Nie jestem sama
Nie wiedziałam, nawet kiedy zasnęłam. Obudziłam się na materacu, którego wcześniej w tym pomieszczeniu nie było, a do tego byłam przykryta ciepłym kocem. Patrzyłam w sufit, nie próbowałam wstawać, bo miałam tak spuchnięte oczy, że i tak bym nic nie zobaczyła. Na myśl o tym, że moja mama nie żyje, znów napłynęły mi łzy do oczu. Gdyby nie fakt, że ktoś wszedł do pomieszczenia, to pozwoliłabym im wciąż spływać. Ktoś usiadł obok mnie i zaczął głaskać mnie po odkrytej nodze.
― Już w porządku. ― usłyszałam głos chłopaka, który miał się do mnie nie zbliżać. Spięłam się cała i próbowałam wstać, ale on nie umożliwił mi tego, zdołałam tylko usiąść. Uśmiechał się szeroko i patrzył mi w oczy, a chwilę później jego wzrok znalazł się na moich piersiach. W duchu dziękowałam Simonowi, że zabronił mi zakładać koszulki z wielkim dekoltem, a właściwie to wcisnął mi taką, którą miałam aż pod samą szyję. ― Wolałem, jak miałaś jakikolwiek dekolt. ― mruknął niezadowolony, po czym dotknął moich włosów. ― Zaraz to naprawimy. ― wyciągnął nóż i zbliżył go do mojej twarzy, po czym zjechał aż do biustu, zostawiając mi krwawy ślad. ― Jeśli nie będziesz stawiać oporu, to nie będzie tak bardzo boleć. ― włożył swoją rękę pod moją bluzkę. Chciałam zacząć krzyczeć, ale miałam pustynię w ustach. ― A jak spróbujesz krzyczeć, to zarżnę Cię jak świnie. ― złapał mnie za gardło. Zaczynało mi brakować powietrza, a przed oczami zaczynały pojawiać się mroczki. Złapałam za jego rękę i wbiłam w nią paznokcie.
― Co tu się kurwa dzieje?! ― warknął Tom, który "odczepił" chłopaka ode mnie.― Mówiłem Ci, żebyś się do niej nie zbliżał. ― kopnął go w brzuch, a potem w twarz. Przyglądałam się temu ze stoickim spokojem. Starałam się unormować oddech, co nie było łatwym zadaniem. ― Jeszcze raz wejdziesz do tego pokoju, a obiecuje, że Cię zajebie! ― ostatni raz go kopnął.
― To zwyczajna kurwa! ― warknął tamten. ― Nie rozumiem, czemu jej tak bronisz. Fakt, że się znacie, nic nie powinien znaczyć. ― splunął. ― Myślisz, że nie daje dupy Harrisonowi ani innym?
― Nie jest dziwką. ― warknął Shawn, którego dopiero w tamtej chwili zauważyłam. Trzymało go dwóch facetów, a kajdany na nogach nie przeszkadzały mu, kopnąć mojego oprawcę. Tom nie zareagował na to i zabronił tamtym to robić.
― Przywiążcie go tam, a potem zabierzcie tego. ― mruknął Tom, po czym spojrzał na mnie. ― Pokaż mi to. ― dotknął mojej twarzy, ale odsunęłam się i jak na zawołanie zaczęłam się trząść. Dotarło do mnie, co takiego się stało, twarz i szyja zaczęły mnie piec, popatrzyłam na Shawna, który próbował się wyrwać tamtym dwóm. ― Gwen zaraz przyjdzie i Cię opatrzy, tylko spróbuj się nie wyrywać, okej? Wiem, jak źle reagujesz na ból. ― kiwnęłam niepewnie głową. ― Może nie będziesz miała żadnej blizny. ― po tych słowach wyszedł z pomieszczenia.
― Ciesz się, że znasz Toma i Gwen. ― mruknął jeden z mężczyzn, który stał obok Shawna. ― Gdyby nie to, byłabyś już trupem. ― zaśmiał się, pomyślałam, że tylko Tom i Gwen są normalni w tym gangu. Kiedy przyszła blondynka, oni od razu opuścili pomieszczenie. Co chwilę odsuwałam się od dziewczyny, bo mnie okropnie piekło.
― Powinnam Cię przywiązać, żebyś nic nie kombinowała z Harrisonem. ― westchnęła, a ja oparłam się o ścianę. Nie chciałam jej mówić, że nie będę, bo za dobrze mnie znała. Wiedziała, że po takim czymś, mogłabym zrobić wszystko, byle stamtąd uciec. ― Jednak Tom wierzy Ci, że tego nie zrobisz. ― spojrzałam na nią. ― Posłuchaj mnie uważnie, możesz podejść do niego, ale jak zaczniesz próbować go uwolnić lub cokolwiek innego, to ktoś tu przyjdzie i nie będzie owijał w bawełnę. Nikomu się nie podoba, że jesteś tak traktowana i wiele z tych debili chciałoby Ci się dobrać do majtek. ― przełknęłam głośno ślinę. ― Nie chcę na to patrzeć, więc obiecaj mi to.
― Jeśli nie mogę się do niego nawet przytulić, to nie obiecam. ― gdy powiedziała, że mogę to zrobić, to od razu po jej wyjściu, podeszłam do chłopaka i wtuliłam się w niego. Na szczęście siedział, więc nie musiałam się za bardzo wysilać. ― Dlaczego dałeś się złapać? ― szepnęłam do niego.
― Nie chciałem Cię zostawiać na ich pastwę. ― cmoknął mnie w głowę. ― Nie przemyślałem tego, bo prawdopodobieństwo, że trafiłbym do twojej celi, były znikome. ― odsunęłam się od niego i usiadłam naprzeciwko.
― Głupi ma zawsze szczęście. ― zaśmiał się pod nosem. ― A co z resztą? Moi bracia, chociaż mnie szukają? ― chwilę się zastanowiłam. ― Chociaż nie, nie odpowiadaj. I tak w to nie uwierzę, cały czas mnie okłamują. ― uniósł brew. ― Najpierw cała sytuacja z tą maskaradą, a dzisiaj albo wczoraj dowiedziałam się, że zamordowano moją mamę. ― znów z moich oczu poleciały łzy. ― Jeszcze chwila, a dowiem się, że nie jestem ich siostrą i mnie adoptowano. ― mówiłam przez łzy.
― Ej, nie płacz. ― próbował mnie uspokoić. ― Simon zajoba dostaje, Paul i reszta też. ― westchnął. ― Kiedy długo nie wracałaś, to wszyscy zaczęliśmy Cię szukać. Brandon znalazł twój telefon pod ruinami jakiegoś budynku w lesie, a nieopodal była twoja bluza. ― spuściłam głowę. ― Spójrz na mnie. ― kiedy to zrobiłam, uśmiechnął się lekko. ― Damy sobie radę, nie pozwolę, aby ktoś jeszcze Cię dotknął i zrobił krzywdę. ― drugi raz wtuliłam się w niego.
######
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro