Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nie wrócisz do domu

Tak, jak ustaliłam z Paulo, Heather na jakiś czas przeniosła się do mnie. Spałyśmy w jednym łóżku, pod jedną kołdrą. Rano, gdy się obudziłam, automatycznie zaczęłam się śmiać. Brunetka leżała, przytulona do moich cycków, jakby to była najmilsza podusia na świecie. Kiedy próbowałam się uwolnić, do pomieszczenia wszedł Paul, który, tak, jak ja, zaczął się śmiać. Jego rechot, obudził dziewczynę, która spojrzała na mnie dwuznacznie.

― Nie patrz tak, próbowałam się uwolnić. ― uśmiechnęła się i odsunęła ode mnie.

― No właśnie, już wiem, co Simon miał na myśli, że jesteś wygodna. ― mentalnie przybiłam piątkę z czołem. ― Która godzina?

― Za dwadzieścia dziesiąta. ― odpowiedział Paul. ― Zacznij się szykować, bo już się spóźniłaś do szkoły. ― chwilę się zastanowiłam i nagle mnie olśniło. ― Co kombinujesz? ― zapytał, uważnie mi się przyglądając.

― Dzisiaj jest sobota! ― krzyknęłam. ― Kurde no! ― rzuciłam w niego telefonem, co nie było przemyślane, ale na szczęście złapał go.

― Nie drżyj się! ― zamruczał. ― Ty nigdy nie straciłaś rachuby czasu? ― odrzucił mi telefon.

― Masz farta, że to nie jest szósta rano. ― wstałam z łóżka i bez słowa ruszyłam do łazienki. Zrobiłam, co musiałam, po czym wróciłam do pokoju. Paula już nie było, a Heather znowu zasnęła. Nie mając już ochoty na sen, podeszłam do szafy i wyciągnęłam czarne dresy i tego samego koloru top do pępka, po czym szybko się w te rzeczy przebrałam. Ogarnęłam włosy i pomalowałam się, potem przykryłam kołdrą brunetkę i wyszłam z pokoju.

― Hej owieczko. ― przywitał się ze mną Simon.

― Nie nazywaj mnie tak. ― ostrzegłam. ― Moi bracia i mama tak na mnie mówią. ― Charlie popatrzył na mnie. ― Co?

― Czemu owieczko? ― westchnęłam.

― Bo zawsze byłam czarną owcą w rodzinie. ― wyjaśniłam.

― Ty? Czarną owcą? ― prychnął śmiechem Paul, który nie wiadomo skąd się wziął. ― Chyba aniołem w rodzinie. ― Simon i Charlie przyznali mu rację.

― Nie rozumiecie. ― westchnęłam. ― Ja nie jestem taka jak oni. Moja mama też jest typem śmieszka, a ja, no. ― czułam, że się gubię, w tym co mówię, a to dlatego, że trzy pary oczu były we mnie wpatrzone.

― Coś kręcisz. ― powiedział Charlie. ―. W tym domu mieszkają same takie typy. ― parsknęłam śmiechem.

― No racja. ― założyłam ręce na piersi. ― Ja tu jestem tymczasowo. ― cmoknęłam w ich stronę i poszłam do kuchni, gdzie siedział Shawn. Zmierzyłam go wzrokiem i otworzyłam lodówkę, z której wyciągnęłam mleko.

― Zrób mi kawę! ― usłyszałam krzyk Paula. ― Simon i Charlie też chcą! ― przewróciłam oczami. ― Z mlekiem!

― Jeszcze jakieś życzenia? ― prychnęłam, ale zgodnie z "prośbami" zrobiłam im po kawie. Podczas przygotowywania śniadania, czułam, że Shawn mi się przygląda. ― Możesz się tak nie patrzeć? ― mruknęłam w końcu, on nie odpowiedział mi nic, tylko wyszedł z pomieszczenia. ― Dziwny jest. ― mruknęłam do siebie. ― Ej! Gwiazdy! ― miałam na myśli Paula, Simona i Charliego. ― Weźcie swoje kawusie! ― jak na zawołanie do kuchni wpadło trzech goryli, którzy od razu wzięli swoje kawy.

― Dzisiaj robisz obiad. ― mruknął tatusiek. ― Na czternastą, a po obiedzie weźmiemy się za gofry.

******

O trzynastej wzięłam się za obiad. Simon chciał mi pomóc, nie widziałam żadnych przeciwwskazań. Robienie spaghetti nie zajęło dużo czasu, więc na czternastą każdy już siedział przy stole. Cameron musiał przynieść Heather, dosłownie, bo nie chciała zejść. Nie dziwiłam jej się.

― Może nikt się nie otruje. ― mruknęłam i zaczęłam jeść.

― Mam nadzieję, że dodałaś trutki dla tych dwóch. ― mruknęła do mnie Heather. Nie skomentowałam tego, rozumiałam jej ból i sama miałam ochotę im coś złego robić, ale ryzyko z trutką było takie, że każdy siedział, gdzie chciał. Równie dobrze, ona sama mogła zjeść zatruty makaron.

Dziwił mnie fakt, że każdy zjadł wszystko, w zastraszającym tempie. Oni widząc mój pytający wzrok, zaczęli się śmiać, po czym wzięli swoje brudne naczynia i pognali do kuchni.

O szesnastej Paul zawołał mnie, bo mieliśmy zacząć robić gofry. Czułam, że zajmie nam to bite, trzy godziny. Gdy weszłam do kuchni, Paul wyciągał wszystkie składniki, w pierwszej kolejności umysłami ręce i związałam włosy w wysoką kitkę.

― Możesz mi podać dwie miski? ― kiedy to zrobił, zaczęłam rozdzielać składniki. Przepis znałam na pamięć, bo od najmłodszych lat, robiłam gofry, z mamą, według tego przepisu. Paul dokładnie mi się przyglądał i gdy poprosiłam o jakieś składniki, podawał mi je. ― Weź mikser i wymieszaj składniki z żółtej miski. ― zrobił to, o co poprosiłam.

― Masz tu coś. ― wskazał na mój policzek, gdy go dotknęłam, nie poczułam nic. ― No tutaj. ― sypnął we mnie mąką.

― Prosisz się o śmierć. ― mruknęłam, po czym rozbiłam mu jajko na głowie. Miałam tę przewagę, że siedział i był tego samego wzrostu co ja.

― Masz trzy sekundy. ― wstał i zaczął do mnie podchodzić, od razu zaczęłam uciekać. ― I co? Teraz nie jesteś już taka odważna, co? ― widząc Simona przede mną, schowałam się za nim. ― Nie bądź baba, przestań się chować.

― Jestem babą.― powiedziałam. ― Ja się tylko odpłaciłam, sam zacząłeś. ― westchnął.

― No dobra. ― gdy tylko wyszłam zza pleców Simona, czarnowłosy rozbił mi jajko na głowie. ― Już jesteśmy kwita. ― wróciliśmy do kuchni i już bez żadnego marnowania jajek, skończyliśmy robić gofry. Dla mnie, od najmłodszych lat, najlepszą frajdę sprawiało mi ozdabianie tych gofrów. Paul widząc mój uśmiech na twarzy nie próbował w nic ingerować. Zawołał wszystkich i każdy mówił, z czym chce gofra.

― Zostaniesz tu na zawsze. ― powiedział Nick, a reszta mu przytaknęła. ― Za dobrze gotujesz i robisz za dobre gofry, żebyśmy Cię oddali. ― zaczęłam się śmiać.

######

Smacznego ❣️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro