Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝟯𝟰: demony naszych rodzin


Od kilku minut leżała w ciepłym łóżku, praktycznie po samą szyję okryta kołdrą, która otulała ją swoim ciepłem i puchatością. To był jeden z jej ulubionych elementów wystroju tego miejsca, które dzięki kilku skrzatom domowym, podczas ich nieobecności, zamieniło się w przyjemny do życia domek. I Alyssa była niemal pewna, że mogłaby żyć w nim już do końca swych dni, pod warunkiem, że Barty lub Czarny Pan nie wzywaliby jej po coś na zewnątrz. Leżała spokojnie w ciemności, myśląc i słuchając jak szumi woda lecąca z prysznica. Jej myśli błąkały się w różne strony, nie zagłębiając się w żaden z tematów, aż w końcu dotarła do swojej rodziny. Z ojcem nigdy nie miała najlepszych stosunków, ale ten doskonale wiedział kim jest Sam-Wiesz-Kto i w życiu nie byłby dumny z tego, że jego córka tak chętnie wstąpiła w jego szeregi. W sumie nieszczególnie był dumny, gdy powiedziała mu, że zamiast zwykłej, mugolskiej szkoły woli jechać do Hogwartu. Chciał całkowicie pominąć jej umiejętności magiczne i na siłę robić z niej kogoś zwykłego, czego do tej pory nie mogła mu wybaczyć. Kochała czary i magię, nie wyobrażała sobie życia bez niej.

Matką okazała się dostojna Narcyza Malfoy, niegdyś Black, skłócona z dwiema starszymi siostrami, tak skrajnie od siebie różnymi. Zmuszona do kontaktów z jedną z nich, a także do poślubienia Lucjusza, który najwidoczniej wolał szukać pocieszenia w ramionach dziwek, niż żyć z własną żoną, z którą miał przecież masę czasu, aby się dogadać. Robiąca wszystko dla rodziny, piękna i elegancka. Prawdopodobnie jeśli byłaby trochę bardziej chętna do rządzenia czymkolwiek, jej mąż byłby rozstawiony po kątach i chodziłby jak w zegarku. Z krwią Blacków w żadnym stopniu nie należało zadzierać.

I był też Draco, jej przyrodni, a zarazem młodszy brat, którego właśnie tak - szczęśliwym zrządzeniem losu - od zawsze traktowała. Był jej przyjacielem, powiernikiem oraz najbliższą jej osobą, gdy chaos ogarniał jej nieuporządkowane myśli, a także najlepszym korepetytorem, gdy chora leżała w skrzydle szpitalnym i trzeba było jej tłumaczyć zaległe lekcje. Ich matka musiała urodzić i zaraz niedługo po tym zajść w drugą ciążę. Urodziła się przecież czwartego września, a on piątego czerwca. Dzieliło ich ledwie dziewięć miesięcy. Zawsze uznawali to za idealne pole żartów, które teraz okazały się prawdą.

— Nad czym tak intensywnie myślisz? — spytał cicho Barty, przyciągając ją do swojej piersi i przytulając. Odetchnęła głęboko, wciągając ziołowy, lekko gorzki zapach jakiegoś płynu do kąpieli, mocno zmieszany z jego zapachem. Opuszkami palców przejechała po jego klatce piersiowej skalanej kilkoma bliznami i odrapaniami, których historii nie zdążyła jeszcze poznać. Uniosła głowę do góry, a on nawet w tych ciemnościach mógł dostrzec jej zastygłą w pytaniu buźkę. — Większość jest prosto z Azkabanu. Wszyscy mówią, że to dementorzy są najgorsi i że to czarna strona jest tą złą, ale to nie prawda. Dementorzy praktycznie nie tykają tych "złych do szpiku kości", bo już podczas jego pierwszego przybycia mieli umowę z Lordem. Naprawdę nie wiem jak on się z nimi dogadał, ale wychodzi na to, że ma to związek z ich twórcą. Nie mam pojęcia.

— Ale jeśli to nie dementorzy, to kto ci to zrobił? — spytała, obawiając się odpowiedzi. Do tej pory bała się myślenia, że świat nie jest biało-czarny, a skąpany w szarości, ale sądziła, że już czas się przemóc. Musiała wiedzieć. — Aurorzy?

— Tak. Nie tylko Moody jest znany z tego, że lubi intensywnie zabawiać się ze swoimi więźniami. — Skrzywił się, ale ciepło idące od mniejszego ciała w jego ramionach, sprawiło, że nie było mu tak źle o tym opowiadać. Z małym uśmiechem objął ją ciaśniej, zatapiając nos i usta prosto w jej włosy i wzdychając z ulgą. — Nieraz z ich wizytacji wylizywaliśmy się ledwo co. Z zakażonymi ranami, zakrwawionymi szatami i masą innych, znacznie bardziej psychicznych problemów. Nie wytrzymałem. Błagałem i płakałem, żeby rodzice mnie stamtąd wyciągnęli. I gdyby nie fakt, że ojciec nigdy matki nie kochał, prawdopodobnie nie wydostałbym się stamtąd.

— Chciałabym ją poznać, wiesz? Wydawała się naprawdę przeodważną kobietą. A twój ojciec to straszny dziwak. Jak siedział przy tym stole, to wyglądał tak, jakby chciał być lepszy od Ministra — prychnęła zdegustowana, w myślach przywołując obraz Bartymeusza Seniora. Wydawał jej się okropnie dwulicowym, niemiłym człowiekiem, którego za nic w świecie nie zrozumiałaby, a sama jego obecność ją odpychała. — Czy on przypadkiem nie przegrał z Knotem o ten stołek?

— Przegrał i to przeze mnie. Mieli go mianować chwilę po procesie, w którym brałem udział. Ale wtedy ten parszywy drań się wygadał i złapali mnie. Reakcja tłumu była niesamowita. No bo kto by się spodziewał, że syn jednego z lepszych kandydatów na Ministra, będzie należeć do Śmierciożerców? O całą resztę postarała się Rita, wiesz, ta dziennikarka. Była wtedy sekretarzem, ale chętnie porzuciła tą funkcję, aby wznieść się na wyżyny dziennikarstwa z tak gorącą plotką. Wywalili ją za to z Ministerstwa, ale chyba nigdy nie widziałem jej szczerze zmartwionej, nawet wtedy. Raz dwa stała się redaktorem naczelnym w Proroku, a od czasu jej wyrzucenia, na sekretarzy zaczęto nakładać przysięgi milczenia, bo wiedza jaką mogła rozpowszechnić, skutecznie wzniosłaby bunt w Anglii. Z Skeeter nie warto sobie pogrywać, naprawdę. Nigdy, przenigdy. Bo jeśli ktoś na świecie jest w stanie znaleźć haka na kogoś z starszego pokolenia, to jest to właśnie ona.


✽✽✽✽✽

Mamy tysiąc wyświetleń! Jeju, jestem taka zaskoczona wynikiem tego opowiadania, że sobie tego nie wyobrażacie. Kiedy zaczynałam je pisać, sądziłam, że będzie to krótka opowiastka i nic więcej. Miało być wręcz na odwal się, byleby coś było, a decyzja o napisaniu go była tak spontaniczna i nieprzemyślana, a jednak jesteśmy tutaj, na 34 rozdziale i powoli - wręcz w slow motion - zmierzamy w stronę końca. Jak widzicie, w ostatnim czasie postawiłam na budowanie relacji naszych bohaterów, jednak już niedługo, zaczynamy z właściwą akcją - drugim i trzecim zadaniem. I będzie się działo! A teraz idę pisać następny. Kto wie, może dzisiaj też wrzucę z trzy? Przekonacie mnie jakoś? c;

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro