Happy Birthday Carly!
Nie mogłam uwierzyć, jak ten czas szybko płynął. Dopiero co się wprowadziłam do braci, a to już miały być moje urodziny. Wszyscy wokół męczyli mnie pytaniem, co chce na nie dostać, a mówiąc szczerze, nie chciałam nic. Wolałam sobie z nimi posiedzieć i żeby moi kochani braciszkowie przyjechali. Chciałam, aby Simon też przyjechał, ale Paul powiedział, że to nie za dobry pomysł. Chcąc nie chcąc musiałam mu przyznać rację, bo skoro chciał zmienić swoje życie, to nie mógł do nas przyjeżdżać. Rano obudził mnie Shawn, całując mnie po całej twarzy. Otworzyłam oczy, chłopak trzymał wielki bukiet czerwonych róż.
― Wszystkiego najlepszego księżniczko. ― powiedział, wesoło się uśmiechając. ― Obiecuje Ci, że tego dnia nie zapomnisz. ― jeszcze raz złożył na moich ustach pocałunek. ― Śniadanie już na Ciebie czeka w jadalni. ― kiwnęłam głową, po czym poprosiłam, aby włożył te róże do jakiegoś wazonu. ― Jasne kochanie, zejdź tylko za chwilę na dół. Tylko ubierz coś, bo świecić takim dekoltem i tyłkiem możesz tylko przy mnie. ― przewróciłam oczami. ― Nie rób tak, nie lubię tego. ― westchnęłam. ― Wiem, że to Twoje święto, ale proszę Cię. ― pokiwałam głową, tylko po to, aby dał mi spokój. Gdy wyszedł, wstałam z łóżka i poszłam do łazienki, zrobiłam to, co musiałam i wróciłam do pokoju. Ubrałam czarne legginsy i białą koszulkę, która sięgała mi prawie do połowy ud. Włosy związałam w kucyka i nie marnowałam czasu na makijaż. Miałam nadzieję, że po śniadaniu nie będę musiała od razu nigdzie iść. Musiałam wziąć prysznic i ogarnąć twarz.
W jadalni nikogo nie było, za to było śniadanie: tosty, sok pomarańczowy i ciasteczka. Nie wiedząc, o co chodzi, usiadłam przy stole i miałam zamiar zacząć jeść, ale rzuciła mi się w oczy karteczka, na której pisało: " Wszystkiego najlepszego "córeczko", zjedz śniadanie, przyjedziemy za półtorej godziny". Cóż jednak dali mi czas, abym się przygotowała fizycznie i psychicznie. Martwiło mnie to, że moi bracia nie odezwali się do mnie ani razu, odkąd wróciłam z "więzienia". Bałam się, że im coś się stało i już nikogo nie miałam z prawdziwej rodziny. W ciągu dziesięciu minut wchłonęłam śniadanie, potem umyłam po sobie naczynia i pobiegłam do pokoju, aby zacząć się ogarniać. Wzięłam czystą bieliznę i poszłam pod prysznic, który zajął mi dwadzieścia minut, wysuszyłam włosy i zostawiłam takie, jak były. Makijaż zajął mi kolejne trzydzieści minut. Miałam już mało czasu, a musiałam wybrać outfit na ten dzień. Niby kupiłam sobie sukienkę, ale nie chciałam w niej paradować cały dzień. Napisałam do Heather, aby się czegoś dowiedzieć, ale tylko kazała mi się w nią ubrać. Do mojego pokoju wpadła brunetka i "rzuciła" się na mnie.
― Wszystkiego najlepszego ty stara dupo! ― zaśmiałam się i mocno ją przytuliłam. ― Pięknie wyglądasz w tej kiecce. ― przyjrzałam jej się, miała mocny makijaż i również była ubrana w sukienkę, tylko jej była czarna i idealnie podkreślała jej figurę. ― Jak jesteś gotowa, to chodźmy. Wszyscy już czekają na dole. ― wzięłam swój telefon i wyszłam razem z dziewczyną. Na dole każdy zaczął do mnie podchodzić i składać życzenia. Dostałam mnóstwo upominków, ale to nie było najważniejsze, cieszyłam się, że są i spędzą ze mną ten dzień.
― Spełnienia marzeń owieczko. ― powiedzieli moi bracia. Mój uśmiech powiększył się trzykrotnie, mocno ich przytuliłam, nie patrząc na to, co mieli w rękach. ― Jesteś już prawie dorosła. ― zaśmiali się wesoło. Paul zawiązał mi opaskę na oczy i pomógł wsiąść do samochodu, nikt nie chciał mi powiedzieć, gdzie jedziemy. Byłam podekscytowana tym wszystkim, wiedziałam, że ten dzień będzie wyjątkowy. Kiedy samochód się zatrzymał, ktoś pomógł mi wysiąść. Nie mogłam się doczekać, kiedy zobaczę, co dla mnie przygotowali. Weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia, kiedy Shawn ściągnął mi opaskę, rozejrzałam się wokół. Byliśmy na strzelnicy, popatrzyłam na nich zszokowana. To byłoby ostatnie miejsce, o jakim bym była w stanie pomyśleć! ― Stwierdziliśmy, że to może być ciekawe. ― powiedział Jeff.
― Na pewno będzie, zwłaszcza że mam strzelać w sukience. ― mruknęłam ze śmiechem. ― Jesteście pewni, że chcecie dać mi do ręki broń? To niebezpieczne! ― każdy z nich się zaśmiał, Paul mruknął, że dobrze byłoby, gdybym potrafiła strzelać. ― No dobra, ale to na Waszą odpowiedzialność. Na strzelnicy spędziliśmy kilka godzin, strzelałam praktycznie z pistoletów, dopiero pod koniec dali mi większą broń. Patrzyłam na nich z przerażeniem, Shawn pokazał mi, jak mam trzymać broń i gdzie patrzeć, by ustrzelić "swoją zwierzynę".
Gdy wyszliśmy ze strzelnicy, pojechaliśmy do restauracji, gdzie zjedliśmy obiad i tort. Pod wieczór moi bracia powiedzieli, że jedziemy za miasto, bo mają jeszcze jedną niespodziankę. Byliśmy na wielkiej polanie, gdzie stały głośniki, kilka stołów, alkohol i przekąski. Heather mówiła, że bez imprezy się nie odbędzie, ale nie sądziłam, że ona będzie w takim miejscu. Mijały kolejne godziny, każdy był już wstawiony, dobrze się bawiliśmy. Cały czas tańczyłam, śmiałam się i piłam. Mogłam z czystym sumieniem powiedzieć, że to były moje najlepsze urodziny w życiu!
― Kocham Cię. ― powiedział Shawn, kiedy usiadłam obok niego. Dobrze, że nie było moich braci w pobliżu, bo wciąż nie pałali do niego sympatią. Uśmiechnęłam się do niego i pocałowałam go. Myślałam, że ta jego zmiana, to pic na wodę, ale codziennie pokazywał mi, że się starał. ― Pójdziemy zatańczyć? ― kiwnęłam głową i wzięłam chłopaka za rękę. Przytuliłam się do niego, kołysaliśmy się do muzyki. ― Popatrz w niebo. ― podniosłam głowę, chłopaki puszczali fajerwerki. Uśmiechnęłam się pod nosem i oparłam głowę o klatkę piersiową chłopaka. Nie wiedząc czemu, zaczęłam być senna, przymknęłam oczy.
― CARLY! ― krzyknął Paul. ― O kurwa! Postrzelono ją! ― jak za dotknięciem magicznej różdżki poczułam rozrywający ból w plecach. Shawn lekko mnie odsunął i patrzył na mnie z wielkim przerażeniem. ― Co się stało?! ― krzyknął do niego czarnowłosy. Shawn wziął mnie jak pannę młodą i poszedł w stronę stołów.
― Nie wiem! Tańczyliśmy i patrzyliśmy na fajerwerki! ― krzyczał spanikowany. Trzymałam jego dłoń, czułam, że miałam coraz mniej siły. ― Nie zamykaj oczu. ― poklepał mnie po policzku. ― Carly! Patrz na mnie. ― popatrzyłam na jego twarz, w oczach miał łzy, z moich oczu również kilka się ulało. Dotknęłam jego policzka i szepnęłam "kocham Was", po czym zamknęłam oczy.
######
No to się porobiło no!
Postaram się jeszcze dzisiaj coś wrzucić.
Wy mnie tu wyzywajcie, czy coś, a ja idę pisać dalej;*
CMOKASKI <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro