Fast-food
Czekałam na swoich braci przez niecałe dziesięć minut. Oboje wyszli nabuzowani, ale przez całą drogę nie odezwali się ani słowem. Nie wiedziałam, czy mam się bać, czy raczej cieszyć. Kiedy dojechaliśmy udałam się od razu do swojego pokoju, chciałam jak najszybciej się schować, wolałam nie ryzykować. Na szczęście nic nie powiedzieli i przez resztę dnia siedziałam sama w pokoju. Ten czas spędziłam na rozpakowaniu się i udomowieniu, na szczęście poszło mi to zgrabnie i później mogłam zająć się przeglądaniem książek. Miłą niespodzianką było to, że wszystko było jak w mojej poprzedniej szkole i nie musiałam się trzy razy bardziej głowić, żeby zdać. Przed dziewiątą wieczorem zeszłam na dół, bo szczerze irytowała mnie ta cisza w domu. Mimo tego co mówiłam wcześniej, chciałam zapytać o tego chłopaka.
― Mogę o coś zapytać? ― powiedziałam od razu, kiedy weszłam do salonu. ― O co chodziło z tym chłopakiem?
― Trzymaj się od niego z daleka. ― powiedział Jeff.
― Macie to jak w banku. ― powiedziałam.
― O czym z nim rozmawiałaś? ― zapytał Al.
― Nie rozmawiałam z nim.― powiedziałam szczerze.― On do mnie gadał, ignorowałam go do momentu, kiedy zapytał o imię. Chwilę później wpadł Jeff.
― Dobra owieczko, tylko pamiętaj żeby się do niego nie zbliżać.
― Będę. ― westchnęłam.― Mieliście mi pokazać miasto, a skończyło się na siedzeniu w domu. ― wstali z kanapy.
― To idź się przebrać i pojedziemy gdzieś. ― szczerze to nie chciało mi się nigdzie jechać. Powiedziałam to tak dla żartu.
Weszłam do łazienki i zrobiłam szybki makijaż. Nie lubiłam wychodzić nigdzie bez. Nie podobałam się sobie. Bez niego wyglądałam jak Samara Morgan. Nieraz przechodząc koło lustra przestraszyłam się sama siebie. Czy tylko ja tak mam?
Mój makijaż składał się z pomalowanych rzęs, ciemnej pomadki do ust i kresek. Zawsze mocno podkreślałam usta i oczy.
Pochowałam wszystkie kosmetyki, po czym podeszłam do szafy, z której wzięłam czarny top do pępka i tego samego koloru leginsy. Na stopy założyłam czarne trampki z białymi paskami i zeszłam na dół.
― Gotowa? ― zapytał jeden z moich braci, a kiedy potwierdziłam, wyszliśmy z domu. ― Głodny jestem, jedziemy pierw na n żarcie?
Kilkanaście minut później byliśmy w jakimś fast-foodzie. Nie jadałam takich rzeczy, zawsze źle się po nich czułam, dlatego zamówiłam sobie tylko gazowany napój. Chłopaki zaczęli opowiadać mi o nauczycielach ze szkoły i uczniach. Na kogo miałam uważać, a z kim mogłam rozmawiać. Powiedzieli też, że ich kumpel Pedro, który jest Hiszpanem, będzie miał mnie na oku i w razie co uratuje mi dupę. Trochę się zdenerwowałam, nie potrzebowałam niańki. Umiałam doskonale sobie poradzić i ignorować durne zachowania. Miałam jednak nadzieję, że nie będę musiała z nim się męczyć przez każdą przerwę.
―Unikaj jeszcze Heather, nie jest zbyt przyjazna.
― Zapamiętam. ― mruknęłam. ― Jedziemy gdzieś? ― wyszliśmy z knajpy, chłopaki powiedzieli, że pojedziemy na plaże i wrócimy do domu. Fajne miasto, pokazali mi gdzie dają fast-foody i gdzie znajdę plaże.
― Jutro zwiedzimy to miasto, obiecujemy.― popatrzyłam na nich z dziwną miną. ― Ale na rowerach, będzie zabawniej.
^^^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro