XVII
Sasza czuł się odrobinę niekomfortowo. Chociaż jego gościem był Ian, to jednak po raz pierwszy od dawna nie przebywał w swoim mieszkaniu sam. Wpuścił kogoś do swoich bezpiecznych, czterech ścian. Wyłamywał lekko palce, krzątając się po pomieszczeniach, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Co rusz znajdywał coś, co można by wyrównać, poprawić, czy sprzątnąć, choć jego mieszkanie i tak było nad wyraz uporządkowane. Sasza spojrzał niepewnie na Iana, który wpatrywał się z lekkim zdziwieniem w paczkę papierosów, znajdującą się na stoliku w salonie.
— Ach... Zostawiłeś to — mruknął, chwytając paczkę i podając ją Ianowi.
Teraz czuł się jeszcze bardziej niezręcznie. Czarnowłosy mężczyzna rzeczywiście zostawił ową paczuszkę, ale... Było to ponad rok temu. Ian uśmiechnął się szeroko, biorąc paczkę papierosów z rąk bruneta.
— I miałeś to w mieszkaniu przez cały ten czas? — spytał, spoglądając na mężczyznę. — Przecież... Mogłeś to wyrzucić.
Czarnowłosy wstał z kanapy i podszedł powoli do Saszy. Był od niego nieco wyższy, a brunet dodatkowo spuszczał głowę.
— Myślałeś o mnie? — spytał Ian, kładąc dłoń na ramieniu nauczyciela.
Odetchnął nieco głębiej, rozkoszując się tym znajomym zapachem. W mieszkaniu Aleksandra zawsze czuł się dobrze. Zresztą, tak samo jak w jego towarzystwie.
— Ja o tobie myślałem cały ten czas. Nawet kiedy ignorowałeś moje telefony, kiedy nie mogłem cię zobaczyć — mówiąc, przejeżdżał palcami po skrytej pod materiałem swetra ręce mężczyzny.
Saszy zrobiło się głupio, że tak długo trzymał tę najzwyklejszą paczkę papierosów. Nie wiedział nawet czy zachował ją dlatego, że tęsknił, czy z czegoś innego... Z przywiązania? Z sentymentu? Z powodu wyrzutów sumienia? Przymknął oczy, czując dotyk ciepłych palców Iana. Nie odpowiadał mu przez chwilę, wstrzymując lekko oddech. Wciąż jeszcze nie przyzwyczaił się na nowo do bliskości mężczyzny. Minęło kilka sekund, zanim z cichym odetchnięciem uwolnił powietrze ze swoich płuc.
— Myślałem... — odpowiedział, chociaż było to oczywiste.
Ian uśmiechnął się. Sasza również się zmienił. Mówił więcej, odważniej. Ale to nadal był ten sam Saszka. Jego Saszka.
— Cieszę się — mruknął i schylił się nieco, by musnąć usta mężczyzny przed sobą.
Po tym krótkim, niewinnym pocałunku wyprostował się.
— Mógłbym poprosić o herbatę? — spytał, spoglądając w szare, jeszcze nieco zagubione oczy. — Wiem, że z pewnością masz ich całą szafę, w różnych smakach. Pamiętam, że za każdym razem, gdy do ciebie przychodziłem, zaparzałeś mi inną — zaśmiał się. — Ale wszystkie mi smakowały — dodał po chwili.
Odstąpił na krok od Saszy, nie chcąc, by poczuł się przytłoczony, czy osaczony. Obiecał sobie działać powoli, z rozwagą.
Sasza spojrzał na Iana z wyraźnym zdziwieniem w oczach, ale uśmiechnął się.
— Oczywiście.
Ogarnęło go szczęście, że Ian pamięta... Pamięta, że brunet lubił różne rodzaje herbat, że w ogóle cokolwiek o nim wciąż trzymał w swojej pamięci. Choć to było normalne, bo trudno zapomnieć podstawowych rzeczy o kimś z kim się spędziło trzy lata, prawda? Skierował się do kuchni, zamierzając zaparzyć Ianowi najlepszą herbatę jaką tylko miał pod ręką. Naszła go ochota by nucić cicho pod nosem, ale zamiast tego tylko się uśmiechał. Był szczęśliwy, że mężczyzna znowu był przy nim, że... było inaczej, a równocześnie tak samo. Ian zaś podążył powoli za Saszą do kuchni. Oparł się o blat wysepki kuchennej i po prostu przyglądał się mężczyźnie. Widząc jego uśmiech, sam również się uśmiechnął. Chciał być z Saszą. Chciał, by znowu byli szczęśliwi. Gdy brunet czekał, aż zagotuje się woda, Ian zaszedł go od tyłu i złapał za biodra. Ułożył brodę na jego ramieniu, uśmiechając się.
— Obejrzymy jakiś film, czy nie masz na to ochoty? — spytał.
Wiedział, że Sasza poza książkami nie widzi świata i jakakolwiek inna forma kultury średnio do niego przemawia. Jednak czasem dawał się skusić.
— Możesz wybrać, jeśli chcesz.
To było głupie. Może nawet bardzo głupie, ale Saszy prawie stanęły w oczach łzy. Ot, zwykła propozycja obejrzenia wspólnie filmu, więc dlaczego był aż tak szczęśliwy? Pomimo tylu nieszczęśliwych chwil? W dodatku powodem była jedna i ta sama osoba. Czując na swoich biodrach dłonie Iana, ułożył na nich swoje, zamykając na chwilę oczy. Słysząc świszczący dźwięk nastawionego na gazie czajnika i czując ciepły oddech mężczyzny na swoim karku, chciał zatrzymać tę chwilę teraz, w tym momencie, zanim wszystko znowu się popsuje. Nie płakał, ale nie miał pewności czy jego głos nie zadrży,gdy się odezwie. Pokiwał więc tylko głową, desperacko pragnąc, by Ian nie przegapił przypadkiem jego niewerbalnej odpowiedzi. Nawet jeśli chodziło tylko o jakiś głupi film.
Ian przycisnął usta do szyi Saszy, mając ochotę na coś zgoła innego, niż film. Dlaczego przy nim nie mógł się powstrzymać przed tak wieloma rzeczami? Czuł wręcz namacalną potrzebę, by go dotykać i na niego patrzeć. A świadomość, że Sasza należał właśnie do niego, nie koiła strachu przed jego stratą.
— Więc? Co obejrzymy? — spytał, zaczynając powoli kołysać się z Saszą na boki. - Komedia? Romans? Horror? A nie, nie przepadasz za horrorami... Hmm... Może jakiś science-fiction? Mieliśmy kilka ulubionych filmów, nie? — spytał, uśmiechając się. — A po filmie możemy posłuchać muzyki i posiedzieć. A potem zabiorę cię na miasto i coś zjemy. Co ty na to Saszka?
Sasza zaczerpnął nieco więcej powietrza, bo poczuł, że jego ciało mimowolnie zaczyna drżeć. Z zamkniętymi oczami poddawał się lekkiemu kołysaniu Iana. Pochylił głowę nieco do przodu, mrugając kilkakrotnie. Jednak nie było to zbyt skuteczne. Już po chwili kilka łez wymsknęło mu się spod kontroli, lądując idealnie na dłoni jego i Iana.
— Może być... cokolwiek, naprawdę. Komedia, romans, horror, science-fiction... Możemy posłuchać później muzyki, posiedzieć, pójść na miasto i zjeść coś —powtarzał po prostu, wymienione kilka sekund temu przez Iana, czynności.
Jego ramiona uniosły się mimowolnie i znowu opuściły. Kolejne krople spadły tym razem na podłogę. Ian przestał się uśmiechać i zmarszczył nieco brwi. Puścił Saszę i obrócił go przodem do siebie. Widząc, że mężczyzna najzwyczajniej w świecie płacze, na moment zaniemówił.
— Sasza... Sasza co się stało? - spytał, ścierając kciukami łzy z jego policzków. — Nie płacz proszę... Powiedz, o co chodzi? Zrobiłem coś nie tak?
Ian spojrzał na bruneta spod zmarszczonych brwi. Przyciągnął do siebie Saszę i objął ściśle, głaszcząc uspokajająco po plecach.
— No już... Powiedz co się dzieje — poprosił.
Sasza pokręcił głową. Czuł się zażenowany. By dorosły mężczyzna płakał z powodu tak błahej rzeczy... W dodatku zmartwił swoim zachowaniem Iana. Niczym dziecko, a nie dorosły mężczyzna. Muskająca jego plecy dłoń czarnowłosego, sprawiła że zaczął się uspokajać.
— Przepraszam, ja... Nie wiem tak właściwie, co się właśnie stało — odpowiedział w gruncie rzeczy zgodnie z prawdą. — Nie jestem smutny, ani nic to... Właściwie wręcz przeciwnie — mruknął ciszej.
Emocje, które tłumił w sobie od jakiegoś czasu, znalazły właśnie ujście. Pochwycił dłoń Iana, która moment wcześniej ścierała łzy spod jego oczu i przytulił ją sobie do twarzy, zamykając znowu oczy i oddychając głęboko. Przysunął ją do swoich ust. Nie można było tego nazwać pocałunkiem. Przycisnął ją po prostu do swoich warg. Słysząc odpowiedź nauczyciela, Ian uspokoił się odrobinę i uśmiechnął czule. Odgarnął jedną dłonią brązowe kosmyki z czoła mężczyzny i złożył na nim krótki pocałunek.
— Chcę żebyś był szczęśliwy — powiedział, obejmując go w pasie. — Kocham cię Saszka — szepnął mu do ucha, posyłając szeroki uśmiech.
Wiedział, że Sasza jest dość uczuciowy, ale nie spodziewał się po nim takiej reakcji. Jednak to tylko utwierdzało Iana w przekonaniu, że teraz postępuje prawidłowo. Sasza zmrużył oczy, czując na swoim czole dotyk warg Iana. Nie mógł się w sobie zebrać, by powtórzyć słowa mężczyzny, więc tylko pokiwał głową. Jednak brzęczały one w jego głowie, odbijając się w niej echem. Tak rzadko mu to mówił... Przez te parę lat ich związku Sasza usłyszał to może parę razy na krzyż. Jego oddech, który tylko nieznacznie przyspieszył podczas chwilowej utraty kontroli, wrócił już do normy całkowicie. Łzy wyschły, a dowód tego, że płakał, stanowiły tylko nieco zaróżowione oczy. W tym momencie rozległ się gwizd czajnika, sygnalizujący, że woda zaczęła wrzeć. Sasza odwrócił się i zalał wrzątkiem kubki z herbatą.
— Chodź — mruknął Ian, chwytając w jedną dłoń kubek z napojem, a w drugą dłoń Saszy i ruszył razem z nim do salonu, gdzie usadowili się wygodnie na kanapie.
Po chwili włączyli pierwszy lepszy film, bo i tak nie miało znaczenia to, co działo się na ekranie.
***
Sasza przerzucał kartki, podpierając się łokciem o stół. Minęło kilka dni od jego spotkania na mieście z Jegorijem i natknięcia się na Iana. Od tego czasu starał się nie odwiedzać zbyt często pielęgniarza. Wolał nie wiedzieć, co Jegorij mógł sobie pomyśleć. Westchnął cicho sam do siebie. Wcześniej wpadł do niego Luka i rozmawiali chwilę, ale chłopak nie był typem, który wtrąca się w nie swoje sprawy. Wiedział o Ianie, jednak nie miał pojęcia o tym, że brunet ponownie zaczął się z nim spotykać. Zresztą... Nie zrozumiałby tego. Ian się zmienił. Obaj się nieco zmienili, przez co zmienił się też ich związek. To już nie było to samo, co kiedyś. Nauczyciel podciągnął do ust swój brązowy golf, chuchając w niego cicho. A jednak chciał zobaczyć Jegorija. Jego uśmiech sprawiał, że Sasza czuł się komfortowo. Bezpiecznie. Nie umiał do końca określić na czym to polegało. Westchnął znowu, nabierając nagle ochoty na kawę.
Jegorij jak zwykle siedział w swoim gabinecie. Ostatnio oddawał się pracy z zadziwiającą gorliwością. Mężczyzna miał to do siebie, że często wychodził wcześniej do domu, odkładając guzdranie się z papierami na kolejny dzień, jednak ostatnio zaczął przesiadywać w gabinecie nawet do wieczora, lub zabierał ze sobą pracę do domu. Zupełnie jakby starał się zapchać sobie czymś czas. Zupełnie jakby nie chciał mieć nawet chwili na to, by myśleć. Jednak takie postępowanie nie wyszło mu na dobre. Ostatnio źle sypiał, nieco schudł i pobladł. Nawet sam nie potrafił stwierdzić jaka jest przyczyna pogorszenia się jego stanu zdrowia. Co prawda... Myślał o Saszy, nawet dość często, jednak nie przypuszczał, że nauczyciel może mieć na niego aż taki wpływ. Lub raczej nie chciał tego przyznać przed samym sobą. A jednak w głowie pielęgniarza od kilku dni roiło się od pytań. Kim był tamten mężczyzna? Co go łączy z Saszą? W dodatku nie rozmawiali ze sobą od tamtego dnia, a Jegorij jakoś nie mógł się zebrać na to, by zadzwonić do Saszy, czy choćby napisać głupiego smsa. I znów nie wiedział dlaczego. Czego tak właściwie się obawiał, czego unikał i przed czym uciekał. W końcu jednak nie wytrzymał. Odłożył długopis na blat biurka i ułożył równo stosik kartotek. Wyjął telefon z kieszeni fartucha i wystukał krótką wiadomość z propozycją spotkania. W końcu co miał do stracenia? Postanowił, że poczeka na odpowiedź i wyjdzie z pracy. Musiał się w końcu porządnie wyspać. Byłoby dziwnym, gdyby szkolny pielęgniarz kiedyś zasłabł na korytarzu.
Sasza usłyszał dźwięk esemesa. Szybkim ruchem sięgnął po telefon, spoglądając na jego wyświetlacz. Jegorij. Odetchnął głębiej i spojrzał na jego treść. Dłoń trzymająca komórkę drgnęła mimowolnie. Odłożył urządzenie z powrotem na stół, ale po chwili znowu wziął je do ręki. Przez krótki moment chciał się zgodzić, ale z różnych powodów stwierdził, że jednak lepiej nie. Teraz wahał się nad tym, czy w ogóle cokolwiek mu odpowiedzieć. W sumie nie wiedział nawet co miałby mu odpowiedzieć. Nie chciał kłamać. Zresztą ogólnie nie przepadał za kłamstwami. Za dużo się ich już w życiu nasłuchał. A ponieważ cenił sobie Jegorija i chciał być z nim szczery, to zwyczajnie nie odpisał na jego wiadomość. Odłożył telefon na bok, starając się nie skupiać na nim ciągle swojej uwagi. Zagryzł wargę i wstał gwałtownie od stołu. Kawa.
Jegorij czekał na wiadomość dobre czterdzieści minut. Wpatrywał się w ekran, licząc na to, że może za chwilę Sasza odpisze. Że może akurat teraz jest zajęty. Jednak w końcu dał za wygraną. Przez moment jeszcze zastanawiał się, czy może nie pójść do sali Saszy i nie przycisnąć go do muru, zmusić, by przestał go unikać, jednak szybko porzucił ten pomysł. Nie chciał być aż tak nachalny. Zebrał swoje rzeczy, ubrał płaszcz i wyszedł z gabinetu, zamykając go na klucz. Czuł się wyjątkowo źle. Jakby trawiła go gorączka, choć co chwilę przechodziły go zimne dreszcze. Może naprawdę się rozchorował? Nie zauważył nawet Timy, który mijając go w korytarzu przywitał się, a gdy nie otrzymał odpowiedzi, stanął w miejscu i podążył wzrokiem za pielęgniarzem.
— Ty, widziałeś? — mruknął do Luki. — A to niby nasze pokolenie takie niewychowane — prychnął, nieco rozzłoszczony.
Jednak zerknął jeszcze raz za Jegorijem, mając dziwne przeczucie, że było z nim coś nie tak.
Luce również coś tu nie grało. Zmarszczył lekko brwi, spoglądając w stronę gabinetu Saszy. Może jeszcze do niego zajrzy? Ostatnimi czasy nauczyciel wydawał się być... inny. Pokiwał wolno głową, zgadzając się ze słowami czerwonowłosego.
— Z Saszą też jest coś ostatnio nie w porządku — odparł cicho, nie zauważając nawet, że nijak miało się to do słów Timy.
Normalnie by tego nie skomentował, ale powoli zaczynał zwracać uwagę na więcej rzeczy, niz kiedyś. Następowało to, co prawda, w niemal niedostrzegalny sposób, ale zdawał się bardziej dostrzegać swoje otoczenie. Odwrócił się w stronę czerwonowłosego
— Idziemy?
Tima kiwnął głową i ruszył dalej korytarzem, idąc obok Luki. Marszczył nieco ciemne brwi, jakby usilnie o czymś myślał.
— Myślisz, że się pokłócili? — spytał, ciekaw opinii blondyna, choć nie był pewien jak bardzo Luka rozeznaje się w relacji nauczyciela z pielęgniarzem.
Czerwonowłosy też nie wiedział konkretów, ale jednak wyczuwał, że coś jest na rzeczy. Przynajmniej jeśli chodzi o Jegorija.
— Ostatnio Jegorij przechodzi samego siebie... W zeszłym tygodniu przez cały dzień chodził ubrany w fartuch na lewej stronie — westchnął, jakby tymi słowami chcąc udowodnić, że z pielęgniarzem naprawdę było coś nie tak.
— Myślę, że to nie o to chodzi — odpowiedział Luka, unosząc wzrok do sufitu, jakby w nim miał znaleźć odpowiedź na nurtujące go pytania.
Jegorij nie wydawał mu się być z tych ludzi, na których można się poważnie obrazić, a Sasza nie był typem osoby, która się obraża. Coś tu nie grało. Jednak słysząc o źle ubranym fartuchu, uśmiechnął się. Tak, to z całą pewnością pasowało do pielęgniarza.
— Lubisz go, prawda? — spytał, zerkając kątem oka na Timę.
Tima nieco nabrał wody w usta. Odwrócił wzrok i wzruszył ramionami.
— Jest spoko — odpowiedział po chwili. — Poza tym to zabawne, że jest taką fajtłapą. Wiesz, że zacząłem zapisywać jego rekordy? — spytał, odwracając się z powrotem do Luki, z uśmiechem na ustach. — Jego rekord to cztery stłuczone szklanki w ciągu tygodnia, w tym trzy rozlane kawy. Jak uda mu się to pobić, to chyba wystrugam mu w drewnie statuetkę — zaśmiał się szczerze.
Nie to, żeby nabijał się z Jegorija. Raczej zwyczajnie go to bawiło. Nawet lubił tą niezdarność pielęgniarza.
Luka parsknął cicho. To była prawda, że Jegorij był... No cóż. Jedyny w swoim rodzaju. Nie raz słuchał Saszy, gdy ten opowiadał mu podobne przygody pielęgniarza, szczerze ubawiony. A jasnowłosy... A jasnowłosy cóż. Mówił często o Timie. Poza tym odnosił wrażenie, że chłopak lubił Jegorija bardziej, niżby chciał to przyznać. Ale już się przyzwyczaił do tego, że Tima nie zawsze był ze sobą tak do końca szczery.
— Idziemy? — zapytał, bo znów zwolnili nieco kroku.
Umówili się dzisiaj, że idą do domu czerwonowłosego, jako że podobno nalegała na to jego matka, której chyba bardziej niż samemu Timie zależało na tym, by chłopak nie stracił swojego jedynego, znajomego rówieśnika.
— Jasne — odparł Tima, otwierając drzwi i wychodząc ze szkoły. — Do której możesz zostać? — spytał, spoglądając na Lukę. — Moglibyśmy w coś potem pograć, albo pouczyć się na test z biologii, zależy co byś wolał.
Kątem oka Tima przyuważył czarne loki. Zerknął w tamtą stronę i skrzyżował wzrok z Anfisą, która przyglądała się mu i Luce, wyglądając na bardzo niezadowoloną. Timę aż przeszły ciarki.
— Pewnie do dwudziestej — odparł blondyn, spoglądając w stronę, w którą patrzył Tima.
Anfisa. Nie odpowiadał na jej powitania od... W sumie to nie pamiętał od kiedy. Albo od czasu kina, albo odkąd zaszła ta cała sytuacja w klasie, z Dimą. Teraz też nie zwrócił na nią większej uwagi.
Dziewczyna tupnęła z niezadowoleniem. Była naprawdę zła. To wszystko naprawdę działało jej na nerwy. Do tej pory odzywała się do Luki, chcąc w mniejszym lub większym stopniu się z nim zaznajomić i była pewna, że jego dystans wynikał po prostu z jego osobowości. Tymczasem jak gdyby nigdy nic stał się najlepszym kumplem Timy i chyba vice versa. A Anfisa miała już dosyć. Miała dosyć bycia zawsze tą na drugim planie. Zawsze tą odtrącaną. Zawsze tą nieważną dla wszystkich. Jedyną rzeczą, której nie potrafiła znieść, to obojętność w stosunku to jej osoby. Nawet gdy po raz pierwszy się zakochała... Była w stanie zrobić wszystko dla swojego ukochanego. Jedno jego słowo, czy kiwnięcie palcem, a ona już przy nim była, gotowa zrobić wszystko, co tylko chciał. Był dla niej wszystkim, podczas gdy ona była dla niego... Nikim. A teraz to się powtarzało.
— Ona chyba mnie nie cierpi — Tima zaśmiał się cicho, nieco z rezygnacją spoglądając na Anfisę.
Jakie było jego zdziwienie, gdy czarne loki zaczęły podskakiwać, kiedy ich właścicielka ruszyła w kierunku Timy i Luki. Czerwonowłosy uniósł brwi i pociągnął Lukę za rękaw, zatrzymując się. Gdy blondyn odwrócił się i spojrzał na dziewczynę idącą w ich stronę, Tima automatycznie schował się nieco za jego plecami. Nie miał ochoty na jakąkolwiek konfrontację i niemiłą wymianę zdań, zwłaszcza na szkolnym boisku, gdzie byli podani gapiom jak na tacy. Anfisa tymczasem podeszła do nich już dostatecznie blisko, więc przystanęła. Spojrzała prosto na, kryjącego się za plecami Luki, Timę.
— Przepraszam — odezwała się nagle. — Za to wtedy w klasie i... Za to w kinie również — dokończyła, spoglądając na krótki moment na jasnowłosego, po czym powróciła z powrotem wzrokiem do mniejszego z chłopaków.
Tima wytrzeszczył oczy na dziewczynę, niemal nie wierząc w to co słyszy. W tym momencie musiał wyglądać naprawdę głupio, jednak jego umysł na moment przerwał swoją pracę i wyblakł. Policzki chłopaka przybrały odcień podobny jego włosom, a on sam potrzebował chwili, by cokolwiek z siebie wydusić.
— Ja... Jasne, nie ma problemu — wypalił, nieco zbyt piskliwie, przez co poczerwieniał jeszcze bardziej. — Wiesz... Sorry, spieszymy się, więc już pójdziemy — powiedział, uśmiechając się do Anfisy nieco krzywo, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę wyjścia z terenu szkoły, ciągnąc Lukę za rękaw.Luka po raz pierwszy od kilku dni kiwnął głową dziewczynie na pożegnanie. Zresztą wiele więcej zdążyć zrobić by nie zdołał, będąc pociągniętym szybko przez Timę.
— Kurwa... — czerwonowłosy jęknął, zakrywając twarz dłonią, gdy już znaleźli się poza polem widzenia Anfisy. — Chcę umrzeć. Pójdę sobie i umrę!
Luka przez chwilę milczał, będąc nieco zaskoczony reakcją Timy.
— Jesteś zauroczony w Anfisie? — zapytał od niechcenia.
— Że co?! — Tima spojrzał na Lukę, odkrywając twarz, której kolor miast blaknąć, jeszcze przybrał na intensywności. — Nie! Znaczy... Nie wiem... Jest... Ładna — wydukał. — Ale to i tak nieważne, bo nawet do niej nie podejdę — odparł po chwili, nieco się uspokajając. — Powinienem udzielać ludziom prywatnych lekcji, jak zrobić z siebie idiotę w pięć sekund — westchnął.
Luka odwrócił się, nagle nieco zniechęcony tą rozmową. Więc Tima uważał, że Anfisa jest ładna..
— Nie powinieneś się z nią zadawać.
— A niby dlaczego? — spytał, nim zdążył to przemyśleć. — Znaczy, nie żebym chciał... Raczej średnio mi wychodzi dogadywanie się z dziewczynami... —Tima westchnął, przeczesując ręką włosy. — Mniejsza. Po prostu uważam że jest ładna i tyle, nic wielkiego... — bąknął.
Przecież i tak nie miał zamiaru zbliżać się do ludzi w klasie. To dotyczyło również Anfisy. Nie rozumiał jednak reakcji Luki. Wydawał się być nieco zirytowany. Choć u blondyna ciężko było rozróżnić jakiekolwiek emocje, bo prawie non stop miał ten sam wyraz twarzy, to Tima jednak nieco nauczył się już rozróżniać jego nastrój na podstawie delikatnych zmian mimiki, gestów i tonu jego głosu.
Na tym zakończyli rozmowę na temat Anfisy.
***
Jegorij naprawdę źle się czuł. Siedząc w samochodzie, miał wrażenie, że brakuje mu tlenu. Rozpiął płaszcz i poluzował nieco krawat, wykorzystując chwilę, gdy stał na światłach. Obraz przed oczami nieco mu się zamazywał i pielęgniarz był świadomy, że w tym stanie nie powinien prowadzić, ale musiał przecież jakoś wrócić do domu. A nie miał nikogo, do kogo mógłby zwrócić się o pomoc.
Nawet nie zauważył nadjeżdżającego samochodu, gdy wjeżdżał na główną drogę. Choć normalnie nigdy by tego nie przeoczył, teraz po prostu nie zauważył. Słyszał pracę swojego serca i własny ciężki oddech. A potem już tylko dźwięk klaksonu i pisk opon.
_________________________
Cześć i czołem! Nie wierzę, że udało mi się skończyć dzisiaj ten rozdział, że w ogóle dałem radę do niego usiąść. Spałem ledwie trzy i pół godziny, a wstałem po czwartej, więc... No ale jest, udało się! Bardzo chciałem Wam to dzisiaj przynieść. :3
Z tego miejsca chcę gorąco podziękować @_Neoli_ której dedykuję ten rozdział, w podzięce za cudowne fanarciki, które od niej dostałem! ♥
Prawda, że przecudowne? Swoją drogą, Tima w dolnym rogu kompletnie rozmiękcza moje serducho! *^* A jego czapunia z misimi uszkami to hit.
Jeśli ktokolwiek z Was jeszcze kiedykolwiek popełnił, lub zamierza popełnić fanarta, to koniecznie się pochwalcie!
A co do treści dzisiejszego rozdziału... Wiem, wiem że na końcu strzeliłem kompletnym polsatem, ale TAK MIAŁO BYĆ, OKEJ? A teraz padajcie na zawał.
JEGORIJ MIAŁ WYPADEK? UMRZE, CZY PRZEŻYJE? BĘDZIE SPARALIŻOWANY? [ZOBACZ ZDJĘCIA].
Taaak... Jednak to nie jest najciekawszy motyw tego rozdziału. Mnie osobiście najbardziej cieszy tu Ian i Anfisa, czyli z tego co zauważyłem, dwie najbardziej znienawidzone postacie w tym opowiadaniu. xD
A szkoda, bo są jednymi z najciekawszych i... Najsmutniejszych.
Jak myślicie? Uczucia Iana są prawdziwe, czy to tylko kolejna z jego gier? Czego tak naprawdę chce od Saszy? Czy Ian naprawdę jest stricte negatywną postacią?
A Anfisa? Jest rozpieszczoną licealistką, niewidzącą świata poza własnym nosem, a może dziewczyną, którą spotkało coś naprawdę przykrego? W końcu tak bardzo boi się odrzucenia.
Tima i Luka. W końcu sielanka, przestali rzucać się sobie do gardeł. A gdyby tak teraz to wszystko jebło? hehhehehe. :3
Z tymi słowami Was pożegnam, męczcie się i myślcie do następnego rozdziału. Tulaski!
~Kid
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro