Dzieci
Przez całą drogę do domu Jeff nie się nie odzywał. Wyjątkowo usiadłam z przodu i cały czas spoglądałam na brata. Martwiłam się, że Ci mężczyźni, którzy byli wtedy w ich domu, dopadli Al'a i stało mu się coś złego. Jednak nie chciałam pytać Jeffa o to podczas jazdy, gdy dojechaliśmy do domu, nie marnowałam czasu na rozpakowywanie. Rzuciłam wszystkie rzeczy w kąt i wróciłam do salonu, w którym był Jeff.
― Pogadamy? ― zagadałam. ― Gdzie jest Alejandro? ― chłopak kazał mi usiąść na kanapie, obok niego. Gdy to zrobiłam, przytulił mnie od razu, wtedy już wiedziałam, że stało się coś złego. Łzy napłynęły mi do oczu.― Powiedz mi. ― nakazałam i usłyszałam śmiech, uniosłam brew i odsunęłam się od niego.
― Wiem, że jesteśmy podobni i trudno nas rozróżnić, ale żebyś ty nas nie rozpoznała owieczko. ― uniosłam brew, przyjrzałam się chłopakowi i dotarło do mnie, że to Al, a Jeff stał za nami i prawie płakał ze śmiechu.
― Wam się całkiem w głowach poprzewracało?! ― krzyknęłam. ― To nie jest śmieszne! Myślałam, że coś się stało. ― uderzyłam brata w ramię. ― Kretyni! ― nie wierzyłam w to, co zrobili. Dla nich to było śmieszne, a ja miałam w głowie same czarne scenariusze. Przez te tygodnie, prawie zapomniałam, że ich mózgi zatrzymały się dziesięć lat wcześniej. ― Czasami Was nienawidzę. ― naburmuszyłam się, bliźniaki mocno mnie przytuli, mówiąc, żebym się już nie gniewała. ― Ale zrobicie coś dla mnie. ― zażądałam. ― Nie będziecie pytać o to, co widział dzisiaj Jeff i o całokształt też.
― A co widziałeś? ― zdziwił się Al.
― Nasza owieczka była w dwuznacznej pozycji z Simonem i wymieniali ślinę. ― przewróciłam oczami. Al zagwizdał, po czym zaczął się śmiać.
― No dzieci po prostu. ― położyłam głowę na ramieniu jednego z braci. ― Tęskniłam za Wami debile. ― dałam im po całusie w policzek, po czym wstałam i ruszyłam w kierunku kuchni. ― Jeszcze raz mnie zostawicie, to Was zabije. ― zagroziłam. Otworzyłam lodówkę z nadzieją, że znajdę coś słodkiego, typu mleczna kanapka, jednak się przeliczyłam. ― Musimy jechać na zakupy! Nie ma słodyczy!
― Okres masz? ― zapytał jeden z nich, kiedy potwierdziłam, kazali mi się zbierać.
Zakupy zajęły nam prawie dwie godziny. Chłopcy kupili mi mnóstwo słodyczy, a potem zabrali jeszcze na pizze i lody. W tamtej chwili byłam najszczęśliwszym dzieckiem na świecie, a mój uśmiech, który nie znikał z mojej twarzy, powiększył się trzykrotnie, kiedy dojechał do nas Paul i Simon. Oboje usiedli obok mnie, ten drugi złapał mnie pod stołem za rękę. Czułam wzrok braci na sobie, ale nic sobie z tego nie robiłam. To gadanie z "błogosławieństwem" mogli sobie w buty włożyć.
― Co tam tatuśku? ― zagadałam do Paula. ― Też chcesz kupić coś dobrego dziecku? ― czarnowłosy zaczął się śmiać i kazał mi coś wybrać. ― Mogłoby tak być co miesiąc. ― mruknęłam. ― A wy co się tak patrzycie?
― Tatuśku? ― zapytał Jeff ze śmiechem. ― O czymś jeszcze nie wiemy? ― spojrzał na Simona, do którego byłam "przyklejona". Paul zaczął opowiadać, o co chodzi, a ja w tym czasie zamówiłam sobie białe Americano i szarlotkę z lodami.
― Będziesz miała jeszcze większy ten tyłek i nie będziesz chciała się nigdzie ruszyć. ― szepnął do mnie Simon.
― Zawsze możesz mnie nosić. ― mrugnęłam do niego i popatrzyłam na resztę, która nam się przyglądała. ― Co się tak patrzycie? ― zapytałam.
― Wytrzymajcie z tymi czułościami. ― mruknął Al. ― Przynajmniej dopóki my tu siedzimy. Nie chcę patrzeć, jak nasza młodsza siostrzyczka obciska się z naszym kumplem. ― przewróciłam oczami. Jednak nie zdążyłam nic powiedzieć, bo kelner przyniósł mi kawę i ciasto. Paul zapłacił od razu. ― I zostałeś sam Amigo. ― zaśmiali się, kiedy zajęłam się szarlotką. Nie chciałam tego komentować, aby nie ciągnąć dłużej tematu.
Po piętnastu minutach Paul i Simon musieli jechać. Pożegnałam się z tym pierwszym, mocno go przytulając, po czym dodałam, że szybko się mnie nie pozbędzie, bo chcę kontynuować nasze treningi. Chłopak powiedział, że przy następnym spotkaniu ustalimy grafik. Simon odciągnął mnie kawałek od nich, mówiąc, że ma do mnie prywatną sprawę.
― Umówisz się ze mną? ― cały czas trzymał mnie za rękę. Kiedy zgodziłam się, szeroko się uśmiechnął. ― Będę po ciebie wieczorem. ― cmoknął mnie w czoło. ― Możesz ubrać spodnie, spokojnie. ― powiedział, zanim zdążyłam otworzyć usta.
#####
Dzięki xDarkxQueen
1. Nie mam
2. Ogień
3. Mam wiele takich, ale najczęściej słucham:
4. Oprócz tej wyżej to
5. Kot
6. Nie ma bata haha
7. Nie wiem, waha się chyba między optymistką, a realistką
8. The Forest XD
! NASTĘPNE PYTANIA W KOLEJNYM ROZDZIALE!
########
WITAM I O ZDROWIE PYTAM!
Ogólnie to ten rozdział miał rozpocząć maraton, ale nie chce Was dłużej zostawić bez niczego. Mam nadzieję, że po wybiciu 10k wyświetleń, ucieszycie się, z dziesięciu rozdziałów w ciągu 24h! Po opublikowaniu tego rozdziału zostaną mi 2.5 rozdziału do napisania!
Miłego weekendu kochani! ❣️
Ps: dajcie znać, czy podoba Wam się rozdział 😇
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro