Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ciche dni

Gdy wróciłam do domu, od razu powiedziałam braciom o spotkaniu Toma. Oni spojrzeli tylko na siebie, nie skomentowali tego. Dopiero wtedy przypomniałam sobie, że oni nigdy za sobą nie przepadali. Zawsze twierdzili, że chłopak miał zły wpływ na Gwen i na mnie, uważali, że właśnie jego winą było to, że byłam taka "zacofana". Miałam wiele kazań na jego temat, bali się, że Tom należał do jakieś sekty. Wyolbrzymiali, zresztą jak zwykle. Oceniali po pozorach i po tym, jak wyglądał. Był brunetem, ale lubił go zmieniać co jakiś czas. Przeważnie całe to "szaleństwo" z kolorami trwało tydzień, bo zawsze szybko zmieniał zdanie albo po prostu się nudził.

― Nawet nie myśl, że się z nim spotkasz. ― mruknął Alejandro, zanim zdążyłam im powiedzieć, że chciał się jeszcze zobaczyć. ― Pilnuj jej. ― spojrzał na Simona. ― On jest niebezpieczny. ― szczena mi opadła. ― Idź do pokoju. ― powiedział ― Masz zakaz wychodzenia sama z domu. ― zacisnęłam pięści, nie mogli tego zrobić. Nie byłam ich niewolnikiem.

― Muszę się z nim spotkać! ― tupnęłam nogą. ― Powiedział, że ma coś dla mnie od Gwen. Muszę się dowiedzieć, co się dokładnie stało. Dobrze wiecie, jacy są ich rodzice. Nic mi nie powiedzieli, a media tak to uogólniły, że głowa boli!

― Idź do pokoju! ― krzyknął Jeff. Zacisnęłam zęby i pobiegłam do pokoju. Trzasnęłam drzwiami i rzuciłam się na łóżko, zasłoniłam sobie oczy ręką i próbowałam się uspokoić. Nie chciałam ich widzieć, musiałam coś wymyślić, aby Simon zgodził się, abym pogadała jeszcze z Tomem. Tak czy siak, chciałam, aby poszedł ze mną. ― Wyjdź stąd. ― mruknęłam, nawet nie patrząc, kto wszedł do pomieszczenia.

― Mnie też nie chcesz oglądać? ― westchnęłam, po czym pozwoliłam mu wejść. Chłopak usiadł na łóżku i zaczął głaskać mnie po brzuchu. Popatrzyłam na niego błagalnym wzrokiem, mając nadzieje, że domyśli się, o co mi chodzi. ― Nie wiem, czy to dobry pomysł. Twoi bracia powiedzieli, że ten cały Tom nie jest bezpieczny. ― ugryzłam się w policzek, żeby nie zacząć się na niego drzeć.

― Nie znają go tak dobrze, jak ja. ― powiedziałam w końcu. ― Wiem, że nie wygląda na przyjemnego, ale nie jest złym człowiekiem. Zawsze martwił się o mnie i o Gwen. ― usiadłam.

― Obiecaj mi, że nie będziesz nic kombinować. Postaram się z nimi jeszcze pogadać i pojadę z Tobą na spotkanie. ― przytuliłam go. ― Już się tak nie wściekaj, bo cała płoniesz. ― dotknął moich policzków.

*******

Rano obudził mnie Jeff, mówiąc, żebym zbierała się do szkoły. Nie odezwałam się do niego, tylko poczekałam, aż wyjdzie z pokoju. Ogarnęłam się w łazience, po czym wróciłam do pokoju i ubrałam się w czarne jeansy i czarny sweterek z dekoltem "V". Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i wyszłam z pokoju. W kuchni siedzieli moi bracia i przeglądali coś na telefonach. Nie odzywając się, otworzyłam lodówkę, po czym wyciągnęłam jogurt do picia.

― Wyspałaś się? ― zagadał jeden z braci. ― Obrażasz się dłużej niż przez to, co zrobiliśmy ostatnio. ― wzruszyłam ramionami. ― Owieczko.. ― Al podszedł do mnie i chciał mnie przytulić, ale nie pozwoliłam mu na to. Wyminęłam go i poszłam w stronę drzwi wyjściowych, miałam zamiar wyjść wcześniej. Chciałam zadzwonić do Simona i poprosić, żeby przyjechał. ― Gdzie idziesz? ― zatrzymał mnie.

― Do szkoły. ― mruknęłam beznamiętnie. ― Simon po mnie przyjedzie. ― odwróciłam się i wyszłam z domu i od razu wybrałam numer do chłopaka.

SIMON: Halo? 

― zapytał zaspanym głosem. 

CARLY: Obudziłam Cię? 

― ziewnął. 

SIMON: I tak miałem wstawać za dziesięć minut. Coś się stało? 

CARLY: Przyjechałbyś po mnie po szkole? Kończę przed czternastą.

SIMON: Jasne kochanie, teraz jedziesz z braćmi? 

― podrapałam się w kark, wiedziałam, że jak powiem mu, że idę na pieszo, to będzie chciał przyjechać. Nie chciałam, żeby siadał zaspany za kółko, bałabym się, że coś mu się stanie. Jednak nie mogłam go okłamać, bo pewnie miałby problemy z moimi braćmi.

CARLY: Idę na pieszo. Nie odzywam się do nich. 

SIMON: Martwią się o Ciebie. Gdzie jesteś? Przyjadę po Ciebie. 

― Podwieźć Cię? ― zapytał Shawn, który nie wiadomo skąd się wziął. 

SIMON: Kto to? 

― zapytał podenerwowanym głosem. 

CARLY: Shawn, może pojadę z nim. Nie rób sobie kłopotów. 

SIMON: Napisz do mnie, jak dojedziesz do szkoły. Jeśli coś będzie odwalał, mam o tym od razu wiedzieć. 

CARLY: Jasne.

Rozłączyłam się. Popatrzyłam na Shawna, który stał z założonymi rękoma. 

― Tam mam auto. ― mruknął. ― Chodź, bo się spóźnimy. ― kiwnęłam głową i ruszyłam za chłopakiem. Gdy byliśmy już obok samochodu, ktoś złapał mnie od tyłu.

― Hej mała. ― mruknął Tom. ― Mogę Cię na chwilę porwać? ― Shawn mordował chłopaka wzrokiem. 

― Nie strasz mnie! ― uderzyłam go w ramię. ― Wiesz, że tego nie lubię. ― zaśmiał się. ― Chętnie bym z Tobą pogadała, ale śpieszę się do szkoły. ― zastanowiłam się chwilę. ― I bracia zabronili mi z Tobą rozmawiać. 

― Dalej się boją, że wciągnę Cię do jakieś sekty? ― uniósł brew. ― Dobra, zadzwonię do Ciebie później. ― cmoknął mnie w policzek i poszedł w stronę, z której przyszedł. 

#######

3/10 

kolejny o 16;30




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro