Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nie jestem sama

 Nie wiedziałam, nawet kiedy zasnęłam. Obudziłam się na materacu, którego wcześniej w tym pomieszczeniu nie było, a do tego byłam przykryta ciepłym kocem. Patrzyłam w sufit, nie próbowałam wstawać, bo miałam tak spuchnięte oczy, że i tak bym nic nie zobaczyła. Na myśl o tym, że moja mama nie żyje, znów napłynęły mi łzy do oczu. Gdyby nie fakt, że ktoś wszedł do pomieszczenia, to pozwoliłabym im wciąż spływać. Ktoś usiadł obok mnie i zaczął głaskać mnie po odkrytej nodze. 

― Już w porządku. ― usłyszałam głos chłopaka, który miał się do mnie nie zbliżać. Spięłam się cała i próbowałam wstać,  ale on nie umożliwił mi tego, zdołałam tylko usiąść. Uśmiechał się szeroko i patrzył mi w oczy, a chwilę później jego wzrok znalazł się na moich piersiach. W  duchu dziękowałam Simonowi, że zabronił mi zakładać koszulki z wielkim dekoltem, a właściwie to wcisnął mi taką, którą miałam aż pod samą szyję. ― Wolałem, jak miałaś jakikolwiek dekolt. ― mruknął niezadowolony, po czym dotknął moich włosów. ― Zaraz to naprawimy. ― wyciągnął nóż i zbliżył go do mojej twarzy, po czym zjechał aż do biustu, zostawiając mi krwawy ślad. ― Jeśli nie będziesz stawiać oporu, to nie będzie tak bardzo boleć. ― włożył swoją rękę pod moją bluzkę. Chciałam zacząć krzyczeć, ale miałam pustynię w ustach. ― A jak spróbujesz krzyczeć, to zarżnę Cię jak świnie. ― złapał mnie za gardło. Zaczynało mi brakować powietrza, a przed oczami zaczynały pojawiać się mroczki. Złapałam za jego rękę i wbiłam w nią paznokcie.

― Co tu się kurwa dzieje?! ― warknął Tom, który "odczepił" chłopaka ode mnie.― Mówiłem Ci, żebyś się do niej nie zbliżał. ― kopnął go w brzuch, a potem w twarz. Przyglądałam się temu ze stoickim spokojem. Starałam się unormować oddech, co nie było łatwym zadaniem. ― Jeszcze raz wejdziesz do tego pokoju, a obiecuje, że Cię zajebie! ― ostatni raz go kopnął. 

― To zwyczajna kurwa! ― warknął tamten. ― Nie rozumiem, czemu jej tak bronisz. Fakt, że się znacie, nic nie powinien znaczyć. ― splunął. ― Myślisz, że nie daje dupy Harrisonowi ani innym? 

― Nie jest dziwką. ― warknął Shawn, którego dopiero w tamtej chwili zauważyłam. Trzymało go dwóch facetów, a kajdany na nogach nie przeszkadzały mu, kopnąć mojego oprawcę. Tom nie zareagował na to i zabronił tamtym to robić. 

― Przywiążcie go tam, a potem zabierzcie tego. ― mruknął Tom, po czym spojrzał na mnie. ― Pokaż mi to. ― dotknął mojej twarzy, ale odsunęłam się i jak na zawołanie zaczęłam się trząść.  Dotarło do mnie, co takiego się stało, twarz i szyja zaczęły mnie piec, popatrzyłam na Shawna, który próbował się wyrwać tamtym dwóm. ― Gwen zaraz przyjdzie i Cię opatrzy, tylko spróbuj się nie wyrywać, okej? Wiem, jak źle reagujesz na ból.  ― kiwnęłam niepewnie głową. ―  Może nie będziesz miała żadnej blizny. ― po tych słowach wyszedł z pomieszczenia. 

― Ciesz się, że znasz Toma i Gwen. ― mruknął jeden z mężczyzn, który stał obok Shawna. ― Gdyby nie to, byłabyś już trupem. ― zaśmiał się, pomyślałam, że tylko Tom i Gwen są normalni w tym gangu. Kiedy przyszła blondynka, oni od razu opuścili pomieszczenie. Co chwilę odsuwałam się od dziewczyny, bo mnie okropnie piekło. 

― Powinnam Cię przywiązać, żebyś nic nie kombinowała z Harrisonem. ― westchnęła, a ja oparłam się o ścianę. Nie chciałam jej mówić, że nie będę, bo za dobrze mnie znała. Wiedziała, że po takim czymś, mogłabym zrobić wszystko, byle stamtąd uciec. ― Jednak Tom wierzy Ci, że tego nie zrobisz. ― spojrzałam na nią. ― Posłuchaj mnie uważnie, możesz podejść do niego, ale jak zaczniesz próbować go uwolnić lub cokolwiek innego, to ktoś tu przyjdzie i  nie będzie owijał w bawełnę. Nikomu się nie podoba, że jesteś tak traktowana i wiele z tych debili chciałoby Ci się dobrać do majtek. ― przełknęłam głośno ślinę. ― Nie chcę na to patrzeć, więc obiecaj mi to. 

― Jeśli nie mogę się do niego nawet przytulić, to nie obiecam. ― gdy powiedziała, że mogę to zrobić, to od razu po jej wyjściu, podeszłam do chłopaka i wtuliłam się w niego. Na szczęście siedział, więc nie musiałam się za bardzo wysilać. ― Dlaczego dałeś się złapać? ― szepnęłam do niego. 

― Nie chciałem Cię zostawiać na ich pastwę. ― cmoknął mnie w głowę. ― Nie przemyślałem tego, bo prawdopodobieństwo, że trafiłbym do twojej celi, były znikome.  ― odsunęłam się od niego i usiadłam naprzeciwko. 

― Głupi ma zawsze szczęście. ― zaśmiał się pod nosem. ― A co z resztą? Moi bracia, chociaż mnie szukają? ― chwilę się zastanowiłam. ― Chociaż nie, nie odpowiadaj. I tak w to nie uwierzę, cały czas mnie okłamują. ― uniósł brew. ― Najpierw cała sytuacja z tą maskaradą, a dzisiaj albo wczoraj dowiedziałam się, że zamordowano moją mamę. ― znów z moich oczu poleciały łzy. ― Jeszcze chwila, a dowiem się, że nie jestem ich siostrą i mnie adoptowano. ― mówiłam przez łzy. 

― Ej, nie płacz. ― próbował mnie uspokoić. ― Simon zajoba dostaje, Paul i reszta też. ― westchnął. ― Kiedy długo nie wracałaś, to wszyscy zaczęliśmy Cię szukać. Brandon znalazł twój telefon pod ruinami jakiegoś budynku w lesie, a nieopodal była twoja bluza. ― spuściłam głowę. ― Spójrz na mnie. ― kiedy to zrobiłam, uśmiechnął się lekko. ― Damy sobie radę, nie pozwolę, aby ktoś jeszcze Cię dotknął i zrobił krzywdę. ― drugi raz wtuliłam się w niego. 

######

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro