Cześć, nazywam się Simon.
Wracałam do domu w samotności. Heather i Pedro mieli jeszcze zajęcia, a mi nie chciało się na nich czekać. Nie zadzwoniłam po braci, bo chciałam zwiedzić okolice. Skoro miałam zostać w tym mieście, to musiałam je poznać. Mimo tej całej "afery" z mordercami, psychopatami i tak dalej, to czułam się bezpiecznie. Inni ludzie też się niczym nie przejmowali, wywnioskowałam tak, obserwując każdą osobę, która obok mnie przechodziła. Większość z tych osób się uśmiechała, niektórzy tylko mieli neutralny wyraz twarzy.
Miasto szczęśliwości, jasne Carly.
Do domu doszłam po prawie czterdziestu minutach. Przed bramą, zauważyłam samochód, który nie należał do moich braci. Weszłam na podwórze i z lekkim zawahaniem weszłam do domu. Wyskoczył na mnie Al, który miał podbite oko.
― Co Ci się stało? ― zapytałam na wstępie.
― Czemu nie dzwoniłaś? Przyjechałbym po Ciebie. ― zignorował mnie.
― Chciałam się przejść. Zwiedzić, czy coś. ― westchnęłam. ― Odpowiesz mi? ― uniósł brew, a ja wskazałam na oko.
― To nic takiego, Shawn mi zajebał, kiedy próbowałem mu wytłumaczyć, żeby dał spokój Heather. ― kiwnęłam głową. ― Chodź do kuchni, poznasz kogoś. ― westchnęłam i poszłam za bratem. ― Simon, poznaj naszą młodszą siostrzyczkę. ― spojrzałam na wysokiego bruneta. Miał wielkie, zielone oczy i uśmiechał się do mnie. Byłam świadoma tego, że widać to, że się przyglądam, ale jakoś nie zwracałam na to większej uwagi. Ten cały Simon, Był podobnej postury, co moi bracia. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie był przystojny. Był i to bardzo! ― Halo, owieczko! ― Al pomachał mi przed twarzą.
― Wybaczcie. ― nieco się speszyłam. ― Miło poznać. ― uśmiechnęłam się. ― Jestem Carly.
― Simon. ― wziął mnie za dłoń i ucałował. ― Nigdy bym nie powiedział, że taka ślicznotka mogłaby mieć wspólne geny z takimi debilami, jak Ci dwaj. ― zaśmiałam się.
― Nie zarywaj do niej. ― mruknął Jeff. ― Najpierw nasze błogosławieństwo. ― pokręciłam głową. ― Jak tam pierwszy dzień? ― zagadał. ― Dałaś radę? Czy wszystkie przerwy przesiedziałaś w kiblu.
― Nie najgorzej. ― przyznałam. ― Ta placówka całkowicie różni się od tej, do której chodziłam. ― uśmiechnęli się.
― Mówiłem, że tak będzie. ― ucieszył się jeden z nich.
******
Zjadłam obiad w towarzystwie braci i Simona, który cały czas mnie zagadywał. Chłopaki śmiali się, że to miłość od pierwszego spojrzenia, co mnie śmieszyło i jednocześnie peszyło. Nie lubiłam tematów miłości, w jakiejkolwiek formie.
Zadania domowe i nauka, zajęła mi prawie cztery godziny. Nie licząc atmosfery w szkole, zmienił się także poziom, który był o wiele wyższy. A to równało się z tym, że musiałam dłużej siedzieć przy książkach.
Kiedy zeszłam na kolację Simon wciąż u nas był. Nie obyło się bez skomentowania mojego stroju. Miałam na sobie krótkie, czarne spodenki dresowe i również czarną, koszulkę na cienkie ramiączka. Peszyło mnie to, że spojrzał na moje piersi.
― Wybacz. ― podrapał się w kark. ― To silniejsze ode mnie. ― nerwowo się zaśmiał, a po chwili ściągnął swoją zapinaną bluzę i zarzucił mi na ramiona. ― Schowaj je, to nie będę się gapił. ― zrobiłam to, o co mnie poprosił, ale czułam, że moje poliki zamieniły się w gorący węgiel. ― Może wyjdziemy gdzieś? Niekoniecznie jutro, może na weekend?
― Zobaczymy. ― blado się uśmiechnęłam. Miałam zamiar powiedzieć braciom, żeby mu powiedzieli jaka jestem i czego zazwyczaj nie robię. ― Gdzie chłopaki? ― zapytałam.
― Mają taką pracę, że w każdej chwili mogą być wezwani. ― westchnął. ― Nie wiem, czy Ci mówili, ale przez jakiś czas będę tu mieszkał. Mam nadzieję, że to nie jest dla Ciebie problem.
― Jak będziesz mi patrzył w oczy, to nie będzie mi przeszkadzać. ― zaśmiał się. ― Chcesz coś jeść? ― wzruszył ramionami. ― Może coś zamówimy? Bo oni jak zwykle nie mają nic ciekawego w lodówce. ― westchnęłam.
― Jasne, na co masz ochotę? ― wyciągnął telefon.
― Zaskocz mnie. ― uniósł brew. ― Nie jestem kobietą, która zawsze wie, co zje. Dostosuje się. ― chwilę się zastanowiłam. ― Tylko żeby było bez cebuli, ananasa, kiwi, szpinaku i grejpfruta. ― kiwnął głową.
― Włącz jakiś film, to obejrzymy! ― krzyknął, kiedy poszłam do salonu. ― Zamówiłem nam pizze. ― usiadł obok mnie. ― To trochę jak randka. ― znów poczułam ogień na policzkach. ― Wyluzuj. Nie zjem Cię. ― W tym samym monecie, drzwi otworzyły się.
####
Jeszcze nie wiem kto to, więc zakończę w tym miejscu.
Papa 💖
Rozdział nie był sprawdzany!
Proszę, by mi wytykać błędy!🤗
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro