XVI
W poniedziałek Tima zjawił się w szkole nieco wcześniej niż zwykle. Od razu po wejściu do klasy zajął swoje miejsce i rozłożył się na blacie, ziewając cicho. Nie wyspał się za bardzo dzisiejszej nocy. Zerknął na pustą ławkę przed sobą i westchnął cicho, widząc, że Luki jeszcze nie ma. Czerwonowłosy zdał sobie sprawę z tego, że wyczekiwał momentu, w którym blondyn zjawi się w szkole. Teraz bez niego było jakoś dziwnie. Chwycił zeszyt i otworzył go na losowej stronie, zaczynając bazgrać po marginesie. Po chwili kątem oka zauważył, że ktoś siada na blacie ławki Luki. Uniósł głowę, lecz dostrzegł nie tego, kogo się spodziewał.
— Masz dzisiaj dość dobry humor. Niezwykłe... — rzucił kpiąco Dima, gapiąc się w ekran swojego telefonu.
Timofiej uniósł brwi, nieco zaskoczony tym, że chłopak się w ogóle do niego odezwał. Choć czerwonowłosy raczej się z tego nie cieszył. Nie darzyli się sympatią.
— A ty chyba pomyliłeś ławki. Może pora zacząć patrzeć przed siebie, zamiast w ekran — odgryzł się.
Dima spojrzał z nienawiścią na Timę i wygasił telefon, czerwieniąc się ze złości.
— Wygadany jesteś. Jak widać, twoja matka była zajęta czymś innym, niż wychowaniem cię. — uśmiechnął się i kiwnął nogami do tyłu, pochylając się przy tym nieco do przodu.
— Dima, daruj sobie — powiedziała Anfisa, podchodząc nieco bliżej.
Jej czarne loki zdawały się podskakiwać jeszcze bardziej niż zwykle. Najwyraźniej była nie w humorze. Robiła wtedy prężniejsze kroki. Uniosła jedną brew i splotła ręce na piersi. Ale Dima tylko roześmiał się na jej słowa.
— Ale sama wiesz, prawda? Nasz kochany, biedny Tima nie ma tatusia... A powód? — udał, że się zastanawia, a po chwili uderzył swoją prawą pięścią w rozwartą, lewą dłoń. — Pewnie za trudno było zgadnąć kto nim jest! Tak wielu ich było... — pokręcił głową, z rozżaleniem, jakby naprawdę był to problem, który spędza mu sen z powiek.
Anfisa tylko przewróciła oczami, ale Dima chwilę później się roześmiał.
Trwało to może sekundę. Krzesło z łoskotem się przewróciło, zwracając na nich uwagę wszystkich zebranych w klasie, gdy Timofiej gwałtownie wstał. Ściskał w pięści koszulkę Dimy, przyciągając go do siebie.
— Jeszcze raz obraź moją matkę, to obiecuję, że twoja cię, kurwa, nie pozna — wysyczał. — Gówno wiesz, więc trzymaj mordę na kłódkę — warknął.
— Uuu, już się boję... — Dima zamachał ostentacyjnie rękoma w powietrzu, jakby prosił o ratunek.
Anfisa za to podeszła i położyła dłoń na ramieniu Timy, rozglądając się przy tym dyskretnie po klasie.
— No ale już... Bez agresji, dobrze? Nie jesteśmy dziećmi — poprosiła, rzucając przy tym Dimie groźne spojrzenie, sugerujące że tym razem ma skończyć.
— Bez agresji? — Tima odwrócił się i chyba po raz pierwszy spojrzał Anfisie prosto w oczy.
Brwi miał ściągnięte i patrzył na dziewczynę z pewną dozą żalu i irytacji.
— Powiedz to, gdy to tobie wyzwą matkę od kurew — powiedział tak cicho, że tylko czarnowłosa mogła to słyszeć.
Obrócił się na pięcie i szybkim krokiem wymaszerował z klasy, mijając w drzwiach Lukę, którego nawet nie zauważył, mimo że blondyn się przywitał. Tima nie patrzył gdzie idzie. Szedł przed siebie, czując jak buzuje w nim taka furia, jakiej nie czuł już od dawna. Miał ochotę kogoś skrzywdzić. Zranić i upodlić, tak jak upadlano jego samego i jego matkę. Miał ochotę zatkać te wszystkie wygadane gęby i poucinać kłamliwe języki. Timofiej usiadł pod ścianą na korytarzu i wplątał palce w czerwone włosy, podciągając kolana pod brodę. Nie wiedział jak pozbyć się w tej wściekłości. Miał wrażenie, że jeśli czegoś nie zniszczy, albo kogoś nie uderzy, to to palące uczucie rozerwie go od środka.
Gdy tylko Tima minął go bez słowa, Luka wiedział już, że coś było nie tak. Stojąc w drzwiach sali najpierw obejrzał się a odchodzącym w głąb korytarza chłopakiem, a następnie rozejrzał się po klasie. Dostrzegł wyraźnie wyprowadzonego z równowagi Dimę i równie poirytowaną Anfisę, którzy żywo ze sobą o czymś dyskutowali. Jednak rozmawiali na tyle cicho, że Luka nie był w stanie rozróżnić słów. Luka nie podszedł do swojej ławki, z nikim się też nie przywitał. Zamiast tego postanowił od razu udać się za czerwonowłosym. Na szczęście Tima nie odszedł zbyt daleko. Tima słyszał czyjeś kroki, więc podniósł głowę, by zobaczyć kto się za nim powlókł. Gdy ujrzał Lukę, odwrócił wzrok. Nie cieszył się z jego obecności, szczególnie, że sam nie czuł się najlepiej. Obawiał się, że w złości powie coś, czego by nie chciał mówić i pokłóci się z blondynem.
— Lekcje zaraz się zaczną — zachrypiał i odkaszlnął cicho, zasłaniając usta dłonią. — Wracaj do sali, też zaraz idę — skłamał.
Nie zamierzał teraz wracać na lekcje, bo nie mógł mieć pewności, czy nie skończy się to złamaniem szczęki Dimie. Czerwonowłosy oddychał płytko i był wyraźnie bledszy niż zwykle. Dłonie nieco nerwowo mu drżały, tak samo jak głos, gdy mówił.
— Luka do cholery, nie gap się tak na mnie — warknął. — Jestem naprawdę wkurwiony, więc zostaw mnie w spokoju. Proszę — dodał z naciskiem.
— Co się stało? — spytał cicho Luka. Odwrócił posłusznie wzrok od chłopaka, jednak usiadł obok niego na podłodze. — Przecież oni zawsze cię tak irytują... Prawda? A teraz jakoś bardziej wydajesz się być... — jasnowłosy szukał w głowie odpowiedniego określenia — ...tym przejęty — dokończył w końcu, jakby nieco bezradnie.
Nie wydawało mu się, by Tima miał wrócić do sali, więc prawdopodobnie skłamał. Z tego też powodu Luka nie miał zamiaru wracać, szczególnie, gdy chłopak powiedział, by zostawił go w spokoju. Z jakiegoś powodu Luka bardzo nie lubił, gdy ktoś mu mówił co ma robić.
— Przecież powiedziałem żebyś poszedł, a nie robił za moją niańkę — syknął Tima, ale zaraz ugryzł się w język.
Musiał się kontrolować. Musiał się tego nauczyć. Skoro inni tak mogli, to on również potrafi. Wziął głęboki oddech i spojrzał na Lukę.
— Dima... Mówił o mojej matce i o moim ojcu — niemal wycedził przez zaciśnięte zęby. — Że matka mnie nie wychowała, a ojca nie mam bo nie wiadomo kto nim jest — warknął, zaciskając pięści, aż pobielały mu knykcie. — Jak byś się czuł, gdyby nazwali twoją matkę kurwą? W dodatku niesprawiedliwie? Czy ktokolwiek w tej pierdolonej szkole wie, że mój ojciec tak naprawdę nie żyje? — nieco podniósł głos, ale zaraz upomniał się w myślach. — Nikt nie wie, a wszyscy mówią — dodał już ciszej i przetarł dłonią wilgotne oczy.
To była reakcja, do której kompletnie był nieprzyzwyczajony. Płacz. Kiedy płakał ostatni raz? Timofiej tego nie pamiętał. Zawsze starał się być silnym, by jego mama nie musiała się martwić. A tymczasem przysparzał jej tylko coraz więcej problemów.
Luka powoli zaczynał się irytować, zastanawiając się dlaczego w ogóle tu przyszedł. Jednak Tima odezwał się zanim jasnowłosy zdążył jakkolwiek zareagować. Na całe szczęście nie musiał odpowiadać na pytania, które nadlatywały jedno po drugim. To była bardzo dobra wiadomość, bo nad niektórymi musiałby się zastanowić. Po chwili usłyszał niezbyt głośne pociągnięcie nosa.
— Płaczesz? — spytał, patrząc na Timę wręcz z jakąś dziwną fascynacją.
Pierwszy raz widział, by chłopak płakał, mimo że nieraz już ktoś go wkurzał lub był na granicy swojej wytrzymałości. A może Luka się mylił? Może granica jego wytrzymałości leżała tak naprawdę zupełnie gdzie indziej?
— Nie płaczę, kurwa — syknął cicho, nieco zduszonym głosem, chowając głowę w ramiona.
Teraz było mu wstyd. Nie mógł zatrzymać łez, które powoli ściekały po jego policzkach i były dowodem słabości. Dowodem, że Timę można bardzo łatwo skrzywdzić. Wystarczy tylko wypowiedzieć odpowiednie słowa. Nie chciał pokazać nikomu takiej twarzy. A już na pewno nie tym, którym nie ufał. Jednak ucisk w gardle nie chciał zelżeć, a jedynie przybierał na sile, zmuszając chłopaka do zaczerpnięcia oddechu i wypuszczenia z siebie cichego szlochu.
— Ale... — Luka mruknął po chwili — ... płaczesz — dokończył niepewnie.
No bo przecież płakał, prawda? Więc czemu mówi, że nie?
— To dlatego że jestem wkurzony — odpowiedział Tima, jakby próbował jeszcze jakoś uratować swoją nadszarpniętą dumę.
Jasnowłosy przysunął się do niego nieco bliżej, niezbyt wiedząc co zrobić w takiej sytuacji, jako że pierwszy raz w życiu zdarzyło się, by ktoś przy nim płakał, a w otoczeniu nie było nikogo innego. W końcu, traktując przy okazji Timę niczym wystraszone zwierzątko, położył delikatnie dłoń na jego ramieniu.
— Nie płacz — powiedział cicho.
Tima drgnął niespokojnie, gdy Luka położył dłoń na jego ramieniu. Nie był przyzwyczajony do tego. I w zasadzie nie przepadał za tym, gdy dotykali go obcy ludzie. Jednak teraz było jakoś inaczej. Luka próbował... pocieszyć Timę. Czerwonowłosy poczuł się nieco zażenowany tą sytuacją. Rozkleił się i teraz blondyn musiał go pocieszać. Wyprostował się, przetarł oczy i wziął kilka głębszych oddechów.
— Nie płaczę — powtórzył.
Cóż, już nie płakał. Po chwili spojrzał na Lukę, nieco płochliwie.
— Ale... Nie mów o tym nikomu, okej? — poprosił. — Ani o tym co tu widziałeś, ani o tym co ci powiedziałem.
Nie miał wyboru, musiał mu zaufać. Ale choć Tima nie przyznawał się do tego przed samym sobą, to już jakiś czas temu dopuścił do siebie Lukę bliżej, niż kogokolwiek innego.
Luka odgarnął z czoła chłopaka lekko wilgotny od łez kosmyk włosów. Sam poczuł się zaskoczony tym, co właśnie zrobił. Ale ponieważ przyszło mu to naturalnie, nie było to sztywne, czy zdystansowane, jak to było zazwyczaj, a bardziej takie... ciepłe i szczere. Zabrał rękę, jako że ta myśl wywołała u niego lekki dyskomfort. Nie pamiętał, nie mógł sobie przypomnieć kiedy ostatni raz dotknął kogoś w tak łatwy sposób, bez zastanowienia. Ciemne oczy Timy, spoglądały na niego niepewnie.
— Nikomu nie powiem... Poza tym, zazwyczaj nie jestem zbyt gadatliwy — pozwolił sobie na łagodny uśmiech.
Teraz rozumiał dlaczego, i co takiego sprawiało, że chłopak tracił nad sobą kontrolę. Poza tym matka czerwonowłosego wydała mu się taka przyjazna i otwarta. Myśl, że ktoś mógłby ją obrażać sprawiała, że nawet w Luce pozostawał niesmak.
Gest Luki, zwykłe odgarnięcie kosmyka włosów, sprawił, że Tima poczuł się nieco zawstydzony. To było takie... Dziwne. Chłopacy raczej się tak nie zachowywali, a przynajmniej Tima tego nie zauważył. Jednak odwzajemnił uśmiech Luki i powoli wstał z podłogi.
— Dzięki — mruknął, otrzepując dłonie. — Chyba powinniśmy wrócić do klasy, jest środek lekcji — westchnął, mając lekkie wyrzuty sumienia, że z jego winy Luka będzie miał nieobecność na zajęciach.
Jednak gdy już ruszyli do klasy, Tima zatrzymał się i złapał blondyna za rękę.
— Czekaj — poprosił, ściskając, niezbyt mocno, jego nadgarstek. Wpatrywał się przy tym w czubki swoich butów.
Luka przystanął, zatrzymany przez Timę. Spojrzał na niego pytająco.
— Wszystko w porządku? — zapytał.
— Bo... Dlaczego ty w ogóle jesteś dla mnie miły? — spytał, wypuszczając jego rękę. — To wyjście do kina i w ogóle... Wiesz, nie to, żebym miał coś przeciw tobie, ale po prostu... — zamilkł na chwilę, nieco przygryzając dolną wargę i bawiąc się kolczykiem. — Nie lubię wymuszonej sympatii... Więc jeśli znowu jest ci mnie szkoda, czy coś, to doceniam, ale nie chcę litości — powiedział i dopiero wtedy uniósł głowę i spojrzał na Lukę.
Nie to, żeby nie cieszył się, że chociaż ktoś z nim normalnie rozmawia w tej szkole. Jednak nie chciał, by robiono to z litości, a nie ze szczerej sympatii. Nie lubił kłamców. Wpatrywał się w Lukę jakby doszukiwał się jakichkolwiek oznak zakłamania, lub wręcz przeciwnie. Jakby oczekiwał, że zaprzeczy.
Luka znowu patrzył. Ostatnimi czasy, poza książkami, stanowiło to jego drugie, ulubione zajęcie.
— Ja... — zastanowił się przez chwilę, bo aż nie wiedział, co powiedzieć.
A może po prostu sam się nad tym zbytnio nie zastanawiał?
— To nie jest wymuszona sympatia — odparł w końcu, wpatrując się prosto w ciemne oczy chłopaka. — Na początku może trochę robiłem to ze względu na prośbę Saszy, ale... — po raz kolejny przerwał w połowie zdania.
Przy Timie z jakiegoś powodu zdarzało mu się to częściej niż zazwyczaj.
— Nie jestem chyba jakoś specjalnie miły... — podsumował.
Jednak w tym samym momencie uświadomił sobie, że to nie była prawda. Traktował czerwonowłosego inaczej niż resztę. Inaczej niż Saszę, Anfisę, Dimę, rodziców czy kogokolwiek innego.
— Nie wiem... — westchnął ciężko, jakby samemu nie wiedząc co o tym myśleć. — Po prostu jesteś... W jakiś sposób inny od osób, które spotkałem do tej pory...
Tima słuchał Luki uważnie, będąc zaskoczony jego ostatnimi słowami. Przez chwilę nie wiedział co powiedzieć, więc tylko pokiwał głową, na znak, że rozumie.
— Okej, skoro tak, to nie mam nic przeciwko. Pozwalam ci być dla mnie miłym — powiedział i odzyskując już swoją zwyczajną, nonszalancką postawę, która w rzeczywistości była próbą zamaskowania tego, że był zmieszany, klepnął lekko Lukę w ramię.
— A tak w ogóle z tym byciem miłym... To nie masz racji. Jesteś milszy niż reszta ludzi w tej szkole. Łącznie z gronem pedagogicznym — spojrzał na Lukę, unosząc brwi. - Nie wiem, czy to że jestem inny od innych, to miał być komplement, czy raczej nie, ale... W sumie to cieszę się — mruknął, przybierając już poważny wyraz twarzy i przestając się zgrywać. — Ty też wydajesz się całkiem spoko. Jesteś mądry, lubisz książki... I nie mówisz za wiele — dodał, śmiejąc się cicho. — A przynajmniej nie mówisz o rzeczach, o których nie masz pojęcia, a to spora zaleta.
Luka chyba nigdy nie usłyszał od nikogo, że jest miły. Uniósł więc lekko brew. Nieco dziwnym też wydało mu się klepnięcie go w ramię, choć sam przed chwilą zrobił coś dziwniejszego. Jasnowłosemu brakowało czasem obiektywnego spojrzenia. Inaczej postrzegał swoje działa niż innych i vice versa.
— Mimo wszystko nie wydaje mi się, bym był miłą osobą — mruknął.
Timę po prostu traktował nieco inaczej, więc wnioskowanie, że Luka jest taki, a nie inny, na podstawie tego jak zachowywał się w stosunku do czerwonowłosego było po prostu błędne.
— Wracamy do klasy? — zapytał, samemu nie wiedząc czy naprawdę jest sens wracać na połowę lekcji. Jednak chyba lepiej tak niż nie iść na nią wcale...
Tima tylko skinął głową i ruszył w kierunku sali. Gdy weszli do środka, zostali ochrzanieni przez nauczycielkę, która wypomniała kompletny brak wychowania i arogancję, całemu ich pokoleniu, a następnie zostali odesłani na swoje miejsca. Tima spojrzał na Dimę, który przypatrywał mu się niechętnie. Czerwonowłosy postanowił to zignorować i odwrócił wzrok, siadając na krześle i wyjmując zeszyt, choćby na pokaz.
_________________________
Cześć i czołem. Przyznam szczerze, że nie wierzyłem, ze uda mi się ruszyć cokolwiek w tym miesiącu. Wracam z pracy, idę spać, wstaję i idę do pracy - tak wygląda moje życie, nie polecam spożywczaków.
Czuję się źle, nie mając kompletnie czasu dla siebie, ani na rzeczy, które lubię robić. Ale cóż, kiedyś trzeba było zacząć być dorosłym, nawet jeśli się takim nie czuję. Cyferki w dowodzie zobowiązują.
Lubię bardzo ten rozdział. Mam wrażenie, że Luka i Tima to takie dwa aspołeczne ziemniaki, które się gdzieś spotkały i kompletnie nie potrafią w znajomości. Wychodzi im to tak mega niezręcznie! Dajcie koniecznie znać co Wy o tym sądzicie, czy rozdział Wam się podoba. Proszę też o to, by dać mi znać w komentarzu, jeśli ktoś gdzieś wyłapie błąd. Bo przyznaję, że korekta byłą na szybko, robiona przed popołudniową zmianą. xD
Jeszcze kilka słów odnośnie mojej aktywności.
Nie mam pojęcia z jaką częstotliwością będą ukazywały się kolejne rozdziały Cyki. Nad Dancerem pracuję cały czas, ile mogę to doskrobię, jednak mam ograniczony budżet czasowy. To by było na tyle, trzymajcie się cieplutko!
~Kid
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro