Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5. Moneta.

W związku z tym, że Tighnari nie do końca zrozumiał swoje uczucia. Dokładniej swoją potrzebę niesienia pomocy Świtowi, więcej czasu poświęcił na przesiadywanie przy brzegach zatoki obserwując to, jak krótkowieczny z uwagą i czułością budował swoje coś. Pracował nawet z uszkodzoną nogą.

Świt przestał go zaczepiać i aż tak ekscytować się jego obecnością. Sprawiło to, że Tighnari już nie był zastraszany jego nagłymi, nieprzewidywalnymi ruchami.
Czasami zadawał jednorazowe pytania, innym razem to Świt je zadawał. Ale w przypadku, gdy zadawał je Świt, odpowiedzi raczej nigdy nie otrzymywał.
Dzisiaj również tak było. Gdy Świt mył się w jeziorze, Tighnari wychodził na brzeg, na swoją słoneczną skałę i patrzył.

W pewnym momencie, w rzuconym obok ubraniu zauważył świecąco jasno, niczym słońce błyskotkę. Okrągłą i płaską.

Spojrzał na krótko wiecznego i sięgnął do jego ubrań, wyciągając ją z wahaniem. Natychmiast zamknął ją w dłoniach, tworząc sobie jedynie małą szparkę, by blask nie uciekł.
Ale żadnego blasku nie ujrzał.

Uchylił dłonie i znowu się pojawił. Sprawiło to, że przedmiot niemal wpadł do wody. Syren wzdrygnął się po czym zamknął monetę w jednej ręce.

- Zostaw moje ubrania! - krzyknął do niego Świt zza krzewów. Tighnari zmarszczył brwii i spojrzał na materiały obok. Świt nagle wychylił się spod liści i otrzepał się z wody. - Zostaw je! - syknął do niego.

Nim jednak zdążył dopłynąć, Tighnari chwycił ubrania i wskoczył do wody, omijając krótkowiecznego szerokim łukiem.
Wypłynął na powierzchnię za nim i wsunął do ust swoje znalezisko w kolorze słońca. Puścił ubrania, patrząc na ich kolor i kształt.

- Zostaw je! Hej! Potrzebuje ich! - krzyczał Świt, płynąc w jego kierunku. Tighnari zerknął w jego stronę i zgarnął pod ramię ubrania, uciekając jeszcze dalej.

Rozwinął bluzkę i spojrzał na jej kształt. Była obleśna. Ludzie nie mieli zupełnie gustu, nosili brzydkie, szare ubrania.
Ciekawe, jak dobierali się w pary... Syreny dobierały siebie po wyglądzie. Więc pewnie swoich wybranków krótkowieczni też?

Tighnari opuścił bluzkę i podniósł tym razem spodnie, obracając je w dłoniach i rozciągając je w nich. Najpierw pomyślał o założeniu ich, ale zrezygnował. Nie miał nóg, a to było ciekawe znalezisko.

- Oddaj... - Świt prawie odzyskał swoje ubrania, jednak niestety zamiast złapać materiał, złapał dłoń syreny, co doprowadziło do samoistnej reakcji w odruchu samoobrony.
Tighnari wydał z siebie przeraźliwy, ogłuszający wrzask i wyrwał się ogłuszonemu człowiekowi, uciekając jeszcze dalej. Przeskoczył przez zawieszoną nad wodą gałąź i za nią się zatrzymał.

- Pal cię licho! - krzyknął za nim Świt, ale jeszcze nie odpuścił. Przynajmniej tak początkowo sądził Tighnari.
Po chwili jednak ujrzał, że ten po prostu się zatrzymał i zawiesił na gałęzi. Wynurzył się z wody, wspinając się na gałąź i kierując się w stronę suchego lądu. Ubrań nie odzyskał, a widok, który tak idealnie został zaprezentowany Tighnariemu, sprawił, że niemal zakrztusił się trzymanym w ustach przedmiotem.

Tighnari płynął równo z nim, aż dotarł do brzegu. Nie chciał raczej pływać z jego ubraniami do samego końca. Chciał się tylko bawić. Przecież Świt lubił zabawę, czyż nie?
Wyjął złoty przedmiot z ust i zamknął go szczelnie w ręce.

- Smutek? - zapytał marszcząc brwi i pokazując swoje policzki. Powoli zjechał palcem od oka do brody. - Świcie jesteś smutny?

Brak odpowiedzi, co było wręcz nadzwyczajne. Świt zawsze mu odpowiadał.

- Powiesz mi co to? - zapytał Tighnari, wyciągając do niego rękę ze swoim znaleziskiem.

- Syrenko, przecież to moje - usłyszał w końcu w odpowiedzi. Po tych słowach nastąpił cichy śmiech.
To był pierwszy śmiech jaki Tighnari słyszał od lat. Setek lat.

- Oddam ci ubrania - zaproponował i rzucił mi przemokłe do suchej nitki szmaty. Patrzył na niego oczekująco, próbując na siłę wymusić konwersację.
Po chwili Świt westchnął i sięgnął po swoje ubrania. - Jesteście obrzydliwi na dole - dodał jeszcze syren.

- Tak syrenko, dobrze wiedzieć - odparł mu wzdychając. - To co masz to moneta - wytłumaczył mu, najpierw podając nazwę przedmiotu.
Moneta... Tighnari spojrzał na złoty przedmiot i zanurzył go w wodzie, patrząc uważnie na to, jak lśni pod wodą.

- Mam takie. Księżycowe - oznajmił szybko łącząc ze sobą fakty. Więc były monety słoneczne... I księżycowe. - A to jest słoneczna. Czemu zamykacie słońce w monetach? - zapytał znowu. Jego pytanie spotkało się jednak ze śmiechem.

- Co? Nie. To złota moneta i srebrna. Mają różne wartości. Płacimy nimi - tłumaczył powoli krótkowieczny. W tym samym czasie rozwieszał na gałęziach ubrania. Pewnie w celu osuszenia ich. - Mają na sobie wizerunek naszego króla - oznajmił dumnie. Jednak zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, tryton podsumował krótko twarz, którą zobaczył:

- Brzydki - wzruszył ramionami, wpatrując się w to jak mały skarb lśnił między jego palcami. - Co za to kupujecie?

- Jedzenie, drewno, kamienie... Skóry, rośliny. Różnie - zaczął wyliczać Świt. Tighnari z góry pomyślał, że to głupie. Dlaczego ktokolwiek miałby dawać za coś takie małe kamyczki, jak monety? Ludzie byli naprawdę... Dziwni. Z jednej strony tak mądrzy, z drugiej głupi i naiwni. - Teraz ja zadam pytanie. Czym był ten wrzask?

Tighnari patrzył na niego, starając się utrzymać kontakt wzrokowy i nadal trwać w milczeniu. Jakoś nie bardzo chciał z nim rozmawiać o innych syrenach. To wciąż był krótkowieczny.
Ostatecznie jednak uznał, że dowiedział się dość sporo. Wozy, miecze, deski, psy, król, monety...

- Mechanizm obronny. Możemy ładnie śpiewać, bo rodzimy się z idealnymi do tego strunami. Ale służą też do obrony - podparł się, przyglądając się uważnie powierzchni monety. Była śliczna. Chciał ją dla siebie. - Możemy wydawać tak głośne dźwięki, że wysadzą ci uszy. Nasze są do tego przystosowane przez swoją budowę. Ale wasze, uszy krótkowiecznych, nie są.

- Chciałeś mnie zabić? - zapytał Świt, a jego twarz pobladła. Tighnari podniósł wzrok, patrząc na niego beznamiętnie.

- Nigdy nie powiedziałem, że tak. Ale też nigdy nie powiedziałem, że nie. Domyśl się - stwierdził jakby nigdy nic i odepchnął się od brzegu do tyłu. - Biorę tą monetę ze sobą - stwierdził. Była jego. I koniec dyskusji.

- W porządku... - westchnął człowiek. Tighnari niemal czuł tą ich chorą miłość do kamienia, którego trzymał. Odwrócił się i powoli zaczął zanurzać się w wodzie. - Dziękuję za rozmowę!

Tighnari zatrzymał się na moment, oglądając się za siebie, już będąc pod taflą wody.

Oh?
Skąd u człowieka taki ton, gdy zwraca się do niego?

Zmarszczył brwii, ale dość szybko zanurzył się ku głębiną i małym, stworzonym dla siebie domku na samym dnie.
Moneta trafiła do jego osobistej kolekcji tworzonej latami.

༘✶𓆝 𓆜 ------༘𓆝༘ ⋆-----˚ ༘✶ ⋆。˚𓆟

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro