy. Mimowolnie wstałam i uciekłam na drugą stronę pomieszczenia. Chłopak się tylko roześmiał.  ― Skończymy to, co zaczęliśmy u Twoich braci. ― usiadłam na podłodze i "zwinęłam się' w kulkę, zamknęłam oczy, mając nadzieję, że to tylko zły sen. 

― Co dokończycie? ― warknął brunet, ale nie dostał odpowiedzi. ― Spierdalaj stąd. ― wypchnął go z pomieszczenia, po czym zamknął drzwi.  ― Ej? ― chłopak dotknął mojego ramienia. 

― Nie dotykaj mnie. ― zaczęłam płakać. Starałam się wymazać tamten dzień ze swojej pamięci, nawet dobrze mi szło, do tamtej chwili. ― Głuchy jesteś?! ― krzyknęłam. ― Zabierz tę rękę!

― Zrobił Ci coś? ― zapytał, otworzyłam oczy i spojrzałam na niego gniewnie. ― Nie płacz. ― chciał pogłaskać mnie po włosach, ale nie pozwoliłam mu. ― Odpowiedz. ― pociągnęłam nosem. ― Dotykał Cię? ― kiwnęłam głową i powiedziałam, co robił w domu moich braci. ― Kurwa. ― uderzył w ścianę. ― Gdybym tam był, nie pozwoliłbym na to. ― szepnął. ― Nie będzie miał prawa tutaj wejść, nie pozwolę, aby Cię jeszcze raz skrzywdził. 

#####


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro