Rozdział 3. Pożar cyrku.
Minął tydzień od kąt Jason i jego przyjaciele są z nami. Jesteśmy w następnym miejscu gdzie mamy wystąpić. Obecnie tańczyłam robiąc akrobacje na linie. Reszta pewnie też ćwiczyła przed pokazem. W pewnej chwili poczułam, że robi się gorąco. Było jak w piecu. W dodatku czułam... Zapach dymu! Chciałam iść do drabiny by zejść ale kręciło mi się w głowie. Poczułam jak lina pęka, a ja spadłam z dużej wysokości na ziemie. Strasznie rozbolała mnie ręka.
-Marionette!- Usłyszałam krzyk Maxa. Spojrzałam na niego. Biegł na mnie ale nagle jedna z kolumn trzymająca namiot cyrkowy spadł na niego. Poczułam łzy w oczach.
-Max!- Krzyknęłam przerażona i kaszlałam. Ostatnie co poczułam to czyjś dotyk. Potem była ciemność.
(Perspektywa Jasona)
Wybiegłem z płonącego namiotu cyrkowego z Katy na rękach. Była nie przytomna. Podbiegłem do Jacka, Candyego i Puppeteera i Jacka. Byłem brudny od popiołu. Nie tylko ja. Klęknąłem i położyłem Marionette na ziemi. Puppet od razu sprawdził jej oddech.
-Na szczęście żyje.- Powiedział i zaczął wycierać mokrym kawałkiem materiału jej twarz.
-Reszta zginęła. To chyba robota Zalgo.- Powiedział w nerwach Jack.
-Trzeba będzie powiedzieć pozostałym.- Powiedziałem gdy Jack wziął Marionette na ręce. Puppeteer założył plecak chyba z rzeczami Katy. Zaczęliśmy iść.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro