Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝟯𝟳: matka i jej mąż


Alyssa rozglądała się dookoła, patrząc na wielki ogród i podnoszące się co chwilę pawie ogony. Dziwiło ją to, że te dumne zwierzęta podążają swoimi ścieżkami wśród zasp i śniegu, ale widocznie mróz nie był dla nich tak rażący, jak mogłoby się wydawać. Krzewy, nawet jeśli chwilowo bez liści, wyglądały okazale i dostojnie, tak samo jak dwór, który znajdował się na końcu tej wysypanej żwirem alei. Odetchnęła głęboko kilkukrotnie, nie do końca pewna, czy chce zrobić to, co ma zamiar zrobić. Uchwyciła w dłoń ogromną, posrebrzaną kołatką, prawdopodobnie wartą o wiele więcej niż cały jej dobytek wzięty razem z nią i zapukała. Na początku wydawało jej się, że nikogo nie ma w domu, ale później jedno skrzydło drzwi otworzyło się. Przeszła przez nie, dostrzegając wytwornie ubranego skrzata, którego nos niemalże dotykał ziemi. Z westchnieniem zrobiła jeszcze kilka kroków, kierując się w stronę prawego skrzydła dworku. Z tego co wiedziała, to właśnie w tamtej części domu znajdował się salon, w którym ostatnio rozmawiała z arystokratami.

— Nie, panienko. Państwo oczekują na ciebie w gabinecie. Grzebyk zaprowadzi. — Drzwi zamknęły się z cichym kliknięciem, a dziewczyna została poprowadzona w stronę schodów. Po wejściu na piętro przemierzyli kilka korytarzy, aby ostatecznie znaleźć się na środku średnich rozmiarów pomieszczenia z ogromnym biurkiem i regałami zawalonymi książkami. Państwo Malfoy siedzieli - Lucjusz w ogromnym fotelu, a Narcyza mniejszym, widocznie dostawionym z innego pomieszczenia - za blatem i wpatrywali się w nią. Skrzat zniknął, a ona została sama przeciwko Malfoyom - w rozdartych jeansach i przydużej, materiałowej kurtce. Nie mogła się przecież pokazać u ojca w eleganckiej garderobie, którą sprawiła sobie za pieniądze podarowane jej przez matkę lub przy pomocy zaklęć.

— Witaj, Alysso. — Narycyza uśmiechnęła się do dziewczyny przyjaźnie, a ona kiwnęła głową, zupełnie nie zwracając uwagi na zamyślony wzrok męża, który kierował wzrok na młodą dziewczynę. Kobieta wstała, podchodząc do córki i zamknęła ją w mocnym, matczynym uścisku, którego nie można było porównać do czegokolwiek innego. Fong odetchnęła kilkukrotnie, wiercąc się w miejscu, zupełnie nieprzyzwyczajona do czułości i miłości. Bawiła się pierścieniem na palcu, w myślach błagając, by dodał jej chociaż trochę siły. — A więc już wiesz.

— Tak, pani Malfoy. I niech pani nie myśli, że chcę mieć z tego jakiekolwiek profity, bo nie po to tu przyszłam. Chciałam po prostu porozmawiać, zobaczyć jak to jest mieć rodzica, a później wrócić do swojego życia. — Uśmiechnęła się, patrząc na swoją matkę i na jej męża z innego pryzmatu niż zazwyczaj. Kiedyś zastanawiała się jak to wszystko wygląda od ich strony, a teraz nie chciała się w to wtrącać. Był krótki okres gdzie miała ich za zdrajców, a teraz nie mogła sobie podarować, że tak łatwo uwierzyła w pierwsze lepsze słowa wypowiedziane przez nich w akcie manipulacji. Była na siebie zła na to. — I raczej nie oczekuję, że nagle będziemy rodziną. Mi jest lepiej bez niej. Draco i tak od zawsze traktowałam jak młodszego brata, państwo zawsze byli przeze mnie szanowani, więc raczej tego nie przeskoczymy. Po prostu ten jeden raz, dobrze?

— Jesteś zaręczona, moja droga? — spytał nagle Lucjusz, dostrzegając srebrny pierścień na jej palcu. Kobieta uniosła go do góry i zastygła w niemym okrzyku zachwytu, patrząc to na biżuterię, to na swoje dziecko. Malfoy wstał, a jego platynowe włosy rozsypały się na plecach, gdy swoim obłędnym, sunącym krokiem podchodził do niej. Ujął jej dłoń, przyglądając się błyskotce z zaciekawieniem. — Jeśli się nie mylę, ten pierścień należał jeszcze do Roweny Ravenclaw. Był częścią biżuterii rodowej, razem z kolczykami, kolią oraz diademem. O ile mnie pamięć nie myli, cały zestaw został nieodwracalnie rozerwany, a jego pojedyncze elementy uznane za zaginione. To cenny dar, musi więc stanowić przyrzeczenie dla jakichś górnolotnych uczuć.

— Nie myli się pan, Panie Malfoy. Dostałam go w dzień Balu Bożonarodzeniowego. Nie wiedziałam, że jego wartość materialna jest tak wielka, może jednak pan być pewien, że jeśli chodzi o sferę duchową, nie oddałabym go nigdy i nikomu. Zwłaszcza, że splotłam go z swoim rdzeniem magicznym. — Zszokowany wyraz twarzy był tym, co chciała uzyskać. I widziała go na tej pociągłej, arystokratycznej twarzy. Po chwili jednak zniknął, a jego twarz na powrót stała się obojętna i szlachetna. Wprawdzie rozminęła się trochę z prawdą - przedmiot jeszcze nie był z nią związany, jako że nie do końca udało jej się namówić Barty'ego na zbliżenie. Wszystko jednak było na jak najlepszej drodze, by mogli dzielić coś, co dla czarodzieja będzie najważniejsze - magię.

— Pozostaje mi życzyć ci, aby osoba, której ofiarowałaś tak wiele, faktycznie była tego godna, a jak nie, to przynajmniej mogła odpłacić ci podobną wartością. — Blady uśmiech pojawił się na ustach Narcyzy, gdy zobaczyła to przychylne spojrzenie. Nie sądziła, że kiedyś będzie mogła porozmawiać z Alyssą jak matka z córką. Tym bardziej nie sądziła, że jej dziecko będzie już zaręczone, prawie związane i gotowe na dzielenie życia z jedną osobą aż do śmierci i to z własnej woli. — Może zostaniesz u nas na obiad? Severus także ma w nim uczestniczyć, więc niedługo przybędzie. Wtedy od razu udasz się z nim do Hogwartu, bo taki był twój plan, prawda?

— Tak, bardzo chętnie. Dziękuję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro