Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Czas się pożegnać

Nadszedł dzień, kiedy Simon miał nas opuścić. Nie chciałam się  nim żegnać, w ogóle nie mogłam na niego patrzeć. To, co powiedział mi dwa dni wcześniej, dobiło mnie. Nigdy bym nie pomyślała, że on może mnie tak posądzić. Próbował ze mną rozmawiać, ale poprosiłam Shawna, aby trzymał go z daleka ode mnie. Czarnowłosy zaskoczył mnie pozytywnie, mówił, że jak wpadł do pokoju, kiedy mieliśmy się kochać, to chciał się z nim pogodzić ze względu na mnie. To było słodkie, starał się być blisko mnie, bez zbędnych sporów. 

― Simon niedługo jedzie. ― popatrzyłam na Heather, która nieśmiało weszła do mojego pokoju. ― Masz zamiar się z nim pożegnać? ― uniosłam brew. 

― Nie, po co? ― westchnęła, po czym usiadła obok mnie. ― O co Ci chodzi? ― zapytałam, zmęczona tym wszystkim. ― Żeby usłyszeć, że jestem suką? W końcu zepsułam mu ucieczkę, a żeby tego było mało, to jeszcze dzisiaj "zdradzę" go z Shawnem. ― prychnęłam pod nosem. ― Albo wiesz co? Jeszcze Willa wezmę, żeby ciekawiej było. ― dziewczyna popatrzyła na mnie wielkimi oczami. Wszystko mówiłam z tak wyczuwalnym sarkazmem, że to aż bolało. 

― A chętna jesteś? ― wspomniana dwójka parsknęła śmiechem. Rzuciłam w nich poduszką i zaczęłam przeklinać pod nosem. ― No nie denerwuj się już tak. ― mruknął William. ― Przyszliśmy z Tobą porozmawiać. ― brunetka mordowała ich wzrokiem. ― Skończyłyście gadać? ― uśmiechał się cwaniacko. ― Bo nas czas goni. ― dziewczyna prychnęła. 

― Nie jesteście pępkami świata. Próbuje ją namówić, aby się pogodziła  Simonem. ― oni spojrzeli na siebie, po czym usiedli u mnie na łóżku, uniemożliwiając mi ucieczkę. ― Co wy robicie? 

― Też chcemy z nią o tym pogadać. ― westchnęłam i oparłam się o jednego z chłopaków. ― Wiemy, że jesteś na niego wściekła, ale jak się z nim nie pożegnasz, to będziesz żałować. Nie ukryjesz tego przed nikim, że go kochasz. 

― Jesteście okropni. ― burknęłam. ― Nie możecie sobie odpuścić? Jestem tak samo rozumnym człowiekiem, jak i wy. Podejmuje decyzje i jestem w pełni świadoma konsekwencji. ― oni popatrzyli na mnie z cwaniackimi uśmiechami. ― Jak się zgodzę, to dacie mi spokój i weźmiecie mnie na frappe karmelowe. ― popatrzyłam błagalnie na Shawna, który tylko kiwnął głową. ― To, o której wyjeżdża? ― Heather spojrzała na godzinę i mruknęła, że za dziesięć minut. ― Pójdę teraz, potem Wy się będziecie żegnać. ― kiwnęli głowami i pozwolili opuścić pokój. ― Nie zabijcie się w tym czasie. ― rzuciłam na odchodne. 

Czułam ścisk w żołądku, nie chciałam się z nim żegnać, ale oni mieli rację, żałowałabym, gdybym się z nim nie pożegnała. Do tego, pomimo jego słów, to kochałam go albo przynajmniej wciąż byłam bardzo w nim zauroczona. Zanim zapukałam do jego drzwi, policzyłam do dziesięciu. Te kilka sekund czekania, aż mi otworzy, trwało wieczność. Miałam wrażenie, że z tych nerwów zaczęłam się pocić. 

― Stało się coś? ― zapytał smutno. Zaprzeczyłam, po czym mruknęłam, że chciałam się pożegnać. Chłopak wpuścił mnie do środka, a gdy zamknął drzwi, mocno mnie przytulił. ― Przepraszam mała. ― szepnął. ― Nigdy tego nie planowałem, chciałem być przy Tobie do końca. ― spojrzałam na niego, miał zaszklone oczy. 

― W porządku. ― dotknęłam jego policzka. ― Tak widocznie musiało być. Nic na to nie poradzimy. ― wzruszyłam ramionami. ― Dokąd wyjeżdżasz? ― odsunęłam się od niego i usiadłam na jego łóżku. ― on wzruszył ramionami, po czym zaczął wymieniać kilka miast, w których zawsze chciał mieszkać. ― Obiecasz mi coś? ― kiwnął głową. ― Nie pakuj się w kłopoty, znajdź sobie dziewczynę, ożeń się, zrób dzieciaki i bądź szczęśliwy. Trzymaj się z dala od tego gówna. 

― Już nigdy do mnie nie wrócisz? ― wzruszyłam ramionami. Nie wiedziałam, co będzie jutro, a co dopiero za rok, czy dwa. Przyszłość to jedna, wielka niewiadoma. ― Ty też mi coś obiecaj. ― kiwnęłam głową. ― Nie daj się więcej porywać i zawsze trzymaj się blisko Shawna. ― przekręciłam głowę. ― Gadałem z nim wczoraj. ― usiadł obok mnie. ― Powiedział, że wyznał Ci miłość, kiedy byliście na łasce Black Widow. ― westchnęłam. ― Nie powiedziałaś mi tego. ― zaśmiał się cicho. Kiedy chciałam coś powiedzieć, wyprzedził mnie. ― Nie gniewam się, na Twoim miejscu pewnie też bym nic nie powiedział. Zabiłbym go. ― przytuliłam go. ― Będę tęsknił. ― pocałował mnie we włosy. ― Odezwę się za jakieś dwa tygodnie, muszę pozmieniać wszystko: numer, nazwisko, wygląd. ― uniosłam brew. ― Przefarbuje się na blond. ― pokiwałam głową na "nie". ― Na czarno? ― uśmiechnęłam się, blond zdecydowanie by mu nie pasował. ― Jeszcze będę nosił okulary i inaczej się będę ubierał. ― westchnął. ― Kocham Cię, pamiętaj o tym. ― pocałował mnie. Oddałam pieszczotę, wiedziałam, że będzie mi tego brakowało. 

######

Jeszcze maksymalnie 16 rozdziałów i książka dobiegnie końca:(( 

*smuteczeg*


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro