9. Promienie słońca i powiewy wiatru.
༘✶𓆝 𓆜 ––––——༘𓆝༘ ⋆————–˚ ༘✶ ⋆。˚𓆟
Od pojawienia się Cyno w zatoce minął niemal rok, a ich relacja mocno się zacieśniła. Nie było więc dziwnym, że gdy tylko pojawiały się promienie słońca, Tighnari wychodził na brzeg i wygrzewał się w nich, na oczach Cyno. Sam człowiek nie śmiał ingerować w jego dziwny cykl.
- Lubisz słońce? - zapytał Cyno, korzystając z przerwy. Bujał się delikatnie na swojej huśtawce, stworzonej miesiące temu.
- Wydaje się jakby było z kompletnie innego świata niż moja mała zatoka - powiedział jedynie syren, nadal ze zmrużonymi oczami. Przeciągał się, jakby kusicielsko. Jego ruchy wyglądały zupełnie jak mały rytuał, taniec, który wykonywał na piachu.
I rzeczywiście nim był. Wykonywany przez syrena nieświadomie, w celu zaimponowania partnerowi i ukazania każdej swojej cnoty i zaprezentowania wszystkich zalet swojego ciała.
Był na swój sposób tradycją, która płynęła w żyłach syrena.
- Ale mimo tego całego opalania to wciąż jesteś blady jak trup... - westchnął Cyno odrobinę się martwiąc.
Syren momentalnie zaprzestał, spinając się. Uniósł się do pionu ze zmarszczonym czołem i równie skrzywionymi brwiami, okropnie wściekły. Przestał wykonywać jakiekolwiek ruchy o zacisnął pięści. Nienawidził, gdy ktoś źle mówił o jego wyglądzie.
- Sugerujesz, że jestem brzydki? - zapytał, a jego źrenice się zmniejszyły.
Cyno jakby pobladł na twarzy i energicznie pokręcił głową.
- Nigdy w życiu, Tighnari - pokręcił energicznie głową i zatrzymał się, wbijając pięty w ziemię. Podniósł się z huśtawki i przycisnął ręce do swoich ud. - Jesteś najpiękniejszym co kiedykolwiek zobaczyłem. Przepraszam. Chodziło mi o to, że jesteś blady, ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Ta bladość dodaje ci uroku - tylko tyle był w stanie powiedzieć, jednak to wystarczyło, by Tighnari odrobinę się uspokoił. Machnął ogonem, krzyżując ręce i przyglądając się człowiekowi, który powoli do niego podszedł.
- Czyżby? - zapytał, gdy Cyno przed nim uklęknął.
- Jak mógłbym cię przeprosić? - zapytał i jednym z kolan oparł się o piach. - Czy teraz zaakceptowałbyś propozycję skorzystania z huśtawki? - padło.
Tighnari mocno się zawahał, gdy Cyno delikatnie rozłożył ramiona i wyciągnął do niego rękę, jakby zapraszając go do siebie. Miałby nad nim całkowitą kontrolę, a także mógłby go uwięzić i zabić... Ale z drugiej strony, ten nigdy nie wykazywał jego chęci. Nie miał żadnego ukrytego motywu, którym mógłby się kierować. Nawet jego bursztynowe oczy nie wykazywały ani krzty niepewności.
Syren wyciągnął niepewnie dłoń, jednak na początku jedynie zetknął ze sobą opuszki ich palców, gładząc je spokojnie. Miał mu całkowicie zaufać? Człowiekowi? Gatunkowi, który wybił całą jego rasę?
Złapał go w końcu za rękę, na co ten drugi z ostrożnością otoczył go ramionami. Wsunął dłoń na jego plecy oraz pod ogon, podnosząc go z niemałym wysiłkiem. Kolana człowieka ugięły się na moment.
- Trzymam cię - zapewnił.
Tighnari otoczył jego szyje ramionami i przyłożył głowę do jego piersi, zaciskając mocno oczy. W końcu Cyno powoli ruszył w stronę huśtawki, co jakiś czas szeptając, że jest w porządku, bo to było właśnie coś czego syren potrzebował.
Nie był w stanie opisać tego co teraz czuł. Był to strach, ale poza nim jednocześnie nieśmiała radość. Jego oddech był nierówny, co próbował ukryć, chowając twarz w materiale, który miał na sobie człowiek. Policzki zarumienione, a sam nie był nawet pewien czy zaciskał dłonie na karku towarzysza, czy też wisiał bezwładnie, tracąc czucie całkowicie.
Jeśli chodzi o Cyno, sam był niezwykle rozdrażniony, wszelkimi odgłosami. Gdy podnosił syrena, czuł jak gdyby zaraz miał upaść. Nie spodziewał się, że będzie tak ciężki i duży, Jednak to nie przeszkodziło mu wcale w pokazaniu mu czym była ludzka radość, z czego się brała. Mocno przycisnął mokre ciało do swojej piersi, posyłając syrenie pokrzepiający uśmiech. Nie mógł uwierzyć, że zasłużył na takie zaufanie. Bał się go utracić. Kurczowo trzymał drugiego, nie pozwalając na to, by mu się wyślizgnął i jednocześnie szedł spokojnie.
Patrzył niemal bez wytchnienia na jego twarz. Wydawało mu się, że było to jedyne, czego potrzebował. Mógł oddać życie, patrząc na te młodzieńcze rumieńce i niewinne oczy. Tą bladą skórę, wybijającą się dzięki ciemnym kosmykom włosów.
Gdy stanął na przeciwko swojego biednego dzieła powoli posadził syrena na huśtawce, puszczając go z ogromnym wahaniem. Nie był pewny czy ta wytrzyma. Ale wytrzymała. Nie mógł nacieszyć oczu.
Powoli zbliżył dłonie do twarzy drugiego i odgarnął jego włosy, chowając je za pokaźnymi uszami. Były wilgotne. Kropelki wody spływające po jego szyi dodawały mu uroku.
Wszystko wydawało się takie nierealne w tej chwili.
- Złap za sznury - powiedział Cyno i obszedł powoli syrena dookoła. Pochylił się nad nim i złapał za skrawki deski od tyłu. Powoli zbliżył się do jego ucha, na co Tighnari zadrżał, wbijając wzrok uparcie w ziemię, aż do momentu w którym usłyszał szept. - A teraz musisz mocno się trzymać. Unieś nieco ogon.
Cyno pociągnął nieco za huśtawkę, gdy Tighnari zrobił to wszystko i następnie pchnął ją delikatnie. Ta zabujała się delikatnie, z każdym pchnięciem wylatując coraz wyżej, jednak tylko do określonej przez Cyno wysokości, który delikatnie odpychał Tighnariego, co jakiś czas łapiąc go za plecy.
Po raz pierwszy w życiu, Tighnari poczuł we włosach wiatr, który delikatnie gładził jego twarz. Z wrażenia musiał zamknąć oczy, czując najpierw zimno, które otuliło jego ciało. Pierwsze kołysania zniósł z drobnym wysiłkiem. Nie potrzebował jednak wiele, by na jego twarzy pojawił się uśmiech. Bardzo szeroki, radosny uśmiech.
Nie rozumiał czemu się cieszył. Czuł się jakby targały nim morskie fale, lecz to sprawiało więcej przyjemności. Z jego gardła uciekł pierzchliwy śmiech, który rozgonił ciszę. Jakby zabarwił ten wspaniały moment z jakim oboje mieli do czynienia.
Z resztą, nie tylko Tighnari się cieszył. Cieszył się również Cyno, rozkoszując się pchnięciami w stronę Tighnariego, jego miękką skórą, której miał okazję dotknąć jego radością, jego śmiechem. Rozkoszował się wszystkim co widział, słyszał i czuł w tym momencie. Nie mogła istnieć inna chwila, która byłaby jednakowa do tej. Żadna inna nie mogła być nawet podobna. Ten na pozór zwykły moment, był unikatowy.
- Cyno! - zawołał radośnie syren i znów się zaśmiał. - Huśtawki są wspaniałe - nic nie mogło opisać radości jaką odczuwał w tym jednym momencie po tylu minionych latach. Nigdy wcześniej nie założyłby, że jeszcze kiedyś jeszcze będzie czuł się tak... wspaniale.
Być może właśnie to sprawiało, że był taki wyjątkowy. Był ograniczony.
Cyno obiegł szybko huśtawkę i zatrzymał się przed nią, odpychając jeszcze chwilę Tighnariego. W końcu jednak złapał za sznurki huśtawki, widząc, że to nie przynosi mu już więcej tak dużej radości. Huśtawka zatrzymała się po kilku szarpnięciach, a Cyno w końcu mógł zobaczyć zarumienione ze szczęścia poliki syrena, a w dodatku utwierdzić się w przekonaniu, że jego oddech przyspieszył z przejęcia.
- Cyno, chce dotknąć trawy - usłyszał łagodne żądanie, którego nie zawahał się spełnić. Chwilę jeszcze patrzył z uśmiechem na twarz drugiego, zaślepiony na wszystko wokół.
- Złap mnie mocno - uprzedził go i zbliżył się do niego. Syren oplótł znów ramiona wokół szyi drugiego, a jeszcze gdyby było tego mało, jego miękki, rozgrzany policzek przyległ do szyi człowieka, sprawiając, że jego serce zatrzepotało. Czuł oddech drugiego na swoim ramieniu, nie tylko z resztą, słyszał go.
Otoczył go dłońmi i podniósł, tym razem sprawniej niż poprzednio. Powoli oddalił się od brzegu. Tighnari ostatecznie nie przejmował się tym. Zamknął oczy, ufając w pełni osobie, której powierzył swój los. Zdawać by się mogło, że dla niego już nikt poza Cyno nie miał znaczenia. I być może tak było.
Chłopak ułożył rękę na jego plecach, gładząc je przez chwilę. Tuż po tym pochylił się z trudem i ułożył kompletnie bezbronnego trytona na zielonej, miękkiej trawie. Wyprostował się, patrząc z góry na to, jak ten powoli się w nią wtulał.
Łaskotanie, które spotkał, rozbawiło nieco Tighnariego, co jedynie zachęciło go do zatopienia się w roślinnej toni. Obrócił głowę, zaciągając się zapachem leśnej ściółki. Tak bliski jego sercu, mimo odsunięcia od brzegu. Leśny zapach towarzyszył mu całe dwieście dwadzieścia lat.
- Pachnie cudownie - zachwycał się, przeciągając się i wsuwając dłonie w źdźbeł, jak gdyby czule je głaskał. W końcu jednak uniósł wysoko dłoń, wyciągając ją w kierunku stojącego nad nim Cyno. - Chodź, bo ci zaufałem, a ty mnie nie skrewiłeś.
I znowu, po raz kolejny, Tighnari wywołał drżenie jego serca. Był tak piękny, taki niewinny. Jakby żadne zło świata nigdy go nie tknęło. Chociaż nie była to prawda, bo ten dręczył i zabijał. Niesamowitym było jaką impresję syreniej rasy tworzył wokół siebie. Pochylił się, a syren przyłożył swoją dłoń do jego policzka. Chwilę gładził go kciukiem, po czym przesunął dłoń do góry, zrzucając z głowy wilczą skórę.
Początkowo wywołało to u Cyno lekką panikę, jednak już po chwili ta zniknęła, spłoszona przez spokojne spojrzenie, które posyłał mu bez przerwy Tighnari. Jak potulna owca, wołana przez pasterza usiadł obok, odkładając wilka za siebie. Uklęknął, składając ręce na swoich kolanach i pochylając głowę. Jego powieki opadły, jakby przygniecione ciężarem, który powoli z niego spływał.
Dłoń syrena błądziła chwile po jego twarzy, aż w końcu wsunęła się w jego włosy, przeczesując je palcami i gładząc. Niewiele trzeba było, żeby Cyno położył się na ziemi tuż obok swojego towarzysza. Uchylił oczy ciesząc się głupio, gdy drugi go głaskał.
Wreszcie Tighnari ułożył obie swoje dłonie na policzkach człowieka i przejechał nimi, po jego twarzy, odgarniając wszystkie jego włosy do tyłu. Odsłaniając kompletnie jego twarz.
- Tighnari - wyszeptał jego imię z uśmiechem na twarzy, czując czystą błogość i spokój serca.
Człowieka ogarnęła lekkość, jakiej jeszcze nigdy nie poczuł. Gdyby mógł jedynie sprawić jeszcze, by moment ten trwał dłużej. W nieskończoność. Teraz rozumiał skąd brała się chciwość żeglarzy gdy spotykali syreny. Ich pożądanie i samolubność. I zrozumiał też czemu syreny zabijały.
Kto bowiem nie lękał by się takich szaleńców.
- Cyno? - zapytał syren, chcąc przyciągnąć jego uwagę. Odezwał się dopiero gdy minęła dłuższa chwila. Mało powiedziane. Czekał, pozwolił duszy Cyno goić się w swoim tempie. Jednak minęło tak wiele czasu, że jego skóra zaczęła przybierać rumieńców. - Musisz mnie odnieść - oznajmił mu, a Cyno skrzywił się i zacisnął ręce na swoich kolanach.
- Dlaczego? - zapytał zawiedziony okrutnie. Spokój jego duszy zniknął gdy ręka syrena się odsunęła. - Coś się dzieje?
- Wysycham - oznajmił zgodnie z prawdą i podniósł się do siadu, nieco krzywiąc się na twarzy.
- Oh... więc to nie były rumieńce, a poparzenia - stwierdził pod nosem zmartwiony. Tighnari jednak jakby nie zareagował, a nawet jakby go zignorował. Złapał z lekkim wahaniem za plecy syrena, a po tym wsunął rękę pod jego ogon. Ich oczy na chwilę się spotkały i... oh. Zaskoczeniem było dla Cyno spotkanie strachu w oczach drugiego. - Zaufaj mi. Nie upuszczę cię.
- Nie o to mi chodzi. Boję się, że zostaną mi blizny - powiedział z drobnym oburzeniem. - Zaufałem ci już wcześniej. Nie ma potrzeby dalszego zapewniania mnie, że będzie w porządku - skarcił go nieco i złapał go za kark, zbliżając się ostrożnie twarzą do jego koszuli i chowając się w niej.
- Będzie dobrze - zaprzeczył mu Cyno i dźwignął go do góry, przytulając go do siebie. Teraz był jakby lżejszy. Czy to dlatego, że woda wyparowała?
Niósł go spokojnie, wpatrując się w jego profil. Sam syren schował twarz w jego koszuli i zacisnął oczy. Cyno chciał go pocałować... to było tak dziwne. Nigdy nie posądziłby siebie o pokochanie innego mężczyzny, którym Tighnari widocznie był.
Zmrużył oczy, czując jak wiatr muska delikatnie jego policzki. Odwrócił wzrok, delikatnie pocierając opuszkami palców. Próbował go jedynie pocieszyć, a na swojej dłoni zauważył jasne grudki skóry drugiego. Lekko się spocił z powodu strachu. Nie trudno było więc sobie wyobrazić, że mocno się zdenerwował, gdy zauważył krwawienie.
Tak jak śpiewali minstrelowie, była czerwona, niczym jego.
Przyspieszył i po chwili poczuł pod stopami ziarenka piachu, a już po chwili wodę. Zanurzył się w niej po kolana, pochylając się tak by Tighnari chociaż częściowo znalazł się w wodzie.
Ku swojemu zaniepokojeniu, ten nie bardzo zareagował. Wszedł z nim nieco głębiej, zanurzając syrena w wodzie, tym razem w całości, poza twarzą. Czekał chwilę, ale na szczęście Tighnari gwałtownie się szarpnął. Tak mocno, że Cyno wpadł do wody po pierś.
- Hej! - krzyknął za nim z rozbawieniem.
Tryton zanurzył się na w wodzie, chowając się pod jej taflą. Nadal jednak patrzył szerokimi oczami na swojego towarzysza.
Po krótkiej wymianie spojrzeń... odpłynął. Jeszcze z delikatnym uśmiechem, który na krótko pojawił się na jego twarzy. Zniknął w krzewach, które jakby wymazały jego obecność z całej zatoki.
Zmył się niczym mgła. Delikatna ale surowa.
༘✶𓆝 𓆜 ––––——༘𓆝༘ ⋆————–˚ ༘✶ ⋆。˚𓆟
Dziś trzy i znowu znikam na pół roku. Skończyło mi się mleko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro