8. Marność i śmierć.
༘✶𓆝 𓆜 ––––——༘𓆝༘ ⋆————–˚ ༘✶ ⋆。˚𓆟
Kolejne dni, syren spędzał na przemyśleniach, raczej nie odzywając się do Cyno. Ale pozostając w zasięgu jego wzroku. W dodatku coraz chętniej wychodził na brzeg, korzystając ze słonecznego blasku, jaki go otulał w popołudniowych godzinach. W końcu jednak podjął rozmowę. Znowu spowodowaną ciekawością.
- Dlaczego nosisz wilczą skórę na swoim karku? - zapytał, wychodząc na brzeg i podpierając się o piach pod sobą. Zwinął delikatnie swój ogon i zmrużył oczy, spoglądając w puste oczodoły zwierzęcia. Sprawia mu to radość lub wprawia w zadumę?
Cyno zaśmiał się, odrobinę zakłopotany przed udzieleniem odpowiedzi.
- Noszę wilczą skórę, bo przyciąga uwagę bardziej niż moje włosy. I jeśli nie zauważyłeś... To są niemal białe - wyjaśnił człowiek, odwracając się do syrena. - W naszym świecie to prawie jak klątwa. Moja niedoszła narzeczona... - zaśmiał się pod nosem. Sam nie był pewny czy gorzko czy naprawdę z rozbawienia. - Była ruda. I za to ją spalili, bo była inna.
- Huh?
Tighnariego na moment zatkało. Nie dowierzał własnym uszom. Zaśmiał się dość głośno i dźwięcznie, dłonią zasłaniając usta. Co za głupota.
- To głupie. Nawet jak na ludzi - stwierdził zgorzkniało i położył się delikatnie na piachu, pozwalając promieniom słonecznym osuszyć jego ciało. Zbliżała się zima. - Czyżbyś poza ukryciem odmienności, próbował się też ukryć przed światem? - zapytał cichym, opanowanym głosem z widocznym spokojem na twarzy.
- Przed całym światem - przyznał mu.
Tighnari melodyjnie się zaśmiał, a niedługo potem zanurzył się na powrót w wodzie, której zaczęło mu już teraz brakować.
- Jak wiele żyć odebraliśmy? - zapytał głośno i zniknął pod wodą, aż po same ramiona. - Myślisz, gdy je odbierasz czy to dla ciebie jedynie walka? - kolejne pytanie. Obu z nich wprawiło ono w delikatny dyskomfort.
- Nie - zaprzeczył po krótkim milczeniu człowiek i pokręcił głową ze spokojem. Nie myślał, gdy kogoś po prostu zabijał. Ani o oczach, przepełnionych marzeniami, które gasły, ani o ostatnich dechach wrogów, którzy naiwnie przyszli bronić swojej ojczyzny. Swojego kraju. Nigdy nie myślał o żywocie innych.
- Ja również - przyznał mu. Zabił mnóstwo ludzi. Dorosłych i nie tylko, bo także dzieci oraz staruszków, a mimo bycia kimś kto powinien nieść pomoc zwierzętom leśnym też często je zabijał, nie mając pożywienia z ludzi. Zwłaszcza w zimie. Srogiej i zimnej, ubogiej w rośliny wszelkiego rodzaju. - Cieszy mnie, że powiedziałeś prawdę.
Cyno zyskał w jego oczach swoim wyznaniem. Nie każdy był na tyle odważny, by się przyznać, chociaż natychmiastowego bólu nie czuł nikt kto zabijał regularnie. Myśli były po szkodzie.
To z pozoru proste wyznanie, sprawiło, że syren zaufał drugiemu. Był to pierwszy człowiek, do którego Tighnari tak bardzo się przywiązał.
༘✶𓆝 𓆜 ––––——༘𓆝༘ ⋆————–˚ ༘✶ ⋆。˚𓆟
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro