Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Hello brothers!

Czekałam na swoją mamę, która miała mi przywieźć jeszcze jedną walizkę. Chciałam wziąć większość moich ubrań i to nie dlatego, że jestem ciuchomaniaczką, a dlatego, że chciałam oszczędzić sobie łażenia po sklepach. Zwłaszcza z moimi braćmi, których nie widziałam spory kawał czasu. Z jednej strony chciałam ich zobaczyć, ale z drugiej nie. Bałam się, że będzie tak jak z moją przyjaciółką Gwen, która po przeprowadzce do brata zginęła. Moi bracia zawsze mieli szalone i nieprzemyślane pomysły, które przeważnie kończyły się w szpitalu i na komisariacie. Miałam cichą nadzieję, że choć trochę spoważnieli. 

― Carly! ― moja mama zawsze była uśmiechniętą kobietą. Kochałam ją całym sercem, mimo że byłam jej całkowitym przeciwieństwem. ― Mam walizkę! ― weszła do mojego pokoju, trzymając w rękach różową walizkę. Do tego była w panterkę. Gorszego wzoru nie mogła wziąć. ― Kończ się pakować i jedziemy. Mamy spory kawałek do przejechania. ― nic nie mówiąc, wzięłam ohydną walizkę i wzięłam się za pakowanie. 

Pół godziny później byłam gotowa do drogi. Wzięłam wszystkie walizki i z wielkim trudem zeszłam na dół. Mama siedziała w kuchni i czytała gazetę. 

― Co ciekawego piszą? ― zapytałam, zwracając na siebie uwagę. 

― Przedwczoraj niedaleko chłopców była jakaś masakra. Dwóch zamaskowanych mężczyzn rozstrzelało ponad dziesięć osób. 

― Czyli jest szansa, że zginę.  Super.― westchnęłam. ―  Jedziemy? ― bez słowa wyszłam z domu, od razu włożyłam wszystkie walizki do bagażnika i wyczekiwałam swojej mamy. 

― Córcia co ty taka spięta? ― uniosłam głowę.

― Wolałabym zostać tutaj. ― przyznałam. ― Nie chcę skończyć tak jak Gwen, ona też mieszkała w tamtych okolicach. 

― Przesadzasz. ― przewróciła oczami. Czasami zachowywała się jak nastolatka. 

― Możemy już jechać? ―  westchnęła, po czym wróciła, aby zamknąć dom. ―  Mam nadzieję, że nie będzie korków. 

― Nie liczyłabym na to. ― mruknęła, a ja westchnęłam. 

Usiadłam na tylnych siedzeniach, moim zdaniem było tam wygodniej. W każdej chwili mogłam się położyć i zdrzemnąć. Mama i tak nigdy nie rozmawia podczas jazdy, więc nic innego do roboty nie miałam. Zastanawiałam się, jak wyglądają moi bracia, nie widziałam ich od tak dawna. Może gdyby odzywali się do mnie, to bym nie miała żadnego problemu. Nie, nie byłam z nimi pokłócona, ale nie mieliśmy kontaktu. Do tamtej pory. 

Staliśmy w korku ponad dwie godziny, kilka razy wychodziłam z samochodu i szłam kilometr, a potem znowu wsiadałam. Tak, jestem nienormalna. 

― W końcu. ―  mruknęłam. ― Jeszcze godzina, a poszłabym przez pola.

―  Daleko byś nie zaszła. ―  zaśmiała się. 

Przez resztę drogi nie odzywałam się, próbowałam sobie wyobrazić, jak wygląda Jeff i Al. Czy spoważnieli, czy nadal są tak samo powaleni. Z całej rodziny, tylko ja nie jestem zabawna ani atrakcyjna, a czarną owcą w rodzinie. Nie, nie chodzi mi o zachowanie. Czarna, bo tylko takie ubrania są u mnie w szafie, a owca, to moje przezwisko z dzieciństwa. 

― W końcu wjechałyśmy w miasto. ―  no, co za ulga... ― Ten wypadek na autostradzie wszystko zepsuł. 

― Wykrakałaś. ― rozłożyłam się na siedzeniach. ―  Daleko jeszcze? 

― Nie, dwie przecznice. ― W żołądku zaczęło mnie ściskać, okropnie się stresowałam. Bałam się tego spotkania.―  Jesteśmy. ―  popatrzyłam na zwyczajny domek w jasnych kolorach. Niby faceci, a tacy babscy. ―  O to moi synowie.― nie spiesząc się, wysiadłam z samochodu i od razu wyciągnęłam walizki.

####

Witam w pierwszym rozdziale! 




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro