𝟭𝟴: teorie tracey
— W ogóle, to wyglądało tak śmiesznie, gdy mdlałaś — zaśmiała się Tracey, energicznie wymachując widelcem, dzięki którym zajadała się swoją sałatką z rzodkiewką, oliwą i pomidorkami koktajlowymi. Malfoy spojrzał na nią z niesmakiem, a później okroił kawałeczek od swojej nadziewanej pieczeni i z dziwnym roztargnieniem odwrócił się w stronę Teo. Lyssa bacznie śledziła jego ruchy, ale ostatecznie zwróciła się w kierunku swojej rozmówczyni, która patrzyła na nią zaciekawionym wzrokiem. — Jeśli to nie Malfoy, to kto?
— Co? O co ci chodzi? — spytała cicho, licząc w duchu na to, że dziewczyna nie odpowie i przestanie ciągnąć ten dziwnie rozpoczynający się temat. Prawdopodobnie znowu miała jakąś chorą teorię na temat życia uczuciowego i musiała koniecznie się nią podzielić.
— Myślę, że jesteś zakochana. Stawiałam na Draco, bo teraz spędzasz z nim tyle wspólnego czasu, że aż czasami robię się o ciebie zazdrosna! Chociaż to trochę głupie, przyznaję. Zachowujecie się bardziej jak rodzeństwo, niż jak para. — Pokiwała energicznie głową, jakby odkryła jakąś niesamowitą tajemnicę. Zaczęła rozglądać się po Wielkiej Sali, szukając jakiegoś chłopaka, który byłby zainteresowany jej ukochaną przyjaciółką, ale prócz kilku osób śmiejących się z wczorajszego wydarzenia, nie zauważyła nikogo. — A może to Krum?! — Patrzyła zaciekawiona jak Fong wypluwa wodę z ust, a później szybko wyciera serwetką brodę, po której spływał przeźroczysty płyn. Zaśmiała się, widząc okrutnie złe spojrzenie swojej przyjaciółki.
— Tracey, na Merlina! Zakochana to ja mogę być co najwyżej w eliksirach, bo ostatnio spędzam nad nimi długie godziny, by w ogóle ogarniać co się tam dzieje — zawołała zła, a później odeszła od stołu, wychodząc z Wielkiej Sali. Jej przyjaciółka patrzyła za nią, zupełnie zaskoczona nagłym wybuchem Lyssy. Dziewczyna zawsze śmiała się z jej żartów i często chwaliła ją za tak kreatywne podejście do życia. Teraz jednak coś było nie tak, a Fong w ogóle nie chciała się przyznać o co chodzi, skrzętnie trzymając to tylko dla siebie.
Czwartoklasistka, która właśnie opuściła salę, omalże nie wpadła na nauczyciela OPCM-u. Chciał ją przywitać i spytać się czy spokojnie odpoczęła, ale ona burknęła jedynie „przepraszam" i wyminęła go, nawet nie zwracając na niego uwagi. Jego magiczne oko przeszyło stół Slytherinu, przy którym brakowało Zabiniego i Greengrass. Może ta dwójka znowu coś odwaliła i Alyssa jest na nich zła? Teorii, które urodziły się w jego głowie mógłby pozazdrościć mu sam Moody, spec od niesztampowego i kreatywnego podejścia do sprawy, często będący kilka kroków przed osobami, które w istocie rzeczy tropił. Do tej pory nie wiedział, jakim cudem z Glizdogonem zepchnął go w kozi róg, obezwładnił i umieścił w jego własnym kufrze. Cała ta akcja wydawała mu się bardzo nierealna i właściwie udana dzięki szczęściu, a nie umiejętnościom, których przecież miał tak dużo. Im częściej się nad tym rozwodził, tym mniej wierzył samemu sobie, dlatego utykając zaczął zmierzać w kierunku stołu pedagogicznego, odprowadzany przez spojrzenia uczniów. Jedne były zachwycone jego osobom, jak i jego lekcjami. Drugie wręcz przeciwnie, nie kryły tej obrzydzonej iskry. Inne neutralne lub z dystansem. Ale patrzyli się niemalże wszyscy.
Dokuśtykał do stołu i ciężko usiadł na krześle. Snape siedzący obok niego skrzywił się mocno, jakby coś niesamowicie śmierdzącego usiadło obok niego. Nawet jeśli, profesorowi to nie przeszkadzało. Zdrajca, zasłużył sobie na co najmniej kilkanaście Cruciatusów. Wyratowany przez Dumbledore'a, odwrócił się plecami do Czarnego Pana, który wyratował go z o wiele większych kłopotów niż Azkaban. Ścierwo, które nie zasługiwało na łaskę.
— Mam nadzieję, że panna Fong czuje się już znacznie lepiej. — Drżącą dłonią złapał za puchar, doskonale grając swoją rolę starego, upierdliwego piernika. Zamoczył usta w napoju, a później przeklął pod nosem, sięgając po swoją piersiówkę i pijąc z niej tęgi łyk. Widocznie wyszło to przekonująco, bo nieprzychylny wzrok Severusa osiadł na nim po paru sekundach.
— Nie musiałeś jej zwalniać z lekcji. To tylko głupie zadurzenie chłopakiem, skoro jest głupia, reaguje głupio. — Jej głos świadczył o tym, że chciał jak najszybciej zakończyć tą rozmowę.
— Fong zasłabła, ponieważ bardzo źle sypia. Jej koleżaneczki z dormitorium dręczą ją bez wyraźnego powodu pod twoim nosem, a ty ją nazywasz głupią. Nic dziwnego, że twoi podopieczni ci nie ufają! Idiota! — zagrzmiał, a kilka par nauczycielskich oczu zwróciło się w ich stronę. Severus z gniewem zmiął przekleństwo w ustach. Wstał, a następnie opuścił Wielką Salę, nie pozwalając sobie na tego typu docinki. Jego czarna szata zamiatała podłogę, ale podszywaniec wiedział, że idzie prosto do dormitoriów Slytherniu. Przecież nie mógł pozwolić sobie na to, aby takie kłamstwa plamiły jego honor nauczyciela. A najlepiej udowadniać takie rzeczy u źródła, czyż nie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro